niedziela, 6 kwietnia 2025

Fury MAX. Tom 1

Przyznaj się, lubisz to


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Garth Ennis opowie nam dziś, dlaczego Nick Fury nosi opaskę na lewym oku. Między innymi oczywiście – razem z rysownikiem Darickiem Robertsonem przedstawi nam dwie historie dowódcy słynnej organizacji S.H.I.E.L.D. Jedną dziejącą się współcześnie, drugą w czasach drugiej wojny światowej, kiedy to Fury miał dwadzieścia kilka lat i był sierżantem armii amerykańskiej.

Tak właściwie mamy tu do czynienia z bardzo fajnym nawiązaniem do komiksowych początków tej postaci w czasie wielkiej komiksowej rewolucji Marvela. W maju 1963 roku wystartowała seria „Sgt. Fury and his Howling Commandos” Stana Lee i Jacka Kirby’ego (bo kogóż innego?!), w której śledzić można było przygody specjalnej jednostki wojskowej walczącej z nazistami podczas wojny. Jednocześnie w grudniu tego samego roku Nick Fury zaczął występować w odnoszącej wówczas wielkie sukcesy serii „Fantastic Four” jako szpieg i jeden z najważniejszych agentów amerykańskiej organizacji S.H.I.E.L.D. Wydany właśnie przez Egmont pierwszy tom „Fury. MAX” przywołuje obydwie wersje Fury’ego. W dwóch sześcioodcinkowych opowieściach mamy do czynienia najpierw z podstarzałym, zgorzkniałym i zmęczonym życiem człowiekiem, który zjadł zęby na wszelkiego rodzaju tajnych misjach wywiadowczych, a potem z młodym, niedoświadczonym, ale niezwykle walecznym, żołnierzem. Fani komiksu amerykańskiego wiedzą, że Garth Ennis i Darick Robertson są autorami niesamowitych „Chłopaków” – wiedzą zatem, czego mogą się spodziewać. I dokładnie to otrzymują.


Pierwsza historia to limitowana seria „Fury” vol.2 wydana w 2001 roku. Nick Fury cierpi na brak zajęcia, nie jeździ na akcje, bo nie ma takiej potrzeby, a zimna wojna już dawno się skończyła. U władzy S.H.I.E.L.D. siedzą jacyś gogusie niemający pojęcia o prawdziwej akcji, dookoła niego krążą same wymoczki, a Ameryka zamieniła się w „Stany Zjednoczone Ciot”. „Chryste Wszechmogący… daj mi nową wojnę” – myśli Fury, ale wiadomo, oficjalnie nie może mówić tego głośno. Okazja do zmiany tego stanu rzeczy pojawia się wraz z rewolucją na tajemniczej Wyspie Napoleona nieopodal Pearl Harbor. Fury wie doskonale, że za wywołanym tam przewrotem wojskowym stoi jego stary wróg ze zbrodniczej „Hydry” – bezlitosny Rosjanin Rudi Gagarin (!). Fury zbiera ekipę i ma ruszyć na wyspę jako obserwator z ramienia ONZ – ale przecież dobrze wiemy, że tak się to nie zakończy. Wyspa Napoleona spłynie krwią.

Druga opowieść to również zamknięta w sześciu odcinkach seria „Fury. Peacemaker” z 2006 roku. Nick, podczas dramatycznych walk na pustyniach Tunezji w 1943 roku, poznaje niezwykle inteligentnego, prawdopodobnie skrajnie niebezpiecznego, młodego nazistowskiego oficera Stephena Barkhorna. Niemiec daruje mu życie, ale nie wie jeszcze, że przyjdzie im się spotkać ponownie. Rok później Fury, wraz z grupą innych specjalnie wyselekcjonowanych do tego zadania żołnierzy, rusza na pogranicze belgijsko-niemieckie, aby dokonać zamachu na działającego tam Barkhorna. Młody nazistowski feldmarszałek jest bowiem jednym z najniebezpieczniejszych niemieckich oficerów, którego działania mogą poważnie opóźnić nadchodzący powoli koniec wojny.


Nick Fury w wersji Ennisa z 2001 roku zniesmaczył podobno wielu marvelowskich redaktorów ze Stanem Lee na czele. Dawny bohater narodowy i wzór do naśladowania jest tu pijakiem, dziwkarzem, wulgarnym przemocowcem tęskniącym za kolejnym przelewem krwi. Starcie Fury’ego i Gagarina na Wyspie Napoleona pokazuje, że obaj panowie nie różnią się od siebie za bardzo – Gagarin po prostu nie ukrywa, że kocha wojnę i zabijanie, a Fury nie chce się do tego przyznać. Dwaj starsi panowie są tu w swoim żywiole, wśród latających pocisków, oderwanych kończyn i tryskającej posoki. Ba, Garth Ennis też chyba był w siódmym niebie – widać tu nieokiełznaną, wielką radość z pisania dokładnie takiego komiksu, do jakich nas Irlandczyk zdążył przyzwyczaić. Krew, flaki, seks, przemoc – wszystko oczywiście karykaturalne, jak w „Hitmanie”, „Chłopakach” czy „Kaznodziei” (uważny czytelnik znajdzie rozbrajające nawiązanie do tego ostatniego tytułu przy okazji przytaczania historii pewnego „młodego Amerykańca”).


„Fury. Peacemaker” jest już nieco bardziej stonowany. Wydany w czasach inicjatywy „Marvel Knights” przypomina swą estetyką raczej „Punishera” Ennisa (zarówno tego z „Marvel Knights” właśnie, jak i z serii „MAX”). „Kto chce coś osiągnąć podczas wojny, musi umieć czerpać z niej frajdę” – mówi Barkhorn, a Ennis pokazuje, że potrafi pisać o tych tematach trochę poważniej, na serio podchodząc do wojny jako tematu z potencjałem na opowieści nie tylko akcji, ale i podejmujące ważkie, często filozoficzne zagadnienia. „Peacemaker” jest po prostu bardzo realistyczny – nadal bardzo brutalny i dosadny, ale nie tak przeszarżowany jak pierwsza część omawianego dziś tomu.

Garth Ennis zatrudniony został przez Marvel do napisania nowych przygód Fury’ego na fali wielkich zmian w wydawnictwie u progu dwudziestego pierwszego wieku. To wtedy Spider-Manem zajął się J. Michael Straczynski, X-Menami Grant Morrison, a X-Force przemianowano na X-Statix. Oburzenie Marvela trochę dziwi, wszak wiadomo było, co Ennis wyprawiał pod koniec lat dziewięćdziesiątych w „Kaznodziei” i „Hitmanie”. A gdy do rysowania usiadł dodatkowo taki gość jak Darick Robertson, znany wówczas z tego, że w „Transmetropolitan” często przekraczał pewne niepisane normy, powinno być jasne, jaki komiks otrzymamy. Robertson jest stworzony do współpracy z Ennisem – dokładnie tak, jak Steve Dillon (wspomniany „Kaznodzieja”). Znakomicie łączy gore i przemoc z rozbrajającym czarnym humorem. Nic dziwnego, że to właśnie Robertson zaraz po „Peacemakerze” zabrał się z Ennisem za „Chłopaków”.


Pod koniec „Peacemakera” Fury wznosi toast „za koniec tej wojny i początek wielu kolejnych”. Tak właśnie Ennis widzi tę postać – jako zakochanego w wojnie żołnierza, któremu sens życia nadaje walka. Ciekawa interpretacja – numer 1 na grzbiecie omawianego dziś albumu sugeruje, że dostaniemy od Egmontu więcej. Prawdopodobnie będzie to trzynastoodcinkowy „Fury. My War Gone By” ze scenariuszem (znów) Ennisa i rysunkami Gorana Parlova, z którym Irlandczyk współpracował przy „Punisher. MAX”. Mam nadzieję, że moje przewidywania się sprawdzą.




Tytuł: Fury MAX. Tom 1
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Darick Robertson
Tłumaczenie: Mateusz lis
Tytuł oryginału: Fury #1-6; Fury. Peacemaker #1-6
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: luty 2025
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328175075

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz