niedziela, 12 listopada 2023

Amazing Spider-Man Epic Collection. Rzeź maksymalna

Czarno-biały świat

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Kolejny tom „Amazing Spider-Man Epic Collection” zawiera jeden z najbardziej znanych eventów Marvela lat dziewięćdziesiątych. Wydarzenie o nazwie „Maximum Carnage”, choć ograniczone tylko do komiksów ze Spider-Manem, wymieniane jest często jako jedna z historii charakterystycznych dla tej dekady – a nie jest to wcale najlepszy komiks z Człowiekiem Pająkiem tamtych lat. Ba, to nawet nie jest szczególnie dobry komiks.

„Maximum Carnage” wyszło w Polce w czasach TM-Semic – między listopadem 1995 a czerwcem 1996 roku. Teraz przyszła pora na edycję zbiorczą w ramach „epickich kolekcji”. Ten tom, już ósmy w Polsce, jest nieco inny niż poprzednie, skupiające się przede wszystkim na najważniejszym tytule z Pajęczakiem, czyli „The Amazing Spider-Man”. Tym razem mamy pełen przekrój przez pajęcze serie – wszystkie, które wydawane były pierwotnie od czerwca do sierpnia 1993 roku. Omawiane dziś wydarzenia miały miejsce bezpośrednio po dwusetnym numerze „The Spectacular Spider-Man”, w którym zmarł Harry Osborn – pamiętamy te dramatyczne wydarzenia z wydania zbiorczego od Muchy sprzed dwóch lat. W tym samym czasie w „The Amazing Spider-Man” #375 doszło do zawarcia sojuszu między Spider-Manem a Venomem („Amazing Spider-Man Epic Collection. Plaga pająkobójców”) – ten drugi rusza przed siebie i obiecuje zostawić Pająka w spokoju. Z kolei w „Web of Spider-Man” i „Spider-Man” zakończyły się właśnie kilkuodcinkowe opowieści i w życiu Petera Parkera zrobiło się niby spokojniej. Niby.


Cletus Kasady, alias Carnage, połączony z fragmentem symbiontu Venoma, ucieka z Ravencroft, więzienia dla chorych psychicznie superłotrów. Dołącza do niego niejaka Shriek, ostro walnięta i bezlitosna zabójczyni z dziwnym makijażem. Po drodze wpadają na sześciorękiego doppelgangera Spider-Mana błąkającego się bez celu po mieście po wydarzeniach z „Wojny nieskończoności”. Jakiś czas później dołączają do nich inni superłotrzy – Demogoblin, Carrion i ktoś tam jeszcze. Wszyscy zostają „adoptowani” przez Carnage’a i Shriek, tworząc swego rodzaju morderczą rodzinkę. Jaki mają plan? „Jedynym celem jest brak celu, jedynym planem jest brak planu” – mówi Carnage, czyli głowa rodziny, i rozpoczyna tym samym tytułową „Rzeź maksymalną”. Chaos, stosy trupów, bezsensowna jatka, nieuzasadniona przemoc i totalne szaleństwo. Jak powiedział jeden z bohaterów filmu „Mroczny rycerz”: „Niektórzy chcą po prostu patrzeć, jak świat płonie”. „Rzeź maksymalna” to oczywiście Marvel, a nie DC, ale umieszczenie tego cytatu w tym właśnie miejscu jest zasadne, do czego zaraz wrócę.


Spider-Man musi to wszystko powstrzymać, choć po wydarzeniach z „The Spectacular Spider-Man” ledwo trzyma się na nogach. Powoli sam formuje swoją własną ekipę, której najważniejszym członkiem staje się wspomniany już Venom. Eddie Brock powraca do Nowego Jorku po wydarzeniach z „Zabójczego obrońcy” i próbuje powstrzymać Carnage’a. Zarówno u złoczyńców, jak i pozytywnych bohaterów nie brakuje tarć i kłótni. U tych pierwszych wynikają one z despotycznych zapędów dowódcy, natomiast u drugich – z odmiennych wizji na to, jak można powstrzymać zło. Cała historia jest typowym, wręcz książkowym przykładem Marvelowskiego komiksu superbohaterskiego lat dziewięćdziesiątych – nieustanna bijatyka, prosta fabuła, mnóstwo niby żartobliwych dialogów podczas pojedynków (nigdy nie miałyby miejsca w realnym świecie) i zdecydowanie czarno-biały podział na dobro i zło.

Taka miała być „Rzeź maksymalna” już z założenia. Żadnych dwuznaczności, dobro wygrywa, bo jest dobre, a zło przegrywa, bo jest złe – i tyle. Zło reprezentowane przez przerażającą rodzinkę jest chaotyczne, nieuzasadnione, czarne jak smoła (coś tam autorzy próbują wyjaśniać, że traumy z dzieciństwa, samotność i tak dalej, ale ostateczny werdykt wydają jednoznacznie). Carnage i Shriek zachowują się dosłownie jak Joker i Harley Quinn – oboje pochodzą z Marvelowskiego odpowiednika szpitala Arkham, Shriek nazywa Carnage’a zdrobniałymi imionami, ten z kolei zachowuje się wobec niej i reszty bandy tak jak Joker w komiksach z lat dziewięćdziesiątych. Ba, nawet niektóre kadry przypominają te z popularnego serialu „Batman. The Animated Series”. Tak, z serialu, a nie z komiksu, bo w czasach „Maximum Carnage” Harley Quinn znana była tylko z telewizji – w komiksach zadebiutowała dosłownie dwa miesiące po „Rzezi…”. Trudno nie zauważyć delikatnych inspiracji i o nich nie wspomnieć, stąd też mój wcześniejszy cytat z „Mrocznego rycerza”.


Dobro uosabiane przez ekipę Spider-Mana nie jest aż tak oślepiająco białe, a przynajmniej z pozoru. Spider-Man otoczył się wątpliwymi moralnie pomocnikami – Czarna Kotka, Deathlok, Venom i Morbius uważają, że ogień trzeba zwalczać ogniem, a Carnage musi umrzeć. „Rzeź absolutna” stała się testem moralności Człowieka Pająka, lata dziewięćdziesiąte zwaliły mu się prosto na głowę i musiał sobie z nimi jakoś poradzić. Jak wyszło, zobaczycie sami. Wnioski końcowe potwierdzają raczej pierwotne założenia.

Rysowników i scenarzystów sporo, bo w końcu mamy do czynienia z przekrojowym wydarzeniem. Panowie od tekstu spędzali długie godziny nad wspólnym obmyślaniem scenariusza, co jest odczuwalne podczas lektury – fabuła jest naprawdę spójna i sensowna. Panowie od rysunków z natury rzeczy nie mieli szansy ani zapewne ochoty na nikomu niepotrzebne ujednolicenie swoich stylów graficznych, więc mamy aż pięć. Dlaczego? Bo oprócz czterech serii w skład eventu wchodzą dwa numery nowego kwartalnika z Pająkiem – na początku i na końcu. Mark Bagley u szczytu swoich możliwości, legendarny Sal Buscema mocno odmienny od reszty oraz niewyróżniający się zbytnio, ale dający radę, Alex Saviuk, Tom Lyle i Ron Lim.


Po „Rzezi…” znajdziemy jeszcze one-shot pod tytułem „Spider-Man, Punisher, Sabretooth. Firmowe geny” zupełnie niezwiązany z awanturą z Carnage’em. Obrzydliwe eksperymenty na zwierzętach, korporacja Roxxon, gonitwy, strzelaniny, niestabilne sojusze i nieuniknione zdrady. Komiks średniawy, dodany tu z powodów kronikarskich, raczej do zapomnienia.

Najnowszy „The Amazing Spider-Man. Epic Collection” trochę się już zestarzał, podobnie jak większość fabuł sprzed trzydziestu lat. Tu widać to jednak wyraźniej, bo „Rzeź maksymalna” jest esencją tego, czym były komiksy ze Spider-Manem między epoką Todda McFarlane’a a Johna M. Straczynskiego (uwaga – już niedługo drugi zbiorczy tom!). Komiksy te trafią przede wszystkim do odbiorców świadomych tego, czym była dla komiksu amerykańskiego ostatnia dekada dwudziestego wieku i czują do niej sentyment. Ja czuję i czekam na kolejne pajęcze epickie kolekcje od Egmontu. W 2024 roku dostaniemy zaległy zbiór „The Hero Killers” oraz następujący po „Rzezi…” album „Lifetheft” – na razie ostatni, zakończony odcinkami z drugiej połowy 1994 roku.


No ale już na początku przyszłego roku za oceanem wychodzi kolejny po „Lifetheft” epicki album. Tytułu jeszcze nie ma, ale wiemy, że rozpocznie jeszcze głośniejsze wydarzenie z tamtych lat, czyli „Sagę klonów”. Egmont wyda to w swoim czasie – to jest pewne. No, to już będą lata dziewięćdziesiąte dla prawdziwych wyjadaczy. Czekam!



Tytuł: The Amazing Spider-Man Epic Collection. Rzeź maksymalna
Scenariusz: David Michelinie, Tom DeFalco, Terry Kavanagh, J.M. DeMatteis
Rysunki: Mark Bagley, Ron Lim, Alex Saviuk, Tom Lyle, Sal Buscema, Scott McDaniel
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: The Amazing Spider-Man Epic Collection: Maximum Carnage
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: wrzesień 2023
Data wydania oryginału: czerwiec-sierpień 1993
Liczba stron: 432
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328164345

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz