niedziela, 17 października 2021

Trylogia Nieskończoności

 Wszechświat to za mało


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Wszyscy fani komiksu superbohaterskiego wiedzą kim jest Thanos. Zresztą nie tylko oni, w końcu filmy kończące trzecią fazę Marvel Cinematic Universe były jednymi z najbardziej kasowych produkcji w historii kina. Wielka filmowa „wojna bez granic” ma swój fabularny pierwowzór w komiksach Marvela sprzed trzydziestu lat – dziś cofniemy się w czasie i udamy właśnie tam, gdzie na kartach opowieści obrazkowych Thanos zwarł się w pojedynku z superbohaterami Marvela. Stawką – całe istnienie.


„Trylogia nieskończoności”, wydana przez Egmont w trzech pokaźnych zbiorczych tomach, uznawana jest za jedną z najważniejszych historii w całej historii uniwersum Marvela. Była to pierwsza fabuła rozciągnięta na skalę wszechświata, odgłosy wielkiej wojny niosły się po całym kosmosie, zaangażowano większość superbohaterów uniwersum. DC Comics miało już swój „kamień milowy” takiego właśnie (a nawet większego) kalibru – pięć lat wcześniej „Kryzys na nieskończonych ziemiach” wywrócił tamtejsze uniwersum do góry nogami. Teraz przyszła pora na młodszego konkurenta na komiksowym rynku – szalony Tytan Thanos spróbuje unicestwić połowę żyjących istot w kosmosie.

Wydawnictwo Marvel sprowadzało na Ziemię zagrożenia z kosmosu dość często już od samego początku swego istnienia. Pod koniec lat osiemdziesiątych postanowiono nie tylko przyciągnąć niebezpieczeństwo największe jak do tej pory, ale i przenieść całą akcję w przestrzeń kosmiczną. „Kosmos Marvela” zaczynał wyglądać coraz bardziej spójnie – nie bez znaczenia było to, że DC Comics, największy konkurent na rynku, uporządkował swoje uniwersum przed pięcioma laty. Jakże epicko to wtedy rysował George Perez! Nic dziwnego, że to do niego zwrócili się teraz szefowie Marvela – razem z młodym i obiecującym Ronem Limem mieli odpowiadać za całą graficzną stronę nowego przedsięwzięcia. Scenariusz powierzono popularnemu i doświadczonemu twórcy – Jimowi Starlinowi.


Kim jest Thanos? Jim Starlin wymyślił go już w 1973 roku – Szalony Tytan zadebiutował w pięćdziesiątym piątym numerze „The Invincible Iron Man”. „Thanos” to tak naprawdę „Tanatos” - Starlin w młodości fascynował się freudowskimi pojęciami Erosa i Tanatosa (Thanos ma w komiksie brata – Erosa właśnie), ale to mroczna strona człowieka okazała się ostatecznie ciekawsza fabularnie. Autor przyznał też, że wymyślony przez niego superłotr faktycznie przypomina Darkseida z DC Comics (Jack Kirby tworzył wtedy „Nowych Bogów” i nie sposób było tego nie skojarzyć), ale nie tylko – inną inspiracją była postać Metrona z tej samej serii. Thanos był mieszkańcem Tytana, jednego z księżyców Saturna – to odmieniec, który od dzieciństwa budził respekt wymieszany ze strachem. Przyszedł na świat ze skazą, „syndromem Dewianta”, który świecie zamieszkałym przez potomków Przedwiecznych był czymś niewyobrażalnym. Zło skorumpowało go bardzo szybko – uległ urokowi Pani Śmierci (tak, dosłownie personifikacji Kostuchy w uniwersum Marvela), zabił dla niej własną matkę i stał się w końcu pierwszym masowym mordercą na Tytanie. Wierny sługa Śmierci nie poprzestał na wybiciu mieszkańców własnej planety – postanowił dla niej zgładzić wszelkie życie jakie spotka. Próbował zdobyć Kosmiczny Sześcian (tak, dobrze się domyślacie – tesserakt z MCU), adoptował Gamorę i Nebulę, kombinował z wieloma równoległymi liniami czasu, zsyntetyzował potężne „klejnoty duszy” (tak, oczywiście, wiadomo o jakie klejnoty chodzi) w jeden wielki kamień, za pomocą którego chciał niszczyć gwiazdy, aż w końcu został powstrzymany przez Avengers i Adama Warlocka – zamieniony w „świadomy głaz” zniknął z komiksów Marvela. Był rok 1977.


Minęło trzynaście lat. W lutym 1990 roku wyszedł trzydziesty czwarty numer trzeciej serii „Silver Surfera”. Pani Śmierć wskrzesiła swego wiernego sługę i dała mu wielkie zadanie. Thanos musi zgładzić dokładnie połowę żywych istot we wszechświecie (dobrze to znamy!). Pięcioodcinkowa fabuła z „Silver Surfera” autorstwa oczywiście Jima Starlina, zatytułowana „Rebirth of Thanos”, była preludium do wydarzeń „Trylogii nieskończoności”. Pani Śmierć zwiększa moce Thanosa, czyni z niego jedną z najpotężniejszych istot w galaktyce i ma konkretne oczekiwania. Pierwszy tom trylogii, czyli „Rękawica nieskończoności” rozpoczyna się w Królestwie Śmierci. Thanos, garściami czerpiący wiedzę ze Studni Nieskończoności, wie jak zdobyć dodatkową moc i bez problemu wywiązać się z zadania. Do tej pory pamięta potęgę „klejnotów duszy”, które miał i stracił – co stoi jednak na przeszkodzie, aby je odzyskać? Thanos wie jeszcze jedną rzecz – taką, o której nie ma pojęcia nikt inny. Klejnoty duszy nie są po prostu potężnymi artefaktami. U zarania wszechświata stanowiły jeden byt, rozumną istotę o nieograniczonej mocy – wszystko było nią i nie było nic poza nią. Byt ów, którego można w sumie nazwać Bogiem, postanowił przestać istnieć – wieczna samotność była nie do zniesienia. I tak oto z pozostałości po nim powstał wszechświat, czas, przestrzeń i materia. Esencja „Boga” zamknięta została w sześciu kamieniach – są one dosłownie fundamentem wszelkiej rzeczywistości. Tylko jeden z klejnotów jest tak naprawdę Klejnotem Duszy – pozostałe to Potęga, Umysł, Przestrzeń, Czas i Rzeczywistość.


Szalony Tytan zaczyna zatem określać je „Kamieniami Nieskończoności” i rozpoczyna swoją krucjatę – opowiada o tym dwuczęściowa fabuła „Thanos Quest”. Thanos zabiera Kamienie ich obecnym strażnikom, przyozdabia nimi rękawicę i pragnie w końcu miłości i uznania Pani Śmierci. Ale ta odwraca się od niego – Thanos jest wszechpotężny, absolutnie niepokonany, włada całą rzeczywistością, dostaje wszystko zanim jeszcze sobie zamarzy i wygrywa zanim go ktokolwiek zaatakuje. Ale nie ma dostępu do serca ukochanej – najwidoczniej obrał złą drogę. Więc co? Pstryka palcami i usuwa z rzeczywistości połowę żywych istot wszechświata.

„Rękawica Nieskończoności” opowiada o wielkiej wojnie połączonych sił ziemskich superbohaterów i kosmicznych potężnych istot z Thanosem – przeciwnikami Tytana dowodzi Adam Warlock, chyba faktycznie najlepiej nadający się na stanowisko przywódcy. Bitwa jest długa, epicka, obfitująca w wiele zwrotów akcji i pasjonujących fragmentów – ale też w kilka naiwnych głupotek i niepotrzebnych „deus ex machina”. Ale cóż, taki był urok superbohaterszczyzny roku 1991. Cała afera kończy się pokonaniem Thanosa, odebraniem mu Kamieni i umieszczeniem na planecie, którą bardzo fajnie odwzorowano pod koniec filmu „Avengers. Infinity War”. W filmie Tytan był zwycięzcą, w komiksie był przegranym – rękawicę wysadzaną Kamieniami Nieskończoności dumnie od tej pory nosił Adam Warlock, który obiecał być lepszym posiadaczem niż poprzednik. A Thanos? Rzucił to wszystko i zajął się uprawą roli na swojej planecie-samotni. Był grudzień 1991 roku.


W lutym 1992 roku wystartowała seria „Warlock and the Infinity Watch”. Scenariusz pisał oczywiście Jim Starlin, który jak widać miał już w głowie dalekosiężny projekt afery z Kamieniami. Adam Warlock, teraz najpotężniejsza istota we wszechświecie, staje przed „Żywym Trybunałem”, bytem istniejącym poza wszystkimi wszechświatami i poza samym czasem. Ten strażnik multiwersum Marvela stwierdza, że boskość Warlocka jest zagrożeniem dla stabilności wszelkiego istnienia i nakazuje mu rozdzielić Kamienie Nieskończoności. Warlock powołuje zatem specjalną grupę złożoną z sześciu członków – tak zwaną „Straż Nieskończoności”. Jako lider grupy pilnował Klejnotu Duszy, Drax Niszczyciel Klejnotu Potęgi, Gamora przechowywała Klejnot Czasu, Moondragon miała Klejnot Umysłu, Troll Pip ukrywał Klejnot Przestrzeni (nie chcecie wiedzieć, gdzie go przechowywał) a Klejnot Rzeczywistości przypadł w udziale anonimowemu strażnikowi, znanemu tylko Warlockowi.


„Warlock and the Infinity Watch” był komiksem, który musiał powstać – popularność „Rękawicy nieskończoności” była naprawdę olbrzymia. Siódmy numer „Straży Nieskończoności” rzuca ekipę Warlocka na Wyspę Potworów, gdzie zdezorientowani próbują odnaleźć się w nowej sytuacji i może odetchnąć chwilę. Nie mają jednak szansy – oto przybywa znowu Thanos i… prosi ich o pomoc. Tytan opowiada się tym razem po stronie „dobra” – ponownie zagrożony jest cały wszechświat i trzeba coś z tym zrobić. Sześcioczęściowa „Infinity War” startuje w czerwcu 1992 roku i jest wydarzeniem jeszcze większym niż ubiegłoroczna „Infinity Gauntlet”. „Wojna nieskończoności” przetoczyła się przez całe uniwersum – była o niej mowa w takich tytułach jak „Dr Strange”, „Quasar”, „Strażnicy galaktyki”, „Moon Knight”, „Avengers” „X-Men” i w wielu innych. W Polsce mieliśmy okazję poznać mały fragment tej historii w 1994 roku, kiedy to wydawnictwo „TM-Semic” wydało czwarty numer „Mega Marvel”. Tu jednak podstawową zawartość albumu stanowiły przygody Fantastycznej Czwórki w czasie Wojny Nieskończoności – to głównie z ich perspektywy obserwowaliśmy wydarzenia. Egmontowe wydanie zbiorcze zawiera całą „Infinity War” i cztery numery serii „Warlock and the Infinity Watch” wydane w tym samym czasie.


W bliżej nieokreślonym miejscu we wszechświecie dochodzi do nagłej emisji potężnej energii – wyczuwają to ziemscy superbohaterowie, Thanos, Galactus i inni potężni gracze. Dr Doom zawiera niestabilny sojusz z Kangiem Zdobywcą (tak, możemy tu zobaczyć komiksową wersję „głównego złego” IV fazy MCU – jeden z „wariantów” Kanga pojawił się w ostatnim odcinku „Lokiego”) i razem lecą ku źródłu energii. Galactus i jego pomagierzy również – a na Ziemi tymczasem pojawiają się złe sobowtóry superbohaterów. Najbardziej świadomy natury zagrożenia jest Thanos, który dobrze wie, że to znowu Adam Warlock będzie najważniejszą figurą w nadchodzącej rozgrywce. Tym razem całemu kosmosowi zagraża Magus, alter ego Warlocka. Ten, gdy został posiadaczem wszystkich sześciu kamieni, postanowił usunąć ze swojej osobowości całe zło i dobro – aby niczym nie skażona, zimna logika kierowała jego decyzjami. Obydwa „wydalone” byty uległy personifikacji – Magus jest „czystym złem” (o „dobru” Warlocka jeszcze nic nie wiemy, widzimy tylko, że jest rodzaju żeńskiego). Wszechświat to za mało, w konfliktach tej skali na szali kładzie się całe uniwersa.


„Wojna nieskończoności” naprawdę wstrząsnęła uniwersum Marvela u samych podstaw. Magus jest przeciwnikiem jeszcze straszniejszym niż poprzednio Thanos. Liczba zaangażowanych bohaterów jest kilkakrotnie większa, podobnie jak ilość miejsc i wątków fabularnych. Oczywiście cała historia jest niebywale prosta i totalnie rozrywkowa, tu nie ma miejsca na wielkie filozoficzne tematy. Zagrożenie, jak można było się spodziewać, zostaje usunięte, choć nikt nie gwarantuje, że na zawsze. „Wojna nieskończoności” kończy się w listopadzie 1992 roku wielce intrygującym obrazem. Widzimy „dobrą wersję” Warlocka unoszącą się w przestrzeni kosmicznej i słyszymy głos narratora – Thanosa: „Dzisiaj zło poniosło sromotną klęskę. Niestety pewnego dnia wszechświat będzie się musiał zmierzyć z dobrą stroną Warlocka. Boję się, że to zagrożenie może się okazać jeszcze większe”. Jak słusznie się domyślacie – dokładnie tak będzie.


Rok 1993 był bowiem rokiem „Krucjaty nieskończoności”. Oto nadciąga „Bogini”, potężny, świetlisty byt przypominający Joannę D’Arc – uosobienie dobroci Adama Warlocka. Jej celem jest likwidacja wszelkiego zła we wszechświecie, niezależnie od poniesionych kosztów. „Nie bój się, przybywam z sercem pełnym miłości. Jestem tu, by usunąć ból i cierpienie”. Bogini to taki gwiezdny paladyn, krzyżowiec o niemal nieograniczanej mocy – mówiąc o Zbawieniu, Odkupieniu, Oczyszczeniu, Wierze, Dobroci i Sprawiedliwości przeciąga na swoją stronę całą masę ziemskich superbohaterów. Bełkot, jakich słyszano wiele w historii ludzkiej cywilizacji, wpłynął na tych herosów kierujących się sztywnym, nienaruszalnym kodeksem moralnym – Hulka, Punishera czy Wolverine’a Bogini nawet nie zauważyła. Stworzyła dla wybrańców tak zwany „Raj Omega” na obcej planecie i razem ze swoimi akolitami wzięła się ostro do roboty.


Zbiorcze wydanie „Krucjaty nieskończoności” składa się z wybranych odcinków trzech serii. „Infinity Crusade” to podstawa – ziemscy superbohaterowie biorą się za łby i próbują zniszczyć Boginię lub ją ocalić. Tymczasem szefowa całego zamieszania układa scenariusz o wiele potworniejszy niż te autorstwa Thanosa i Magusa (kto by się spodziewał?) – wszechświat to znowu za mało! „Warlock Chronicles” opowiada o tułaczce Adama Warlocka i jego przymierzu – znowu – z Thanosem. „Warlock and the Infinity Watch” z kolei jest komediowym uzupełnieniem całej fabuły – wesołe, czasem absurdalne przygody Straży Nieskończoności ze szczególnym wskazaniem na rozbrajającego Trolla Pipa. „Krucjata nieskończoności” zamyka trylogię – łatwo się domyślić, że wszystko skończyło się dobrze. Gdyby było inaczej, Marvel musiałby przestać wydawać komiksy.


Jim Starlin i jego koledzy rysownicy stworzyli bez wątpienia rzecz ważną, znaczącą i wpływającą mocno na kolejne komiksowe lata w wydawnictwie Marvel. Musimy sobie jednak zdawać sprawę, że nie jest to w żadnym wypadku komiks aspirujący do wielkiego dzieła, nie chce on redefiniować gatunku, czy skłaniać do głębokich filozoficznych rozważań – to są rzeczy bardzo proste fabularnie, koncepcyjnie i narracyjnie. Jest to komiksowa, superbohaterska rozrywka z lat dziewięćdziesiątych, choć o wiele lepiej przemyślana i zdecydowanie bardziej rozbudowana, niż to, co zazwyczaj serwował Marvel swoim czytelnikom. Na dziele Starlina wzorowały się kolejne pokolenia twórców i nie powinien dziwić nas fakt, że szefowie Marvel Cinematic Universe sięgnęli właśnie po tę historię (tak właściwie tylko po pierwszą część trylogii).


To, co widzimy w filmach, jest oczywiście bardzo luźnym podejściem do tematu. Podobieństwo polega tylko na tym, że mamy Thanosa, który zbiera Kamienie Nieskończoności i pstryknięciem palców usuwa połowę populacji wszechświata. Filmowcy zapożyczyli też niektóre sceny z komiksu – najfajniejszym nawiązaniem jest to, w którym Hulk przebija sufit w rezydencji Doktora Strange’a, krzycząc „Thanos nadchodzi!” (w komiksie robi to Silver Surfer). Ale w filmach nie ma w ogóle kluczowej, równej Thanosowi, postaci jaką jest Adam Warlock, nie ma też Straży Nieskończoności. Kinowa „Infinity War” kończy się pstryknięciem, komiksowa „Infinity Gauntlet” od pstryknięcia się właściwie zaczyna. Thanos w filmie sam jest władcą i królem, postacią negatywną – w komiksach jest sługą Śmierci i zmienia fronty.


Najbardziej rzucającą się różnicą pomiędzy filmem a komiksem jest jednak całkowity brak potężnych, kosmicznych bytów w tym pierwszym medium. Jim Starlin powiedział w jednym z wywiadów, że szefostwo MCU stwierdziło, że kinowa publiczność nie jest chyba gotowa na obcowanie z takimi istotami jak Wieczność, Nieskończoność, Ład, Chaos czy Żyjący Trybunał. Nadchodzące filmy, takie jak „Doctor Strange in the Multiverse of Madness”, czy „The Eternals” mają okazję to zmienić, wszak już w pierwszym filmie z Doktorem pojawiło się złe, kosmiczne bóstwo – Dormammu. Starlinowi nigdy nie przeszkadzały te wszystkie odstępstwa od fabuły komiksu, rozumiał działanie filmowego przemysłu, zachwycał się Joshem Brolinem w roli Thanosa („tak, tak ma wyglądać Tytan!”) i wziął udział w przygotowaniach filmu „Shang-Chi i legenda Dziesięciu Pierścieni” – w końcu to właśnie on wymyślił postać dzielnego wojownika dokładnie w tym samym czasie co Thanosa.

Serial „Loki” mocno zdeprecjonował wartość Kamieni Nieskończoności, ale wprowadził pojęcie „Multiwersum” – w omawianych dziś komiksach to jednak błyskotki stanowią podstawę całej rzeczywistości. „Trylogia Nieskończoności” jest nadal i już pozostanie jednym z najważniejszych etapów w historii uniwersum Marvela.

Tytuł: Rękawica Nieskończoności 
Scenariusz: Jim Starlin 
Rysunki: George Perez, Ron Lim 
Tłumaczenie: Dariusz Stańczyk 
Tytuł oryginału: Thanos Quest #1-2. Infinity Gauntlet #1-6 
Wydawnictwo: Egmont 
Wydawca oryginału: Marvel Comics 
Data wydania w Polsce: grudzień 2018 
Data wydania oryginału: wrzesień – październik 1990, lipiec – grudzień 1991 
Liczba stron: 360 
Oprawa: twarda 
Papier: kredowy 
Format: 210x280 
Wydanie: I 
ISBN: 9788328126862

Tytuł: Wojna Nieskończoności 
Scenariusz: Jim Starlin 
Rysunki: Ron Lim, Tom Raney, Angel Medina 
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski 
Tytuł oryginału: Infinity War #1-5, Warlock and the Infinity Watch #7-10 
Wydawnictwo: Egmont 
Wydawca oryginału: Marvel Comics 
Data wydania w Polsce: kwiecień 2019 
Data wydania oryginału: czerwiec – listopad 1992 
Liczba stron: 400 
Oprawa: twarda 
Papier: kredowy 
Format: 210x280 
Wydanie: I 
ISBN: 9788328134843

Tytuł: Krucjata nieskończoności 
Scenariusz: Jim Starlin Rysunki: Ron Lim, Tom Raney, Angel Medina, Tom Grindberg
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski 
Tytuł oryginału: Infinity Crusade #1-6, Warlock and the Infinity Watch #18-22, Warlock Chronicles #1-5 
Wydawnictwo: Egmont 
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania w Polsce: styczeń 2020 
Data wydania oryginału: czerwiec – listopad 1993 
Liczba stron: 492 
Oprawa: twarda 
Papier: kredowy 
Format: 210x280 
Wydanie: I 
ISBN: 9788328197800

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz