czwartek, 17 kwietnia 2025

Prorok

Apokalipsa osobista


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Postapokalipsa w stylu Lovecrafta nie jest nowym pomysłem. Robił to już chociażby Mike Mignola w swoim „B.B.P.O.”. Francuski twórca Mathieu Lauffray w latach 2000-2015 napisał i narysował komiks oparty na podobnych założeniach. My mamy okazję przeczytać go teraz – wydawnictwo Lost in Time wydało właśnie „Proroka”.

Album zbiorczy zawiera wszystkie cztery tomy historii, z których pierwszy Lauffray pisał razem z Xavierem Dorisonem, znanym u nas na przykład z „Zamku zwierzęcego”. Zaczyna się od razu jak u Lovecrafta – niejaki Jack Stanton, profesor Uniwersytetu Miscatonic (!), razem ze swoim mentorem, profesorem Alexandrem Kandelem, podróżuje przez Himalaje. Na szczycie Kanczendzongi znajdują gigantyczną grotę sprzed tysięcy lat, której budowa nie mogła być dziełem ludzkich rąk. Na ścianach odrażające rysunki, bluźniercze hieroglify, a na środku groty cyklopowe, przerażające posągi. Kandel umiera, jakby rażony gromem – Stanton wraca do Nowego Jorku, choć tylko fizycznie, bo duszę zostawił w Himalajach. Za wszelką cenę chce opublikować książkę o swoim (choć powinien pisać o wspólnym) odkryciu. Tuż przed publikacją jego przełomowej pracy, „która mogłaby zakwestionować całą koncepcję historii świata i człowieka”, zaczynają się dziać rzeczy niesłychane. Na świat przychodzi zagłada, a sam Stanton przenosi się do dziwnego miejsca – świata przyszłości, świata równoległego, świata wyimaginowanego… sam zdecydujesz, czytelniku, czego doświadczasz.


Kolejne tomy, pisane i rysowane już tylko przez Lauffraya, każą nam bardzo mocno utożsamić się z Jackiem Stantonem. Mamy tu do czynienia nie tylko z typowym przykładem narracji „fish-out-of-water”, ale również z opowieścią inicjacyjną, czy toposem herosa opisanym przez Josepha Campbella w słynnym „Bohaterze o tysiącu twarzy”. Stanton przenosi się do miejsca, którym rządzą dziwne, niezrozumiałe zasady – on sam wyrwany ze swojego, dobrze znanego świata uczy się żyć w rzeczywistości niemal mitycznej, wymuszającej na nim zmianę i całkowite przewartościowanie wewnętrzne. Na początku jest jak Bilbo Baggins, Szninkiel albo Superman z genialnego komiksu Granta Morrisona, nie chce brać udziału w wyprawie, buntuje się przeciwko roli, jaką zgotował mu los. Ostatecznie jednak ją przyjmuje, co powoduje jego przemianę. Archetyp stary jak cała historia pisma i mitologia – zawsze działa bez zarzutu.


To jest najważniejsze w „Proroku”. Przemiana pysznego, zapatrzonego w siebie człowieka i jego droga ku odkupieniu. Nic odkrywczego, nic rewolucyjnego – tylko dość sprawne przetworzenie monomitu Campbella w lovecraftowskim anturażu. Tak, Mity Cthulhu nasuwają się od razu i pozostają z nami do samego końca lektury – choć Lauffrey nie wprowadza do fabuły żadnych kosmicznych, nadludzkich bytów (są inne, równie przerażające). Ale poza tym wszystko się zgadza – ślepe zawierzenie nauce i dążenie do odkrycia prawdy o rzeczywistości nie przyniesie nic innego niż zagładę. Nauka nie złagodzi egzystencjalnych lęków ludzkości, tylko je pogłębi – swego czasu pisałem o tym dość szczegółowo podczas analizy twórczości Lovecrafta.


Twórczość autora „Zewu Cthulhu” przywoływana jest też w sferze graficznej „Proroka”. Gigantyczne potwory zasłaniające swymi rozmiarami połowę nieba są wszechobecne. Jednak, tak jak wspominałem, nie one są najważniejsze. Wizualne graficzne rozbuchanie komiksu w porównaniu do wagi autorskiego przesłania to taka trochę armata wystawiona na komara, ale sprawdza się i tak nieźle. Widać, że Lauffrey umie rysować. W sumie jeszcze bardziej pasowałby tu Andreas, na którym Lauffrey chyba się trochę wzorował – zajrzyjcie do „ARQ” lub ostatnich odcinków „Rorka”, to naprawdę wygląda podobnie. Ale ostatecznie, po uwzględnieniu jeszcze pewnych czynników spoza obszaru grafiki, przypomina to „God Country” Donny’ego Catesa i Geoffa Shawa od KBOOM – tam pojawiali się gigantyczni kosmiczni bogowie à la Jack Kirby, którzy swoją przytłaczającą obecnością przysłaniali całkiem przyziemne i prozaiczne, ale niezwykle istotne tematy. Dokładnie tak samo jest w „Proroku”, trzeba tylko chcieć to zauważyć.

„Prorok” nie będzie poważnym kandydatem do tytułu najlepszego komiksu tego roku. Wszystko, co proponuje, już kiedyś widzieliśmy, rewolucja nie nastąpi. Fajny komiks, lecz w świecie tak gigantycznej nadprodukcji i wielkiej konkurencji nie stawiam go na jakimś wyróżnionym miejscu. Ale może być.



Tytuł: Prorok
Scenariusz: Mathieu Lauffray
Rysunki: Mathieu Lauffray, Éric Henninot, Patrick Pion
Tłumaczenie: Jakub Syty
Tytuł oryginału: Prophet
Wydawnictwo: Lost in Time
Wydawca oryginału: Editions Soleil
Data wydania: luty 2025
Liczba stron: 240
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 240 x 320
Wydanie: I
ISBN: 9788368346091

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz