niedziela, 12 maja 2024

Niewidzialni. Tom 4

Oto koniec znanego nam świata


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Nieistniejący już imprint DC Comics o nazwie „Vertigo” miał kilka flagowych tytułów, takich swego rodzaju wizytówek lat dziewięćdziesiątych amerykańskiego komiksu. Jedną z nich są bez wątpienia „Niewidzialni”, których ostatni, czwarty tom zbiorczy wyszedł w marcu nakładem Egmontu. Każdy, kto uważa, że pierwsze trzy były trudne w odbiorze, musi przygotować się na jeszcze większe wyzwanie. Teraz Grant Morrison nie ma już zupełnie litości i nie bierze jeńców.

Komiksowe arcydzieło znane jako „The Invisibles” składa się z trzech serii wydawanych między 1994 a 2000 rokiem. Polska edycja Egmontu zbiera wszystko w czterech wielkich albumach – dwa pierwsze zawierają serię pierwszą, „brytyjską”; a trzeci składa się z większości odcinków drugiej, „amerykańskiej”. Omawiany dziś, najtrudniejszy i najbardziej wymagający, tom czwarty, kończy serię drugą i prezentuje trzecią złożoną z dwunastu odcinków – plan autora, Granta Morrisona, był taki, żeby zakończyć wszystko w styczniu 2000, ale problemy wydawnicze przeciągnęły wszystko do czerwca. Nie ma to wielkiego znaczenia, charakterystyczne odliczanie do końca świata (trzecia seria rozpoczyna się odcinkiem numer dwanaście, a kończy na „jedynce”) wybrzmiewa zgodnie z założeniami. Ale zanim udamy się w podróż krętymi ścieżkami umysłu Szalonego Szkota, podsumujmy szybko trzy pierwsze tomy.


„Niewidzialni”, czyli tajna organizacja walcząca o szeroko pojętą wolność naszego gatunku, mierzy się z tajemniczymi bytami z innego świata od wieków próbującymi ubezwłasnowolnić ludzkość. Archonci Kościoła Zewnętrznego, bo tak nazywają się agresorzy, chcą wedrzeć się do naszej rzeczywistości i uczynić nas trybikami wielkiej maszyny działającej wedle ich założeń. King Mob, Dane McGowan, Ragged Robin, Boy i Lord Fanny, czyli jedna z komórek „Niewidzialnych”, dowiadują się, że 22 grudnia 2012 roku dojdzie do armagedonu, zgodnie z założeniami teorii pewnego kontrowersyjnego naukowca, niejakiego Terrence’a McKenny. Nastąpi wówczas „eksplozja pięciowymiarowa”, która zniszczy nasze kontinuum czasoprzestrzenne, a jej katalizatorem będzie jeden z głównych bohaterów – Dane McGowan, znany również jako Jack Frost. Konkurencyjna teoria głosi, że tak naprawdę dojdzie do zbawienia ludzkości, a Frost będzie nowym mesjaszem, wybrańcem i kolejnym Buddą – być może obie tezy są prawdziwe i nie różnią się od siebie zbyt mocno.

Po bardzo trudnej i złożonej narracyjnie serii pierwszej Grant Morrison spuścił z tonu i przeniósł akcję z Wielkiej Brytanii do Stanów Zjednoczonych. Rozbudował też kosmogonię świata „Niewidzialnych” na modłę założeń gnostycyzmu – zły Demiurg uwięziony w materialnym świecie będącym jego własną, wadliwą kreacją próbuje się z niego wydostać i zaatakować świat idealny. Na przecięciu obydwu uniwersów żyjemy my, uwięzieni w materii, ale świadomi faktu, że istnieje „coś więcej”. Trzeci tom „Niewidzialnych” kończy się rozłamem w naszej drużynie – Boy i Ragged Robin odchodzą w nieznanym kierunku (losy tej drugiej bohaterki są niezwykle istotne dla zrozumienia komiksu), a reszta ekipy rozproszona po całym świecie próbuje zdemaskować spisek wrogów naszego rodzaju. Kościół Zewnętrzny chce odprawić tajemny rytuał, w wyniku którego potworna, lovecraftowska istota, znana jako Księżycowe Dziecko, obejmie władzę nad światem. Pierwsze odcinki czwartego tomu zbiorczego, będące jednocześnie zwieńczeniem serii drugiej „The Invisibles” opowiadają nie tylko o rozpaczliwych próbach powstrzymania przeciwnika, ale i o stopniowym odkrywaniu prawdy o tym, że wspomniany „spisek” nie jest dokładnie tym, czym się wydaje.


Trzecia, dwunastoodcinkowa seria „Niewidzialnych”, z numeracją odcinków „odliczającą w dół” aż do apokalipsy, jest jednym z najtrudniejszych, najambitniejszych i najbardziej wymagających narracji komiksowych w historii tego medium. Czteroczęściowy „Szatanosztorm” przywołuje ostatni odcinek pierwszej serii, w którym dziwaczny, wzorowany na brytyjskich serialach sensacyjnych z lat sześćdziesiątych (a głównie na lekko surrealistycznym „Rewolwerze i meloniku”), tajny „Wydział X” śledzi przerażającego Pana Quimpera i trafia na trop wspomnianego już spisku z Księżycowym Dzieckiem w roli głównej. W następującym później „Karmagedonie” King Mob zaczyna łączyć fakty, a reszta bohaterów na czele z Jackiem Frostem zdaje sobie sprawę, że nie chodzi już tylko o wojnę z Kościołem Zewnętrznym, ale o przemianę ludzkości. „Urządzamy apokalipsę. I wszyscy są zaproszeni!” – krzyczy King Mob, sugerując, że dotychczasowy odczyt „Niewidzialnych”, oparty na idei walki o wolność ludzkości z pozaświatowym zagrożeniem, jest czubkiem góry lodowej. Jest to interpretacja bardzo uproszczona, wynikająca tylko ze ślizgania się po fabularnej powierzchni komiksu bez próby zejścia głębiej. Grant Morrison zaprasza czytelnika w szeregi Niewidzialnych, głośno podkreślając, że jego przekaz jest bardzo intuicyjny i osobisty. Innymi słowy, pozwala sobie na skrajną intelektualną ekspresję, a ty czytelniku bierz z tego wszystko i interpretuj wedle własnej wiedzy, wrażliwości, oczytania i chęci.


Morrison dojrzewał do „Niewidzialnych” od początku swej kariery. W „Doom Patrol” było Bractwo Dada, złoczyńcy próbujący sprowadzić całą rzeczywistość do absurdu, wyjąć ją ze sztywnych ram, w jakie została wtłoczona przez ograniczone ludzkie postrzeganie, rozumowanie i przede wszystkim – język. Dzieło Bractwa Dada staje się dziełem Niewidzialnych, którzy również walczą z ustalonym porządkiem postrzeganym jednak jako system duchowej represji. Morrison równolegle z „Niewidzialnymi” pisał jeszcze dwa istotne, powiązane z nimi ideowo tytuły. Rewelacyjna „Wieczna skała” w ramach serii „JLA” i „Flex Mentallo. Człowiek mięśniowej tajemnicy” grają na podobnych nutach. Atak Mageddona na superbohaterski świat DC Comics i intertekstualność przygód Mentallo mają w „Niewidzialnych” swoje analogie, wyniesione jednak na jeszcze wyższy poziom abstrakcji i specyficznej filozofii Morrisona, opartej na praktykowanej przez niego magii chaosu. „The Invisibles” robią praktycznie to samo co „Ostatni kryzys”, również kontynuujący tradycję „Animal Mana”, „Flexa Mentallo” i „JLA” – Równanie Antyżycia Darkseida i Antymonitorzy to przecież dokładnie takie same idee jak Kościół Zewnętrzny i jego sposoby na zniewolenie ludzkości.


Archonci owego Kościoła mają dla nas „lekarstwo”. Naszą chorobą jest indywidualizm, chaos wynikający z filozofii egzystencjalizmu, niepewność celu życia, bolączki samoświadomej duszy zmuszonej do samodzielnego stanowienia o swej przyszłości. Grant Morrison praktycznie przez całe lata dziewięćdziesiąte konstruował swą filozofię twórczą, której elementy wplatał we wszystkie dzieła wymienione w poprzednim akapicie. Kościół Zewnętrzny, byt o niebezpodstawnie religijnych rysach, uosabiał wszelkie metody kontroli, którym ulegało w autorskim mniemaniu społeczeństwo końca dwudziestego wieku. Ostatnie odcinki omawianego dziś albumu dokładnie wyjaśniają naturę naszych oprawców i wskazują metody walki. Przede wszystkim jednak umacniają nas w przekonaniu, że lubimy wymyślać sobie zewnętrzne zagrożenia, aby usprawiedliwić się przed samymi sobą i zdjąć z siebie odpowiedzialność za własne lęki i problemy. „Niewidzialni” przepełnieni są bowiem millenializmem, strachem przed nadejściem nowego tysiąclecia i poczuciem uwięzienia w nierealnym, sfabrykowanym przez uzależniającą nas od siebie cywilizację świecie – przecież Jack Frost jest takim samym wybrańcem i wyzwolicielem jak Neo z „Matrixa”, filmu mającego swą premierę pomiędzy drugą a trzecią serią „Niewidzialnych”. Komiks Morrisona reprezentuje też kontrkulturę i ruchy społeczne lat dziewięćdziesiątych, uderzające mocno w zastygły, konserwatywny mur „tych u władzy i u koryta”. Chce wpłynąć na czytelników, odmienić ich i pokazać, że mogą być wolni zawsze i wszędzie.


Ostateczny cel drużyny „Niewidzialnych” jest bowiem niezwykle podobny do literackiej parafrazy „immanentyzacji eschatonu” postulowanej przez Roberta Shea i Roberta Antona Wilsona w ich słynnej „Trylogii Illuminatus!”. Urzeczywistnienie raju na Ziemi, wyniesienie rodzaju ludzkiego i jego następny etap ewolucji, by użyć słów Wilsona „koniec świata, jakiego znamy i zapoczątkowanie ludzkości kosmicznej, ucieleśnienia Woli, nieskrępowanej wyobraźni i absolutnej wolności”. Grant Morrison nie tylko tłumaczył, jak można by do tego doprowadzić, ale – poprzez założenia kultywowanej przez niego magii chaosu – wręcz projektował tego rodzaju rewolucję. Szalony Szkot wykorzystuje istniejące pojęcie „sigila” (pieczęci), czyli pewnego magicznego symbolu, w którym zaszyte jest „zaklęcie” mocno odbijające się w ludzkiej podświadomości i wpływające na późniejsze działania i postrzeganie świata. „Niewidzialni” mieli być wedle tego założenia „hipersigilem”, czyli dziełem popkultury, które poprzez swą narrację, niesione treści i wpływ na odbiorcę ma dosłownie odmienić jego rzeczywistość. Komiks Granta Morrisona jest rzucanym przez niego zaklęciem. „Our sentence is up”, słynna fraza kończąca ostatni odcinek i nieustannie przywoływana w najróżniejszych analizach i egzegezach twórczości Morrisona, może być czytana zatem dwojako. W sposób bardzo oczywisty, bo wynikający bezpośrednio z fabuły jako „nasz wyrok dobiegł końca” lub magiczny, powiązany z ideą „hipersigilu”, jako „Nasze zdanie (sentencja, zaklęcie) zostało wypowiedziane do końca”. Potem może nastąpić już tylko „koniec znanego nam świata” jak w „Trylogii Illuminatus!” lub znanej piosence R.E.M. starszej od „Niewidzialnych” o dekadę i również nieźle oddającej założenia komiksu Szalonego Szkota.


Żadne omawianie jego opus magnum nie wyczerpuje zawartych tam pomysłów w pełni – a już na pewno nie zwykła recenzja w internecie. Zawsze zostanie coś niedopowiedzianego, nierozpoznanego przez recenzenta lub źle zinterpretowanego. „Niewidzialni” nie są po prostu opowieścią z przesłaniem. To stan duszy Granta Morrisona ostatnich lat dwudziestego wieku, amalgamat jego przekonań i filozofii, a także sposób na przepracowanie własnych lęków i dziwnych, mistycznych doświadczeń wzorem Philipa K. Dicka czy Alejandro Jodorowsky’ego. Stąd bierze się ten cały, niemożliwy do zignorowania, bałagan narracyjny, mocno odczuwalny zwłaszcza w „Szatanosztormie” i „Karmagedonie” – jest to przelanie myśli i emocji bez szczególnej dbałości o przejrzystość dla czytelnika. Autor czasem zbyt długo kręci się wokół własnej osi, za długo smaży tego samego kotleta. I jednocześnie zbyt szybko wprowadza nowe zmienne do równania, nie dając możliwości ułożenia tego wszystkiego odbiorcy w jedną całość.

Ale ostatecznie to komiksowe jam session Morrisona, jakim jest trzecia, najtrudniejsza seria „The Invisibles”, odpłaca się czytelnikom. Może nie każdemu, raczej tym wytrwałym, ufającym Szalonemu Szkotowi bezgranicznie i lubiącym czytać jego komiksy po kilka razy. Ci będą zachwyceni. Bo też raczej dla nich są „Niewidzialni”, dzieło życia jednego z najoryginalniejszych komisowych twórców w historii.



Tytuł: Niewidzialni. Tom 4
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Phil Jimenez, Chris Weston, Ivan Reis, Philip Bod, Warren Pleece, Sean Philips, Frank Quitely, Steve Yeowell, John Ridgway, Jill Thompson
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: The Invisibles vol.2 #14-22; The Invisibles vol. 3 #12-1
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics, DC Vertigo
Data wydania: marzec 2024
Data wydania oryginału: kwiecień 1998 – luty 1999; kwiecień 1999 – czerwiec 2000
Liczba stron: 512
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328155978

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz