niedziela, 16 lipca 2023

Wojna domowa

Marvel z wyższej półki


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Kapitan Ameryka. Wojna bohaterów” jest jednym z lepszych filmów Marvel Cinematic Universe. Fani Marvela wiedzą na jakim komiksie (komiksach) oparta została jego fabuła. Twórcy filmowego uniwersum wzięli z nich sam pomysł, ale już nie wydarzenia – tym bardziej warto „Wojnę domową” przeczytać.

Jak się to wszystko zaczęło? W 2006 roku, w pierwszym numerze „Civil War”, nieco mniej znana grupa superbohaterów, zwana New Warriors, stoczyła bitwę z czwórką superzłoczyńców. Miało być fajnie, słupki oglądalności miały poszybować w górę („New Warriors” niczym cztery lata wcześniej „X-Force / X-Statix” byli bohaterami telewizji i mieli własny program reality show). Niestety jednym z przeciwników był niejaki Nitro – koleś, którego mocą jest „autoeksplozja”. Serio, wybuchł im w prosto twarz (twarze). Doszło do straszliwych start ubocznych ¬ zginęło kilkuset cywili, w tym głównie dzieci. I to przelało napełniającą się już od pewnego czasu czarę goryczy – rozpoczęło się polowanie na czarownice.


W filmie „Kapitan Ameryka. Wojna bohaterów” było trochę inaczej – to sami Avengers ostro narozrabiali. Efekt taki sam – rząd USA ustanawia wreszcie długo zapowiadaną ustawę o nazwie „Superhuman Registration Act”, czyli obowiązkową rejestrację wszystkich metaludzi. Sam pomysł nie jest nowy – już w 1984 roku Chris Claremont, podczas swego słynnego runu „Uncanny X-Men” wymyślił „Mutant Registration Act”, który okazał się ostatecznie ostatecznym narzędziem do dyskryminacji mutantów. Teraz nie ma mowy o szykanach (jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności supermoce wrodzone są ku temu przyczynkiem, ale nabyte już nie). Dochodzi do głębokiego wewnętrznego podziału w społeczności superbohaterskiej Marvela, który oddziaływał będzie na uniwersum jeszcze przez bardzo długi czas.

„Civil War” – jak to zwykle w przypadku wielkich komiksowych eventów bywa – składa się z serii głównej (w tym przypadku siedmioodcinkowej) i całej masy tie-inów. Egmont wydał w 2016 roku (przy okazji kinowej premiery filmu – wiadomo) tylko sam „szkielet”, czyli mamy sytuację podobną do tej związanej z wydaną niedawno „Tajną inwazją”. W przypadku opowieści o inwazji Skrulli na Ziemię wyszło to dość średnio – brak tie-inów uczynił tę opowieść nieco chaotyczną i skrótową. A co z „Wojną domową”? Komiks Marka Millara (scenariusz) i Steve’a McNivena (rysunki) broni się dużo lepiej jako odrębna całość. Panowie zaraz po „Wojnie domowej” wzięli się wspólnie za komiks „Wolverine. Staruszek Logan” – gdyby „Civil War” nie znalazła uznania wśród czytelników, raczej by do tego nie doszło.


„Wojna domowa” wydarzyła się w drugim półroczu 2006 roku i odbiła się szerokim echem w świecie Marvela. Wzięła w niej udział większość marvelowskich bohaterów – jedni po stronie rządu, drudzy po przeciwnej. Ustawa o rejestracji superbohaterów to jedna wielka kontrowersja – nakłada obowiązek ujawnienia tożsamości, odbycia specjalnego szkolenia w S.H.I.E.L.D. i wpisania na rządową listę płac (lub porzucenia „kariery” samozwańczego mściciela). Superherosi mieli dosłownie zacząć pracę w budżetówce. Mark Millar podważył tym samym fundamentalne założenie komiksu superbohaterskiego, mówiące o tym, że mogą istnieć przebierańcy o nadludzkich umiejętnościach, działający poza prawem i nikt właściwie nie ma nic przeciwko temu (no, chyba, że jesteś Punisherem).


Twarzami „nowego ładu” stają się Iron Man, doktor Hank Pym i Reed Richards z Fantastycznej Czwórki. Kapitan Ameryka z kolei dowodzi „Sekretnymi Avengers”, superbohaterskim ruchem oporu wyjętym spod prawa. X-Men i wszyscy mutanci, zdziesiątkowani po „House of M” i zamknięci za murami Instytutu Charlesa Xaviera, stają się Szwajcarią „Wojny domowej” – po co im teraz walka, skoro praktycznie ich nie ma a w dodatku swoją rejestrację przeszli dwadzieścia lat wcześniej? Hasłem eventu było „po czyjej jesteś stronie?”. Mark Millar jest obiektywny – ustami Iron-Mana i Kapitana Ameryki uzasadnia stanowiska obydwu stron konfliktu w bardzo logiczny sposób. Tony Stark i Steve Rogers nie są złymi ludźmi, każdy ma swoje (słuszne) racje. Spider-Man staje się tu swego rodzaju papierkiem lakmusowym – najpopularniejszy bohater komiksów Marvela doświadcza konsekwencji ustawy bardzo osobiście.

„Ludzie nas popierają, rząd stoi po naszej stronie, przestępcy siedzą cicho jak jeszcze nigdy do tej pory. Dlaczego tylko nasi przyjaciele stwarzają tyle kłopotów? – Reed Richards pyta She-Hulk. Millar też zadał w końcu pytania – o samą komiksową naturę superheroizmu i jego powszechnie akceptowalną i zbywaną milczeniem umowność. Czy można aprobować grupy nadludzko silnych szesnastolatków burzących całe osiedla w pogoni za superłotrami? Nie można zakazać działalności metaludzi, więc może kazać im nosić odznaki? Ich supermoce to broń masowego rażenia, która nie może być używana przez byle kogo – jak wiemy od lat wiąże się z nią wielka odpowiedzialność. Zanim wsiądziesz do samochodu, musisz zdać egzamin na prawo jazdy – a nadludzie co? Zakładają kolorowe fatałaszki i hulaj dusza.


Rysuje wprost genialnie Steve McNiven. Bardzo szczegółowo, bardzo realistycznie – tylko niewielu grafików Marvela robi to „jeszcze bardziej”, ale mamy wtedy już do czynienia niemal z fotorealizmem. Jak zwykle w tego rodzaju eventach mamy tu epickie sceny walk, dwustronicowe rozkładówki, mnóstwo miejsc i postaci. Ale w przeciwieństwie do wielu innych przekrojowych crossoverów sama akcja i „rozwałka” nie dominują nad treścią i – co ważne – owa treść wybrzmiewa w sposób zadowalający. Millarowi udało się moim zdaniem wyartykułować fabularnie to, co chciał. I dodatkowo napisał „komiks swoich czasów”. Popularność „reality show”, rola państwa w życiu obywateli a także rola opinii publicznej w życiu państwa. W 2006 roku rany odniesione 11 września były jeszcze świeże, obecność amerykańskich sił w Iraku i Afganistanie nie była poddawana w wątpliwość, a najczęściej zadawanym pytaniem było: „Bezpieczeństwo czy wolność?”. „Wojna domowa” też je zadała na swój komiksowy, rozrywkowy, choć nie pozbawiony refleksji sposób. Świetny komiks, bez dwóch zdań – Marvel z wyższej półki niż zwykle.




Tytuł: Wojna domowa
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: Steve McNiven
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Civil War
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: grudzień 2016
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328118454

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz