czwartek, 23 lutego 2023

X-Statix. Tom 1. Sławni i martwi

X-Celebryci


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Niby pierwszy tom „X-Statix”, a tak naprawdę „X-Force”. Zanim wyjaśnię w czym rzecz, chciałbym bardzo krótko przypomnieć, kim była najbardziej „najntisowa” grupa mutantów Marvela w historii. Uosabiała bowiem wszystko to, co było kwintesencją ostatniej dekady dwudziestego wieku.

Omawiany dziś album składa się z czternastu ostatnich odcinków „X-Force” – serii rozpoczętej w na początku lat dziewięćdziesiątych, w czasach największej popularności mutantów Marvela. Kim była wspomniana grupa? W kwietniu 1991 roku, po dokładnie stu numerach, przemianowano „The New Mutants” (serię, w której dopiero dwa miesiące wcześniej zadebiutował jeden z najpopularniejszych dziś bohaterów Marvela, czyli Deadpool) na „X-Force”. Ostatnie odcinki „Nowych Mutantów” tworzyła dwójka bardzo popularnych wówczas autorów – Fabian Nicieza i Rob Liefeld (często odsądzany od czci i wiary za swoje nietrzymające się zasad anatomii i zdrowego rozsądku, przeszarżowane estetycznie rysunki). Nowi Mutanci, grupa młodocianych nosicieli genu X, po prostu dorośli i postanowili, że zmienią nazwę grupy – za ich przygody nadal miała odpowiadać wspomniana para twórców. Rok 1991 był momentem wielkich przemian w świecie mutantów Marvela (pamiętamy to z czasów TM-Semic). Jim Lee dokładnie w tym samym czasie rozpoczął swoją bijącą wszelkie rekordy popularności serię „X-Men”, a wyniki sprzedaży głównej „The Uncanny X-Men” szybowały w górę. Marvel postanowił iść z duchem czasu – „X-Force” miało być zdecydowanie najbardziej „agresywnym” antybohaterskim wydaniem „X-komiksów”. Dowódcą grupy był uzbrojony po zęby przybysz z przyszłości o pseudonimie Cable, a tworzyli ją „młodzi gniewni” – brutalni, pozbawieni skrupułów, nie całkiem jeszcze doświadczeni i odpowiedzialni za swoje czyny mutanci. Superbohaterskie lata dziewięćdziesiąte w pełnej krasie, wręcz definicja tej dekady – oto czym byli „X-Force”!


Aż w końcu przyszedł rok 2001 i sto piętnasty numer serii. X-Force w dotychczasowym składzie się rozpada – każdy z członków idzie w swoją stronę, a już w kolejnym numerze, wydanym w lipcu 2001 roku, poznajemy całkowicie nową ekipę. Wtedy, po dziesięciu latach od pierwszej, doszło do drugiej „renowacji” X-tytułów. Grant Morrison wywrócił do góry świat mutantów Marvela, pisząc swoich „The New X-Men”, czyli serię, która zastąpiła wspomniany już „X-Men” – ba, pierwszy numer „Nowych X-Men” wyszedł dokładnie tego samego dnia co sto szesnasty odcinek „X-Force”, symbolicznie otwierając mutantom drzwi do nowego wieku. Renowację tego tytułu miał przeprowadzić kolega Morrisona, również Brytyjczyk (choć Anglik, nie Szkot) – Peter Milligan, który kontynuował wcześniej „Animal Mana” (Morrisona notabene) i szło mu całkiem nieźle. Wymieniono również rysownika – charakterystyczny, „liefeldowski” styl, tak ochoczo naśladowany przez całą dekadę przez kolejnych twórców, zastąpiono również charakterystycznym, lecz diametralnie innym, stylem Michaela Allreda. Tego grafika całkiem niedawno poznaliśmy przy okazji (narysowanego znacznie później) pierwszego tomu „Silver Surfera” – prosty, nawiązujący do pop-artu i Darwyna Cooke’a (którego też w „X-Statix” znajdziemy) styl spotkał się z oporem i protestem niezadowolonych fanów. Zmiana była gwałtowna i znacząca – „X-Force” miało trafić do nowych odbiorców, mutanci musieli wejść w dwudziesty pierwszy wiek całkowicie odmienieni. 


Peter Milligan miał bardzo konkretny pomysł na serię. Jego grupa „X-Force” była zbieraniną „ulubieńców Ameryki”, mutancich celebrytów z nadludzkimi mocami, a nie szykanowaną mniejszością wyjętą spod prawa. To odwrócenie trendu widać było również u Morrisona – jego „Nowi X-Men” żyli przecież w zgodzie z ludźmi, a ich lider i mentor nie miał problemów ze swoim „Instytutem Profesora Xaviera dla Utalentowanej Młodzieży”. No, przynajmniej „zwykli ludzie” tych problemów nie sprawiali. W skład X-Force wchodzi teraz Alex „Zeitgeist” Cluney (wymiotujący na zawołanie hiperżrącym kwasem), Eddie „Dalej Mała” Sawyer (teleportacja), Tike „Anarchista” Alicair (wydzielający pot o właściwościach środka wybuchowego lub zniekształcający prawdopodobieństwo – serio) oraz drugoplanowi Dżin Dżin, Taran czy Plazm (sami zobaczycie, co potrafią). Akcje, w których bierze udział nowo uformowana X-Force, są poprzedzone wywiadami w świetle fleszy, zakładami bukmacherskimi, konferencjami prasowymi, nowymi kontraktami, a wszystkie ich przygody są filmowane są na bieżąco przez dziwne, latające stworzenie nieznanego pochodzenia, na które wszyscy wołają „Doop”. Na przykład w pierwszym odcinku trzeba uratować pewien boysband („Boyz R Us” – jawną parodię N’Sync i Timberlake’a rozpoznacie od razu) przetrzymywany przez porywaczy w wysokiej wieży – po to, aby podreperować słupki oglądalności nie tylko swoje, ale i rzeczonego boysbandu. No i nie wszystko idzie jak należy.

Nie będę spojlerował, sami zobaczycie, co się wydarzyło. Do grupy dołączają coraz to nowi i coraz dziwniejsi członkowie. Pan Wrażliwiec (jeden z ważniejszych bohaterów komiksu) skrajnie wyczulony na wszystkie bodźce otaczającego go świata i chowający się przed nimi w specjalnym kombinezonie. A potem Wiwisektor, Umarlaczka, Tłószcz, Święta Anna czy wreszcie Lacuna – tak ekstremalnych i dziwacznych mutacji nie było do tej pory w komiksach o X-Ludziach, chyba że w wydawanych równolegle „The New X-Men” Morrisona. Mutacje nie polegają tu na jakimś czynniku regeneracyjnym czy władaniu piorunami – one przypominają raczej to, co rzeczony Morrison wymyślał we wcześniejszym rewolucyjnym „Doom Patrol”. Mutanci-dziwacy składający się na nową grupę „X-Force” to zbieranina antypatycznych typów, działających razem tylko dlatego, że widzą w tym własny interes. Ależ to są nadęte bubki (przeważnie)! „Aresztowany? Chyba sobie chłopaki jaja robicie. Należę do X-Force. Mogę robić co mi się podoba” – mówi jeden z nich do policjantów i ani myśli wychodzić do nich z łóżka. Nikt nikomu tutaj nie ufa, nikt za bardzo z nikim nie współpracuje – bo wszyscy są przekonani, że funkcjonują jako część przemysłu rozrywkowego, a nie bezinteresowni strażnicy światowego porządku.


Milligan napisał komiks o superbohaterach-celebrytach, drużynie sponsorowanej przez prywatnego biliardera, skrojonej pod wymagania publiczności i żyjącej niczym w superbohaterskim reality show. Jej misje to spektakle – „najlepsze miejscówki, pieniądze, sława, seks, władza, drogie bryki, drogie knajpy, szampan, fortuna i nieśmiertelność”. Ależ to jest odmiana w porównaniu z dotychczasowymi komiksami! X-Men zawsze symbolizowali ucisk i prześladowania mniejszości – nowe X-Force to wręcz antyteza pierwotnej grupy. W kim widzą wrogów? Nie w Magneto, Hellfire Club czy Sentinelach. To X-Factor, Fantastyczna Czwórka i Avengers są przeciwnikami – bo zabierają czas antenowy. Tak naprawdę to dopiero końcówka pierwszego tomu „X-Statix” przynosi jakąś konkretną, dynamiczną superbohaterską akcję, ale absolutnie nie jest to wadą. Peter Milligan dostarcza nam świetny, niby spokojny i przegadany komiks, pełen ciągłych aluzji do ówczesnego kultu celebrytów wynoszącego na piedestał najróżniejsze wersje Paris Hilton, ale jest to rzecz wysokiej próby. I mimo iż mamy do czynienia z opowieścią o herosach, w których heroizmu nie znajdziemy, fabularnej (i graficznej – Michael Allred to prawdziwy oryginał) atrakcyjności odmówić mu nie sposób.

A czemu „X-Statix”? Ostatni odcinek pierwszego tomu wydanego przez Muchę jest jednocześnie ostatnim, sto dwudziestym dziewiątym, odcinkiem serii „X-Force” rozpoczętej przez Niciezę i Liefelda w 1991 roku. Grupa po dramatycznych wydarzeniach kończących fabułę tego tomu zdecydowała się zmienić nazwę, odcinając się od korzeni. Pierwszy odcinek „X-Statix” wyszedł miesiąc potem, we wrześniu 2002 – cała seria liczyła sobie dwadzieścia sześć epizodów. I to one będą stanowić zawartość drugiego i trzeciego tomu zbiorczego – mam nadzieję przeczytać przynajmniej jeden z nich jeszcze w tym roku.


Tytuł: X-Statix
Scenariusz: Peter Milligan
Rysunki: Michael Allred, Darwyn Cooke, Duncan Fegredo
Tłumaczenie: Arkadiusz Wróblewski
Tytuł oryginału: X-Force #116-129
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: grudzień 2022
Rok wydania oryginału: lipiec 2001 – sierpień 2002
Liczba stron: 360
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788366589971

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz