Strzelając miłością
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Drugi tom „Szumowiny” Ricka Remendera mocno trzyma się stylu narzuconego w tomie pierwszym. „Losy świata spoczywają w ręku największej szumowiny, jaka po nim chodzi” – Ernie Ray Clementine, ucieleśniona idea „sex, drugs, rock’n’roll”, znowu wkracza do akcji.
Erniego znamy już dobrze i cieszymy się, że nie było nam dane poznać go w realu. Szowinista, seksista, ćpun, alkoholik, brudas, leń, kłamca, oszust, półanalfabeta i prawdziwy gnojek. W jego żyłach pływa „formuła Maxima”, przypadkowo zaaplikowany specyfik, który daje mu nadludzką moc. Pewna tajna organizacja walcząca o ocalenie ludzkości, nie miała wyjścia – musiała przyjąć go w swoje szeregi. Po zażegnaniu niebezpieczeństwa ze strony „Scorpionusa”, ugrupowania złożonego z białych, cisgenderowych ultranacjonalistów, dążącego do „oczyszczenia” naszej planety z niepożądanych elementów (było ostro, naprawdę, zajrzyjcie do pierwszego tomu), Ernie i jego towarzysze muszą udać się na Księżyc, aby zmierzyć się z kolejnym przeciwnikiem. I to jakim!
Cały świat wie, że Ernie jest superszpiegiem! Koleś zachłysnął się sukcesem i nie omieszkał obwieścić tego wszystkim za pomocą środków masowego przekazu – nawet jeśli nikogo to nie interesuje. Scorpionusa, który nadal knuje swoje niecne plany, obchodzi to na pewno i gdy Ernie ruszył na orbitę, pojawiła się okazja do wdrożenia ich w życie. Kto mieszka na Księżycu? Banda skrajnie lewicowych, nowoczesnych hipisów egzystujących w komunie działającej na zasadzie mózgu-roju, dowodzona przez niejaką Królową. Oto tytułowy „Moonflower” – organizacja pragnąca wystrzelić w kierunku Ziemi ze swojej „armaty pełnej miłości” i spowodować, że wszyscy ludzie będą dla siebie dobrzy i będą się kochać. Nie ważne czy tego chcą, czy nie! Co może pójść źle?
Wiadomo – Ernie Ray Clementine! Już w pierwszym tomie był bohaterem infantylnym, karykaturalnym, zbudowanym z prowokacyjnych frazesów i mocno (mocno!) przegiętym. Tylko że gdy przyjrzymy się jego postaci uważniej, zauważymy, że w gruncie rzeczy nie jest on tu żadną postacią. To tylko megafon Remendera, magazyn sucharów zdolnych wysuszyć do cna Morze Śródziemne. Groteskowy, pompatyczny, prowokacyjny i trochę męczący. Ma do pomocy armię podobnych mu degeneratów, rozkosznie nazywaną „Wykolejeńcami” – należą do niej Bob Liżrów, Susan Lachociąga czy Korneliusz Moszna (między innymi). Mocą tego ostatniego jest grzebanie w gaciach i podawanie innym ręki do powąchania. Ot, takie właśnie poczucie humoru od początku do końca komiksu. Ilość niewybrednych gagów przekracza wszelkie granice, ale po lekturze tomu pierwszego, wiedzieliśmy na co się porywamy, więc naprawdę nie wypada nam narzekać. No, może tylko trochę.
Autor scenariusza może i chce powiedzieć coś więcej, niż tylko policzyć, ile smarków z nosa wyciągnie Ernie. Tylko, że ginie to wszystko w hałasie, jaki grzmi na pierwszym planie. Coś tam jest o poprawności politycznej, że spektrum prawdy jest o wiele większe niż prosty podział na lewicę i prawicę, że opieranie się z całej siły lewym barkiem o ścianę wcale nie jest lepsze niż prawym i że ekstremalna poprawność polityczna, forsowana, aby nikt nie czuł się obrażony i wyśmiewany, to prosta droga do „Fahrenheita 451” Raya Bradbury’ego. Same truizmy, odkrywanie Ameryki – no ale ja się nie dziwię. Trzeba te rzeczy ciągle powtarzać, bo internet pęka w szwach od bardzo ostrych komentarzy na najbłahsze i zupełnie nieistotne tematy, „w sieci wrze” co dzień rano, instagramy i twittery kształtują postrzeganie świata (w sumie to chyba tiktoki najbardziej) i wszyscy wszędzie wiedzą wszystko najlepiej – odważni, bo bezkarnie plujący jadem w wirtualnym świecie. Ernie i jego ekipa próbują walczyć z tego typu zjawiskami, których urzeczywistnieniem jest Scorpionus i Moonflower, stojące wobec siebie w totalnej opozycji. No niby tak, tylko, że i tak najważniejszym tematem komiksu jest wciąganie krechy ze spoconych pośladków.
Każdy z odcinków znowu ilustrowany jest przez innego rysownika. Jest ciążący ku mandze Bengal („Death or Glory”) lub ku Cartoon Network Matias Bergara („Coda”), mało znani w Polsce Francesco Mobili i Alex Riegel (trochę w cieniu dwóch pierwszych), no i najlepszy z nich wszystkich Jonathan Wayshak. Facet rysuje, jakby był dzieckiem Simona Bisleya i Edwarda Lutczyna – naprawdę nie można oderwać wzroku. Wszyscy wpisują się jakoś we wspólną estetykę serii, choć trzeba przyznać, że w poczynaniach Erniego estetyki nie znajdziemy.
Rick Remender już na samym początku komiksu wmawia nam, że uwielbiamy historie o szumowinach, bo w jakiś sposób przenosimy na nich własne, skrzętnie skrywane potrzeby. Nie pozwolilibyśmy sobie na takie wyczyny w prawdziwym życiu, choćbyśmy chcieli. No nie wiem – jak bym nie chciał. Ale zobaczę, co przytrafi się naszemu nędznikowi w trzecim tomie – tak z rozpędu trochę.
Tytuł: Szumowina. Tom 2. Moonflower
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Bengal, Francesco Mobili, Alex Riegel, Jonathan Wayshak, Matias Bergara
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Tytuł oryginału: The Scumbag. Volume 2. Moonflower
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: czerwiec 2022
Liczba stron: 142
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788382302738
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz