czwartek, 11 listopada 2021

Liga niezwykłych dżentelmenów. Czarne akta

Pastisz pełen ambicji


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

W 1898 roku „Liga Niezwykłych Dżentelmenów” (czyli Mina Murray, Kapitan Nemo, Mr Hyde i Allan Quatermain) wzięła udział w niesamowitych wydarzeniach. Zdradzeni przez jednego ze swoich, pomogli powtrzymać „marsjańską” inwazję i ocalić naszą planetę – Mr Hyde musiał poświęcić swoje życie. Gdy kapitan Nemo odszedł z drużyny w tylko sobie znanym kierunku, Mina i Allan pozostali jedynymi aktywnymi członkami Ligi. 

Alan Moore opowiada ich dalsze dzieje w kolejnym komiksie – „Czarnych aktach” – choć tak naprawdę opowiada historię całego, wymyślonego przez siebie komiksowego świata. Oto pierwsza połowa dwudziestego wieku zapisana w tajnych dokumentach, które dopiero co wykradziono z archiwum brytyjskiego wywiadu. Mamy lata pięćdziesiąte. Straszliwy, orwellowski (dosłownie) reżim Wielkiego Brata nie dotrwał roku 1984 i właśnie upadł – zuchwałej kradzieży „czarnych akt” dokonał nikt inny jak Mina Murray i Allan Quatermain.


Czym są rzeczone akta? To wycinki z gazet, fragmenty opowiadań, raporty wywiadowcze, (pseudo)naukowe teorie, pamiętniki, widokówki, broszury propagandowe, odnalezione dramaty teatralne – wszystko, co ma związek z dziejami wielce tajemniczej, na poły legendarnej „Ligi niezwykłych dżentelmenów”. Znajdziemy tu z pozoru nie związane z tematem materiały – zaginioną sztukę Szekspira, ilustrowaną autobiografię nieśmiertelnego, zmiennopłciowego Orlando, nieznane wcześniej pamiętniki Fanny Hill, historię powstania francuskiej i niemieckiej wersji „Ligi…” z czasów pierwszej wojny światowej, teorie o pochodzeniu bogów i wiele, wiele innych ciekawych i bardzo różnorodnych formalnie elementów – wszystkie odbiegają od komiksowej formy tak daleko, jak to tylko możliwe.



Alan Moore trzyma się konsekwentnie pierwotnego założenia. Twory europejskiej (głównie brytyjskiej) kultury popularnej żyją razem w jednym uniwersum i manifestują swoją obecność w tych czasach, kiedy to w naszym świecie miały miejsce premiery (literackie, filmowe) z nimi związane – chwyt podobny do tego z „Planetary” Warrena Ellisa. Na ten przykład niejaki doktor Caligari jest kluczowym członkiem niemieckiej Ligi (mocno ekspresjonistycznej, bo działającej w drugiej dekadzie dwudziestego wieku), podczas gdy do równolegle działającej francuskiej należeli chociażby Fantomas i Arsene Lupin. Zmieniający płeć Orlando to oczywiście literackie „dziecko” Virginii Woolf, Anthony Raffles pochodzi z kart powieści szwagra Artura Conan Doyle’a, Thomasa Carnackiego wymyślił William Hope Hodgson, mackowate potwory opisywał H.P. Lovecraft a niebezpieczni agenci ścigający Minę i Allana byli członkami nieczynnych już służb dopiero co upadłego, potwornego angielskiego socjalizmu. Czytelnik zapoznaje się z aktami tylko dlatego, że czyta je para głównych bohaterów – poszczególne etapy ich przygód poznajemy już w formie tradycyjnego komiksu. A na koniec trafiamy do dziwacznego, trójwymiarowego (załóż okulary dołączone do albumu!) „płomienistego świata”, o którym dowiemy się zdecydowanie więcej w kolejnym tomie – „Stuleciu”.


„Czarne akta” są najbardziej eksperymentalnym w formie komiksem Moore’a, jaki było mi dane do tej pory przeczytać. Mag z Northampton popisuje się tu swoją niesłychaną wiedzą, erudycją i oczytaniem – a jednocześnie potrafi przedstawić to wszystko w zabawny, po swojemu „jajcarski”, sposób. Jestem absolutnie przekonany o tym, że wiele mi umknęło – wszak omnibusem nie jestem i zapewne dostrzegłem tylko mały fragment kulturalnej spuścizny pierwszej połowy dwudziestego wieku. I teraz dochodzimy do sedna – „Liga niezwykłych dżentelmenów. Czarne Akta” to komiks niesłychanie ambitny i hermetyczny. Najwięcej przyjemności z lektury czerpać będą pasjonaci kultury popularnej podobni do Alana Moore’a – erudyci i zapaleńcy. Większość trawestowanych tworów popkulturowych i pastiszowanych bohaterów nie przeszło jeszcze (w przeciwieństwie do tych dziewiętnastowiecznych) do domeny publicznej – Moore nie mógł zatem nazwać agenta Jimmy’ego po prostu Jamesem Bondem, w obawie o pozew. Musiał robić to w bardzo zawoalowany, niejednoznaczny sposób – a rzuca się to od razu w oczy, ponieważ bohater powieści Iana Fleminga jest po prostu najbardziej charakterystyczny i rozpoznawalny. Reszta już nie jest tak oczywista. Zatem ci mniej obeznani w temacie czytelnicy sporo stracą – i, co najgorsze, będą w pełni świadomi owej straty. Ja już nawet nie siliłem się na szczegółowe studia nad „Czarnymi aktami”, ale zachęcam do nich serdecznie. Choć zadanie nie należy do najłatwiejszych.



Tytuł: Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Czarne akta
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Kevin O’Neill
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: The League of Extraordinary Gentelmen. Black Dossier
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: America's Best Comics / Wildstorm / DC Comics
Data wydania w Polsce: październik 2013
Data wydania oryginału: listopad 2007
Liczba stron: 200
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 210x280
Wydanie: I
ISBN: 9788323761662

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz