sobota, 11 maja 2019

Ćma

Innego końca świata nie będzie

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Na samym początku tego roku w środowisku miłośników literackiego horroru w Polsce zrobiło się głośno o Jakubie Bielawskim. Wydawnictwo Phantom Books Horror wydało „Słupnika” – zbiór opowiadań wspomnianego autora. Były to teksty mocno osadzone w estetyce weird fiction i ściśle powiązane pewną charakterystyczną filozofią. Entuzjastyczne przyjęcie przyspieszyło premierę debiutanckiej powieści Bielawskiego – już za kilka dni w księgarniach pojawi się „Ćma”. Wracamy na Dolny Śląsk.

Akcja toczy się w miejscu pogrążonym w tej samej ciemności, która padała na Wałbrzych w „Ciemno, prawie noc”, głośnej powieści Joanny Bator. Góry Sowie, mroczne szczyty emanujące niewytłumaczalną grozą i przytłaczające swą intensywną obecnością, rzucają cień na dwa miasta. Jedno malutkie, szare i smutne, z ludźmi skazanymi na życie, którzy, przy blasku szklanej pogody, odliczają ponure godziny do kolejnego niechcianego poranka. Drugie trochę większe, niby mniej smętne, bo bardziej „światowe” – ale w sumie identyczne. Między nimi, wte i wewte, kursują stare, śmierdzące autobusy z zaplutymi, pociętymi nożem siedzeniami – podróże nimi stają się sensem życia dwóch bohaterek.

W mieście mniejszym, razem z mówiącą w praktycznie obcym języku babcią, mieszka Kaja – uzależniona od nikotyny, zbuntowana przeciwko całemu światu nastolatka. Odizolowana od ludzi przyrośniętymi do uszu słuchawkami i wysoko wzniesionym, środkowym palcem, jedyne ukojenie znajduje w kolejnych Harnasiach, wypijanych w dzikich, leśnych ostępach. W mieście większym, razem z udającymi szczęśliwe małżeństwo rodzicami, mieszka Nina – jedna z tych „popularnych dziewczyn”, za którymi biegają nastoletni durnie, liczący na co nieco po kilku głębszych. Alkoholowe libacje są sposobem na wypełnienie coraz większej wewnętrznej pustki.

Kaja spotyka Ninę. Grube, podszyte młodocianym buntem, pancerze zaczynają pękać. Ta trudna znajomość i wzajemna fascynacja grożą bolesnymi ciosami prosto w odsłonięte miejsca, ale i obiecują nadanie sensu nastoletniej egzystencji. Dziewczyny, kursując ciągle między miastami i włócząc się po pijaku po ciemnych lasach, próbują egzorcyzmować swoje własne demony. Okazuje się jednak, że oprócz wewnętrznych diabłów, zrodzonych w głębi ludzkiego umysłu, istnieje coś więcej. Coś bardzo złego – wpisanego w strukturę świata już od zarania dziejów, od czasów poprzedzających pierwsze iskierki ludzkiej świadomości, która, gdy tylko się pojawiła, rozpoczęła żmudny i bezsensowny proces kiełznania rzeczywistości w normy definiowane przez jej własne ograniczenia.


Jakub Bielawski pisze w bardzo charakterystyczny sposób. Trzecioosobowa narracja, przeskakująca płynnie między Kają, Niną czy też głosem świata schwytanego w kleszcze Gór Sowich, przepełniona jest bardzo specyficznym, tętniącym od emocji tonem. Narrator patrzy na świat przez pryzmat uczuć bohaterów, często okrasza swą relację dosadnymi kolokwializmami, smsowym językiem, popkulturową grypserą. Z jednej strony przypomina to trochę sposób pisania chociażby Dawida Kaina w „Oczach pełnych szumu”, wzmocniony po prostu przez Bielawskiego. Z drugiej strony mamy narracyjny chwyt Cormaca McCarthy’ego, traktującego swoich bohaterów jak elementy świata przedstawionego, nieodróżnialne od wszystkich innych. Autor „Ćmy” nie czyni co prawda z dialogów szumu tła, ale idea jest podobna.

Ludzie bowiem są tu tylko aberracją świata, jego przypadkową deformacją – podobnie jak w tekstach ze „Słupnika”. Są chorzy na życie, a lekarstwo jest tylko jedno. Zanim je otrzymają, muszą jakoś przetrwać – odizolować się od napierającej nań rzeczywistości, wytłumić ją w jakiś sposób, zapomnieć o niej. Stąd biorą się mentalne kokony, kurczenie się w sobie, życia-substytuty, udawane rozmowy o niczym, fałszywe cele, upragniona pustka emocjonalna, podrygi wydrążonych do cna ludzi-chochołów, zbawienny teatr marionetek. Stąd też taka a nie inna narracja u Bielawskiego – ludzie w większości przypadków są tylko receptorami bodźców napływających ze świata. Są jego elementami ani mniej, ani bardziej ważnymi niż miliony przed nimi i miliony po nich. Cormacowy pomysł na literaturę, do którego nawiązuje Bielawski, podważa podmiotowość człowieka doznającego udręki życia. Jest trochę tak jak w powieści Wojciecha Guni – jest wędrowanie, ale nie ma wędrowca. Powstaje w ten sposób zbawienna pustka, która chroni przed prawdą. Wypełnij tę pustkę nastoletnim buntem i pragnieniami, a ową prawdę dostrzeżesz.

Kaja i Nina wyłażą ze swoich kokonów a doznania, które przyjdą, naturalnie wzmocnione ich zawieszeniem w nastoletnim, półdziecięcym i półdorosłym, okresie przejściowym, mogą przynieść tylko jedno – cierpienie. Niby przestają żyć sobie samym na złość i widzą w końcu światło – drogowskaz, obietnicę bezpieczeństwa, nieświadomie poszukiwaną i upragnioną teleologię. Tylko że w weird fiction droga do światła jest drogą Ikara – ćmy, która leci tylko po to, aby spłonąć. To ostateczna konsekwencja dojścia do prawdy o znaczeniu ludzkiego życia. Gdy odejdziemy w niebyt, nastąpi koniec świata – ale tylko naszego własnego, „prywatnego”. „Innego końca świata nie będzie” – te słowa Czesława Miłosza jak mantra przewijają się na kartach powieści. Świat „publiczny” pozostanie – głuchy jak zawsze na rzężenie umierających.

„Ćma” jest opowieścią o dojrzewaniu, przyjaźni, miłości, nadziejach i poszukiwaniach sensu życia. Jest też psychologicznym horrorem z elementami weird fiction, w którym dochodzi do konfrontacji człowieka z kolejną wersją prawdy o rzeczywistości. To rzeczywistość przedludzka, nieskatalogowana językiem, nieoswojona religią, nieuporządkowana żadnymi normami. Ten potworny świat, istniejący już zanim nastał świadomy umysł produkujący wszelkie znaczenia, objawia się teraz w ciemnej epifanii. Ćmy obracają się w popiół.



Tytuł: Ćma
Autor: Jakub Bielawski
Wydawca: Vesper
Data wydania: maj 2019
Liczba stron: 452
ISBN: 9788377313312

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz