Na ekranach kin pojawił się właśnie film „Ciemno, prawie noc” w reżyserii Borysa Lankosza – ekranizacja powieści Joanny Bator o tym samym tytule. Powieści głośnej, kontrowersyjnej, gwałtownie wyrzucającej czytelnika ze strefy komfortu i poruszającej do głębi. Historia ta, nagrodzona w 2013 literacką nagrodą Nike, to „wałbrzyski gotyk obyczajowy”, jak nazywa ją sama autorka. W tym pozornie eklektycznym niby-miszmaszu konwencji, prowadzącym przez dramat obyczajowy, mroczną baśń, realizm magiczny, kryminał i w końcu horror pełną gębą, znajdujemy przede wszystkim bardzo osobiste, autorskie wyznanie. Forma, którą wybrała Joanna Bator była najlepszą z możliwych – posłużyła do wyartykułowania obaw autorki związanych z koniecznością powrotu do Polski po kilkuletni pobycie w Japonii.
Fabuła powieści przypomina, emitowany w zeszłym roku, znakomity amerykański serial – „Ostre przedmioty”. Alicja Tabor, czterdziestoletnia dziennikarka z Warszawy, wraca po kilkunastoletniej nieobecności do swego rodzinnego miasta. W Wałbrzychu giną kilkuletnie dzieci – Andżelika, Patryk i Kalinka. Jedno nie wraca do domu z placu zabaw, drugie znika w supermarkecie, trzecie z własnego łóżka w domu dziecka – kamień w wodę. Alicja, alter ego samej autorki (Tabor – anagram Bator – był pseudonimem, pod którym autorka zamierzała opublikować swoją pierwszą powieść), chce napisać o tym reportaż i zrozumieć co się stało. Powrót do Wałbrzycha staje się jednocześnie powrotem do własnej przeszłości, zapisanej we wspomnieniach w sposób bardzo niejednoznaczny i zepchniętej do tych mrocznych, wypartych zakamarków pamięci. Alicja odkrywa na nowo prawdę o swojej tragicznie zmarłej, starszej siostrze; budzącej nieokreślony niepokój matce oraz ojcu uciekającym od rodzicielstwa i odpowiedzialności w podziemia stojącego nieopodal Zamku Książ, gdzie być może ukryty został skarb ostatniej rezydentki. Dzięki temu bohaterka odkrywa też prawdę o samej sobie. Od momentu przekroczenia przez nią progu starego, rodzinnego domu coś gęstnieje wokół niej i nabiera kształtu – niczym, przywoływana co jakiś czas w tekście, ektoplazma.
Alicja Tabor nazywana jest w redakcji czasopisma „pancernikiem”. Wydaje się być pozbawiona emocji, zdystansowana do świata i samej siebie – nie ma złudzeń co do związków z mężczyznami, nie wierzy w miłość ani szczęście. Jest obserwatorką świata, bez korzeni, bez ostatecznego celu, wieczną nomadką nie przywiązującą się do miejsc i ludzi. To „specjalistka od spraw beznadziejnych” – zawsze znajduje zło na świecie, nawet jeśli nie szuka. Podobnie jak Joanna Bator wyjechała w młodym wieku z Wałbrzycha do Warszawy z plecakiem pełnym słoików – jednak wspomnienie rodzinnego miasta tkwi cały czas w pamięci jak drzazga. Uwiera, drażni i niepokoi. Powrót do Wałbrzycha, spojrzenie na to na miejsce po latach i weryfikacja wspomnienia może być sposobem na oswojenie przeszłości.
Powieściowy Wałbrzych jest miejscem koszmarnym. Tkwi w jakiejś dziurze w ziemi otoczonej górami porośniętymi mrocznym lasem, na którą pada cień Zamku Książ. W latach czterdziestych naziści mordowali tu więźniów obozu Gross-Rosen i panoszyli się w rozległych piwnicach zamku. Ziemia wokół Wałbrzycha i Zamku Książ przez lata nasiąkała złem – teraz kipi ono w podziemiach, którego ściany emanują horrorem II Wojny Światowej. Miasto jest freudowsko niesamowite, swoje i obce jednocześnie – zwłaszcza w listopadzie, kiedy dzieje się akcja książki i kiedy otwierają się bramy, przez które do naszego świata i naszych dusz przenika zło zdolne zniszczyć każdego człowieka.
W mieście panuje religijna histeria. Samozwańczy prorok, Jan Łabędź, oszust-kaznodzieja wyłudzający pieniądze od omotanych przez siebie mieszkańców, widzi Wałbrzych na wyjątkowej pozycji na katolickiej mapie Polski. Dzieci zabrała Matka Boska Bolesna, aby nawrócić, w ten urągający zdrowemu rozsądkowi sposób, mieszkańców miasta. A powieściowi wałbrzyszanie pokazują się czytelnikowi z dość znajomej strony, symbolizując tym samym mieszkańców, co tu dużo gadać, nieco większego obszaru niż okolice zamku Książ. Są ludźmi używającymi symboliki religijnej bardzo powierzchownie i instrumentalnie, tkwią w intelektualnym marazmie, wszędzie szukają wyimaginowanych wrogów, snują teorie spiskowe. Są cierpiącymi bez przerwy „patriotami-megalomanami”, przeświadczonymi o własnej wyższości – „Wałbrzych sercem polskiej męki!”, „Przeróbmy Książ na nowy Licheń!”. Panuje ignorancja, zawiść, hipokryzja i ksenofobia – to na pewno Cyganie kręcący się po mieście porwali dzieci! Albo Żydzi – ma macę!
Ale rzekomo światli, nowocześni i wykształceni przeciwnicy „ciemnogrodu” nie są lepsi. Nazywają przeciwną stronę „katotalibami” oraz w wulgarny i agresywny sposób okazują swoją „wyższość”. Wszyscy dookoła mówią, krzyczą, mówią, krzyczą – ale nie rozmawiają. Niby władają tą samą mową a dialogu nie ma – język służy tutaj walce i rani jak nóż. Wrzeszczą tu na siebie nie jednostki, lecz masy, ośmielone bezkarnością i siłą anonimowości. Cugle zostają puszczone całkowicie w trzech rozdziałach zatytułowanych „Bluzg”. Są to zapisy z wałbrzyskich forów internetowych, gdzie prymitywny język jest wręcz narzędziem mentalnej masturbacji – internetowy hejt jest najprostszym atakiem. Sugeruje jednocześnie brak jakichkolwiek argumentów i bezsilność, z czego dobrze zdają sobie sprawę internetowe trolle.
Alicja wraca do świata szarego i ponurego, pełnego smutnych, zmęczonych i nieszczęśliwych ludzi. Wśród nich są ci niekochani, niedostrzegalni i niechciani. Dzieci. To one są tu największymi ofiarami zła, które przenika do ludzkich dusz w postaci symbolicznych „kotojadów”. To właśnie zło jest fundamentem świata powieści, jest niezniszczalne i wieczne. Horror dokonuje inwazji zewsząd – z traum przeszłości, biedy, zaniedbania, niespełnionych ambicji, zawiści. Przede wszystkim jednak z odwracania oczu i unikania nazywania rzeczy po imieniu. To właśnie chce zrobić Alicja Tabor (oraz Joanna Bator, jak sama przyznała w wywiadzie) – opisać i zrozumieć zło. Na świecie jest go niewyobrażalna ilość – trzeba je zdefiniować, poznać jego genealogię, obrysować grubą kreską, przejaskrawić, skąpać się w nim, przejść próbę ognia. Stąd bierze się między innymi taka a nie inna konwencja powieści i odrealniona, groteskowa wizja Wałbrzycha – trzeba zejść do samego dna, bo dopiero od niego można się odbić. Kiełznanie natury zła to jego opis – szokujący, wstrząsający, przesadzony, bolesny, ale potrzebny.
Zdjęcia zamieszczone we wpisie pochodzą z filmu wspomnianego na początku recenzji.
Tytuł: Ciemno, prawie noc
Autor: Joanna Bator
Wydawca: WAB
Data wydania: październik 2012
Liczba stron: 524
ISBN: 9788377476284
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz