czwartek, 9 maja 2019

Invincible. Tom 3

Tam i z powrotem

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Dziś czytamy trzeci tom „Invincible”, po zakończeniu którego jesteśmy już w jednej czwartej drogi do finału. Seria ta była dla Roberta Kirkmana prawdziwą trampoliną do sukcesu, o czym możemy przeczytać w posłowiu. Autor scenariusza twierdzi, że tak naprawdę zawdzięcza jej wszystko. Fani komiksów superbohaterskich też mogą być wdzięczni – to nadal świetna rozrywka, która przez cały czas trzyma równy poziom i gwarantuje dobrą zabawę. Oczywiście nie wszystkim – „Invincible” jest komiksem, którego jakość wynika w dużej mierze z ciągle obecnych i nieusuwalnych bezstratnie nawiązań do opowieści o ludziach w kolorowych kostiumach.

W drugim tomie doszło do niesamowitej ekspansji świata przedstawionego. Autorzy, pewni już tego, że komiks dobrze przyjął się na rynku i istnieje realna szansa na długoterminową serię wydawniczą, postanowili poszerzyć perspektywę. Pojawiło się mnóstwo nowych postaci, które swoimi występami zapowiedziały obowiązkowe powroty w późniejszych odcinkach. Mark Grayson, zwany Invincible, dorobił się swojego regulaminowego nemezis – Angstrom Levy, szalony superłotr potrafiący przenosić się między równoległymi światami, poprzysięga krwawą zemstę naszemu bohaterowi. Rozpoczęcie jego wątku i całej masy innych mogło sprawiać wrażenie chaosu – jednak było to bardzo przemyślane działanie. Pewna inwestycja w przyszłość serii.



W trzecim tomie nie widać jeszcze wyraźnie zwrotu z owej inwestycji. Widzimy za to, że Kirkman wyhamował nieco i dopracowuje wszystko to, co nakreślił w poprzednich odcinkach. Bardzo trudno jest pisać o fabule trzeciej części „Invincible” – to wyjątkowo mało odporny na spojlery fragment całej historii. Powiedzmy zatem tylko tyle, że w pierwszej połowie komiksu Mark Grayson rusza w kosmos na pomoc pewnej cywilizacji. Jej zdeterminowana społeczność wysyła swego przedstawiciela prosto na Ziemię, aby ten znalazł Invincible’a i poprosił o ratunek. W odróżnieniu od wszystkich poprzednich części mamy tutaj wyraźne przesunięcie akcentów fabularnych – mało zajmujemy się tą zwykłą, „ludzką” stroną bohatera. Jego dziewczyna Amber, matka ulegająca powoli uzależnieniu od alkoholu czy sprawy związane z nauką w college’u, tak mocno eksponowane w dwóch pierwszych tomach, teraz schodzą na dalszy plan. Liczy się zadyma na obcej planecie i, jak nietrudno się domyślić, ma ona sporo wspólnego z głównym wątkiem całej serii – zagrożeniem ze strony kosmicznych, wąsatych faszystów z planety Viltrum. 

Ale kiedyś trzeba wrócić na Ziemię. Do dziewczyny, przyjaciół, matki, szkoły i obowiązków. Mark, oszołomiony po wydarzeniach z pierwszej połowy tomu, długo nie zagrzewa miejsca w domu. Leci razem z Amber do Afryki, w odwiedziny do swojej przyjaciółki – Atom Eve. Mają się nadal ku sobie, czy tylko nam się wydaje? Co na to sympatia Marka? Tymczasem w bazie Strażników Planety ich były przywódca Robot kombinuje coś po kątach; Maulerowie, bliźniaki-klony, szukają nowego sposobu na kontynuowanie swoich niecnych zamiarów wobec czegokolwiek tam je mieli, a Rick, kolega Marka z college’u, pozostaje nadal zaginiony. Co chwila pojawiają się nowi superzłoczyńcy o dziwnych pseudonimach (jak chociażby Omnipotus czy Mastermind) oraz inne nowe postacie, choć już nie w takim natężeniu jak w poprzednim tomie.

Fabuła komiksu jest prosta jak drut, ale obfitująca w bardzo częste i zaskakujące twisty fabularne. Oprócz bardzo dynamicznej akcji znalazło się też miejsce na przedstawienie bardziej przyziemnych, „ludzkich” dylematów ważniejszych bohaterów. Mark zaczyna mieć coraz większe rozterki sercowe i szuka pomocy w ich rozwiązaniu. Okazuje się też, że czasem pokłada zbyt dużą ufność we własnych mocach – oby tylko lekcja, jaką szykuje mu życie w kostiumie, nie okazała się zbyt gorzka. Ma też problem z oddzieleniem zobowiązań wobec rządu Stanów Zjednoczonych od superbohaterskiego imperatywu ratowania wszystkich potrzebujących, nawet wbrew woli swoich mocodawców.


Ale nie tylko postaci Invincible’a przygląda się Kirkman. Analizuje on również wszystkie zagadnienia związane ze stosunkiem „zwykłych” ludzi, którzy są blisko z herosem, do jego profesji. Mają oni trochę pod górkę, czeka ich bowiem życie z wielkim sekretem, ciągłe kredyty zaufania bez gwarancji spłaty, strach o bliską osobę, akceptacja cyklicznej rozłąki, a w przypadku dziewczyny pozbawionej nadludzkiej mocy – zazdrość o piękne superbohaterki, które przecież mogą mieć o wiele więcej wspólnego z ukochanym. I może mogą mu więcej zaoferować…

Robert Kirkman w bardzo zabawny i inteligentny sposób przygląda się tym wszystkim niuansom, które w typowym, seryjnym komiksie superbohaterskim były traktowane dość pobieżnie. Jednym z najciekawszych motywów „Invincible’a” jest systematyczne zacieranie granicy między rzeczywistością a komiksem – takie niebezpośrednie i pozostające raczej w domyśle burzenie czwartej ściany. Gdy, po wielkiej bitwie z najeźdźcami z kosmosu, herosi stoją zwartą grupą na środku pobojowiska pokrywającego się coraz grubszą warstwą opadającego kurzu, jedna z bohaterek mówi: „Zabawne, normalnie tego nie zauważam, dopiero kiedy stoimy tak razem, dociera do mnie, jak głupio wszyscy wyglądamy”. 

Takich mrugnięć jest o wiele więcej – Kirkman kocha komiksy miłością bezwarunkową i wie, jak je tworzyć. „Invincible” jest owocem wielkiej pasji – wierzę w to, że będzie tak przez wszystkie dwanaście tomów. Czwarty już w czerwcu.



Tytuł: Invincible. Tom 3
Seria: Invincible
Tom: 3
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Ryan Ottley
Tłumaczenie: Agata Cieślak
Tytuł oryginału: Invincible: The Ultimate Collection, Vol. 3
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: marzec 2019
Liczba stron: 336
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328142121





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz