czwartek, 16 października 2025

Shade. Człowiek Przemiany. Tom 4

Miłosne wielokąty


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Shade. Człowiek przemiany” znów na tapecie. Dziś zajmiemy się tomem czwartym, przedostatnim – na tom piąty przyjdzie nam poczekać do 2026 roku. Komiks Petera Milligana jest esencją narracyjnego szaleństwa i twórczej wolności. A z każdym kolejnym tomem obie cechy komiksu tylko się uwypuklają.

Poprzedni tom „Shade’a” zawierał odcinki z bardzo charakterystycznego okresu – zarówno sprzed startu jak i po starcie imprintu „DC Vertigo”. Skończyliśmy na zeszycie 41 z listopada 1993 roku, w trakcie opowieści nazwanej potem „Hotelem Shade”. Shade, kosmita z planety Meta leżącej w innym wymiarze i jego dwie ziemskie towarzyszki tkwią w dziwacznym hotelu, jakby wyjętym z naszej rzeczywistości. Zamknęły ich tam nie mniej dziwaczne „anioły” – kimkolwiek są. Pod koniec trzeciego tomu, Kathy oznajmia Shade’owi, że jest w ciąży – trudne chwile wywołane wizytą „Dziecka namiętności” przyniosły, jak widać poważne konsekwencje.


Omawiany dziś tom zbiera zeszyty 42-57 wydane między grudniem 1993 a marcem 1995 roku. Całą zawartość tego tomu możemy podzielić na dwie części. Pierwsza, rysowana głównie przez Chrisa Bachalo, zamyka wspomnianą fabułę „Hotelu Shade” i kończy się na jubileuszowym, niezwykle ważnym odcinku pięćdziesiątym. Druga, w której rysują Sean Phillips i Mark Buckingham, to zupełnie nowa rzecz, choć będąca pod wielkim wpływem wcześniejszych wydarzeń.

Powody odesłania trójki naszych bohaterów do fantasmagorycznego hotelu nie były jasne – Peter Milligan był jeszcze bardziej enigmatyczny niż na początku serii. „Shade. The Changing Man” wpasował się w założenia „DC Vertigo” bezbłędnie – tak też jest w tomie czwartym. Ciąża Kate staje się przyczyną niezwykłych konfliktów – ona nie wyobraża sobie bycia matką, on nie wyobraża sobie scenariusza z aborcją. Gdy do Hotelu przybywają kolejni tajemniczy goście (jednego z nich czytelnicy komiksów DC znają doskonale) sytuacja znów się komplikuje. Bohaterowie komiksu przenoszą się do siedemnastego wieku, prosto w czasy bezwzględnego polowania na czarownice, co ma niezwykle wielkie znaczenie dla całej historii koncentrującej się wokół „Hotelu Shade”. Genialnym posunięciem scenarzysty był crossover z „Hellblazerem” – to właśnie John Constantine jest wspomnianym, dobrze nam znanym gościem Hotelu. Świetnie to zostało pomyślane i wykonane – bo tak naprawdę nie jest to ten sam Constantine, którego przygody w tym samym czasie pisał Garth Ennis w „Hellblazerze”. John, który składa wizytę Shade’owi pochodzi z roku 1979, kiedy to władzę w Wielkiej Brytanii objęła Margaret Thatcher, a na jego debiut komiksowy trzeba jeszcze poczekać dziewięć lat.


Fabuła „Hotelu Shade” kończy się tak jak wspomniałem na odcinku pięćdziesiątym i jest to chyba najmocniejszy i najbardziej emocjonalny zeszyt całej serii. Seria Milligana była zawsze o wiele bardziej zaangażowana w tematy społeczne niż inne pozycje „DC Vertigo”, a przekaz o dziwo nie ginął w kakofonii przeszarżowanej i celowo udziwnionej narracji. Tak też jest i w tomie czwartym, jednak obok zagadnień związanych z aborcją i feminizmem, Milligan rozwija w końcu wątek trójkąta miłosnego (będącego czasem kwadratem a nawet pięciokątem). Jakże specyficzny jest to układ! Bohaterowie są dorośli – ale poharatani i niedojrzali emocjonalnie, pragnący się zaangażować i jednocześnie uciec od związku, szukający dorosłości i unikający jej, gdy tylko dostrzegą ją katem oka. Aż dziwne, jak dojrzały jest to komiks opowiadający o niedojrzałych bohaterach i ich dziecinnej relacji niby-miłosnej. Oni bardzo idealizują pojęcie miłości, ale ciągle przegrywają w starciu z rzeczywistością.


Po odcinku numer 50 z serią pożegnał się Chris Bachalo, artysta, który wręcz zdefiniował „Shade’a” i narysował około dwie trzecie zeszytów. To miał być ostatni odcinek według pierwotnych założeń Milligana, ale szefostwo DC wymusiło kontynuację. Scenarzysta mógł oczywiście wziąć przykład z rysownika i odejść, ale został w obawie o wypaczenie swego dotychczasowego dorobku. Jednak ze zrozumiałych powodów nie mógł to już być ten sam komiks. Shade znów się zmienił i stał się „modem”, czyli swego rodzaju nawiązaniem do londyńskiej subkultury z lat pięćdziesiątych. Druga połowa omawianego dziś tomu jest niezwykle trudna w odbiorze, wymagająca i całkowicie nieodporna na spojlery. Jest też niezwykle smutna i wskazująca na to, że Shade, jak na Człowieka Przemiany przystało, przechodzi kolejną metamorfozę, choć taką raczej niepożądaną. 


Musimy pamiętać, aby przed lekturą kolejnego tomu koniecznie przypomnieć sobie odcinki późniejsze niż pięćdziesiąty. Będzie to naprawdę istotne do zrozumienia ostatniego etapu serii, czyli wszystkiego po zeszycie jubileuszowym. Nie sposób nie zauważyć, że „Shade” stracił impet i brakuje mu konkretnego kierunku fabularnego (choć może to być mylnym wrażeniem, bo przed nami jeszcze trzynaście odcinków). Miłosne wielokąty nie mają już racji bytu, życiu brakuje sensu a główny bohater zaczyna zapuszczać się w bardzo niebezpieczne rejony – staje się powoli socjopatą i antybohaterem. Wszystko to zdaje się służyć jakiemuś niezbyt jasno określonemu celowi. Spróbujemy to wszystko rozwikłać w przyszłym roku, przy okazji ostatniego tomu.




Tytuł: Shade. Człowiek przemiany. Tom 4
Scenariusz: Peter Milligan
Rysunki: Chris Bachalo, Glyn Dillon, Philip Bond, Sean Phillips, Mark Buckingham
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Tytuł oryginału: Shade. The Changing Man Vol.2, #42-57
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics, DC Vertigo
Data wydania: czerwiec 2025
Liczba stron: 448
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328165946

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz