Sięgaj po gwiazdy ostrożnie
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Dziś zabieramy się za najlepszy komiks Muchy tego roku. Jestem skłonny zaryzykować to twierdzenie, mimo że przed nami jeszcze trzy i pół miesiąca. Jonathan Hickman zabiera nas w szaloną podróż wydeptanymi już co prawda szlakami, ale za to takim wehikułem, w jakim jeszcze nie siedzieliśmy. Za kierownicą – Nick Pitarra.
Dwudziestopięcioodcinkowa seria „The Manhattan Projects” wydana została między marcem 2012 a listopadem 2014 roku nakładem Image Comics. Pierwszy z dwóch tomów zbiorczych, noszący tytuł „Niedobra nauka”, zawiera piętnaście odcinków – zakończenie poznamy prawdopodobnie już pod koniec tego roku. Jonathan Hickman i Nick Pitarra pisali wszystko według planu wybiegającego w przyszłość maksymalnie na pięć zeszytów – w zasadzie tworzyli wszystko na bieżąco, zgodnie ze starą „metodą Marvela”. Podstawowym założeniem komiksu było to, że Projekt Manhattan (dobrze nam znany z obowiązującej historii) był tylko jednym z wielu programów badawczych. Naukowcy zaangażowani w projekt wypełniali oczywiście jego podstawowe zadanie, czyli konstrukcję bomby atomowej, ale poza tym, w sekrecie przed rządem i obywatelami, zgłębiali tajemnice innych wymiarów, fantastycznych broni, alternatywnych rzeczywistości i obcych cywilizacji.
Mamy w komiksie Albrechta Einsteina (to nie błąd, tylko niespodzianka), Richarda Feynmana, Enrico Fermiego, Harry’ego Daghliana, a nawet niemieckich, nazistowskich geniuszy jak Wernher von Braun i Helmut Gröttrup. Pojawia się Jurij Gagarin i jego wierny pies Łajka, radzieccy członkowie partii, amerykańscy prezydenci, a nade wszystko Oppenheimer – z rozmysłem nie podaję imienia. Wszyscy oni zaangażowani są w rozpisaną na piętnaście (na razie) epizodów groteskową historię o tym, jak nauka staje się religią i sposobem na podporządkowanie sobie całego świata (a nawet więcej). Każdy z wymienionych bohaterów jest swoją własną karykaturą – autorzy uczepili się jakiejś jednej rzekomej dysfunkcji i wyolbrzymili ją do przesady. Daghlian jest tu na przykład śmiertelnie radioaktywnym szkieletem – kombinacją Doktora Manhattana ze „Strażników” i Czarnego Płomienia z „B.B.P.O.” – a Harry Truman szalonym masonem organizującym potajemnie masowe orgie. A to tylko początek niespodzianek.
Pierwszy tom „Projektów Manhattan” czyta się wprost znakomicie. Pełno tu humoru (głównie czarnego), zwariowanych popkulturowych tropów i kulturowych nawiązań, analogii do obowiązujących teorii naukowych odbitych w krzywym zwierciadle, a także autorskiej wersji najważniejszych wydarzeń Zimnej Wojny. Przemierzamy razem z bohaterami tajne laboratoria, lądowiska latających spodków i gabinety polityków, a wszystko to w specyficznym, niby zabawnym, ale również niepokojącym fantastycznym anturażu. Linia podziału dwóch skonfliktowanych stron nie przebiega tu na linii Sowieci / Zachód, lecz naukowcy / reszta świata. Naszą planetą rządzą ludzie ukryci w cieniu, którzy dobrowolnie nie oddadzą władzy – u Hickmana jest to Oppenheimer i jemu podobni, a nie Chruszczow czy Kennedy.
W 2009 roku Jonathan Hickman rozpoczął pisanie scenariuszy do „Fantastycznej Czwórki” i wprowadził ją tym samym w złoty wiek. Trzy lata później, w czasach „Projektów Manhattan”, run Hickmana w Marvelu dobiegał już końca – to właśnie z nim omawiany dziś komiks ma najwięcej wspólnego. Reed Richards był prototypem Oppenheimera – człowiekiem otaczającym naukę bezgranicznym kultem i trzymającym się jej zasad we wszystkich obszarach życia. O ile jednak w „Fantastycznej Czwórce” Hickman daje jakąś nadzieję na wyjście z matni, tak w „Projektach Manhattan” takiej możliwości nie ma. Naukowcy stali się Reedami Richardsami podniesionymi do potęgi. W ich życiu nie liczy się nic poza zdobywaniem i pochłanianiem wiedzy, ale jak ostrzega jednego z nich pewien kosmita: „Sięgaj po gwiazdy ostrożnie”. Dehumanizacja jest blisko, podobnie jak słońce gotowe do roztopienia wosku w ikarowej uprzęży. Postać bezwzględnego, genialnego naukowca pojawia się w komiksach Hickmana regularnie – w „Projektach” osiąga swą dojrzałą postać.
Nick Pitarra rysuje jak Frank Quitely i Geof Darrow jednocześnie. Quitely zawsze wymieniamy jest przez Pitarrę jako najlepszy rysownik komiksów w Ameryce i nieprzebrane źródło inspiracji. Groteskowa przesada, dbałość o detale, karykaturalność w kreacji postaci i scenografii przywołuje Darrowa z czasów „Kowboja z Szaolin”. Ale w „Projektach Manhattan” dostrzegamy też inspirację twórczością słynnego Moebiusa („Garaż hermetyczny”), co daje naprawdę piorunujący efekt.
„Świat rządzi się zasadami ustalonymi przez tych, którzy uważają, że ich nie obowiązują” – tak było od zawsze. Hickman i Pitarra stawiają w tej pozycji naukowców, czyli ludzi, których mało kto w tej roli mógłby się spodziewać. Śmiejemy się podczas lektury, ale czasem śmiech zamiera w gardle.
Tytuł: Projekty Manhattan. Tom 1. Niedobra nauka
Scenariusz: Jonathan Hickman
Rysunki: Nick Pitarra, Ryan Browne
Tłumaczenie: Arek Wróblewski
Tytuł oryginału: Manhattan Projects #1-15
Wydawnictwo: Mucha
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: marzec 2025
Liczba stron: 464
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788367571494
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz