niedziela, 2 marca 2025

X-Men. Punkty zwrotne. Pieśń egzekutora

Saga rodu Summersów


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Crossover z omawianych dziś „Punktów zwrotnych” był w czasach TM-Semic wydarzeniem szczególnym. „Pieśń egzekutora” rozpoczęła rok 1996 z przytupem - wykroczyła poza trzy pierwsze zeszyty „X-Men” i zajęła dodatkowo cały jeden gruby numer „Mega Marvel”. Zakończyła również złoty okres mutantów Marvela na naszym rynku – kolejne odcinki były już na ostatniej prostej prowadzącej do zamknięcia serii „X-Men” półtora roku później.

Zeszyty zawarte w omawianym niedawno albumie „Legendy X-Men. Jim Lee” od Muchy mogłyby być taką „pieśnią egzekutora / łabędzim śpiewem” dla przygód mutantów Marvela. Jim Lee nie okazał się na szczęście egzekutorem swojej własnej bijącej rekordy popularności „bezprzymiotnikowej” serii „X-Men”. Po jedenastym odcinku odszedł do nowo założonego wydawnictwa Image wraz z sześcioma innymi buntownikami – większość z nich była w tych czasach niezwykle istotna dla X-tytułów. Nagłe odejście nie tylko Jima Lee, ale i Marca Silvestriego, Whilce’a Portacio i Roba Liefelda pozostawiło dziurę w kreatywnym zespole „X-Men”, która początkowo wydawała się trudna do zasypania. W miarę szybko jednak do rysowania przygód mutantów zasiedli tacy twórcy jak Andy Kubert, Jae Lee, Brandon Peterson i Greg Capullo i kryzys zażegnano. To była naprawdę duża zmiana – choć nowi graficy starali się (w miarę możliwości i ochoty) kontynuować styl i założenia poprzedników.


Nowe zespoły kreatywne postanowiły pokazać się z jak najlepszej strony – wielki „dwunastoodcinkowy crossover wydany w czterech tytułach w ciągu trzech miesięcy” miał być ku temu bardzo dobrą okazją. „X-Cutioner’s Song” zaangażował cztery główne X-serie końca roku 1992. Dwie z nich, absolutne bestsellery, były dopiero na początku swej historii – wspomniana „X-Men” porzucona przez Jima Lee, i „X-Force”, którą zostawił Rob Liefeld. Pierwsza z nich prezentowała przygody „niebieskiej” połowy drużyny X-Men, druga z kolei była spadkobierczynią „The New Mutants” – o zmodyfikowanym, bardziej brutalnym i niebiorącym jeńców składzie, dowodzonym przez przybysza z przyszłości o pseudonimie Cable. Zestaw tytułów, w których wybrzmiała „Pieśń egzekutora”, uzupełnia oczywiście słynna seria „The Uncanny X-Men”, z której ewakuował się Whilce Portacio, oraz „X-Factor”, której akurat ten wielki exodus za bardzo nie dotknął – tu z kolei mamy „złotych” X-Men z nowym nabytkiem w postaci również podróżującego w czasie Bishopa i także odmieniony skład X-Factor z Havokiem i Polaris na czele. Tajemniczy „egzekutor” śpiewał od listopada 1992 roku do stycznia 1993 – aby zrozumieć jego intencje i motywacje, trzeba oczywiście znać choć trochę wydarzenia z wcześniejszych miesięcy 1992 roku i jako tako siatkę zależności interpersonalnych w świecie mutantów. Czyli wiadomo, telenowela po całości.


Profesor X zostaje postrzelony na koncercie w Central Parku, podczas którego miał wygłosić kolejną patetyczną przemowę o konieczności pokojowej koegzystencji ludzi i mutantów. Ironia losu i wielce symboliczna scena. Tematyka relacji ludzi i mutantów była kluczowa w czasach słynnego Chrisa Claremonta, który odszedł z „The Uncanny X-Men” podczas sagi „Bitwa o Wyspę Muir” rok przed wydarzeniami „Pieśni egzekutora”. Zamach na Profesora X w pewien sposób zamknął (choć nie całkowicie) erę Claremonta i prawdziwie wprowadził „X-Men” w lata dziewięćdziesiąte. A fakt, że zamachowcem był nikt inny jak Cable, żywy symbol dekady i jej przeszarżowanej estetyki, wzmacnia tylko efekt – oto nadchodzą czasy ekstremalnej superbohaterszczyzny, nieskupiającej się na tematyce społecznej, lecz na akcji, przygodzie i kolorowych fajerwerkach. Obie grupy X-Men oraz X-Factor ruszają w pościg za Cable’em i jego podopiecznymi – wyjętymi spod prawa X-Force. Tymczasem Scott „Cyclops” Summers i Jean Grey zostają porwani przez Jeźdźców Apokalipsy i oddani w ręce Frontu Wyzwolenia Mutantów. Mr. Sinister sprzedał ich tajemniczemu Stryfe’owi za dziwny pojemnik pełen jakiegoś starego materiału genetycznego – nie zastanawiajmy się teraz bardzo nad sensownością tej transakcji, bowiem istotne są inne sprawy.


Stryfe był wówczas całkiem nowym, rosnącym mocno w siłę, potężnym superłotrem w świecie mutantów, debiutującym pod koniec wspomnianej już serii „The New Mutants” i w pewien niejasny (do czasów „Pieśni egzekutora”) sposób powiązanym zarówno z Cyclopsem, Jean Grey, jak i Cable’em. De facto omawiany dziś crossover jest rodzinną sagą, opowieścią o zemście, żalu i nieprzepracowanych traumach. A oprócz tego jest superbohaterską nawalanką na nieco większą skalę niż zwykle. Oprócz czterech wchodzących sobie nieustannie w drogę X-grup przewinęły się tu takie ekipy, jak wspomniany Front Wyzwolenia Mutantów, Jeźdźcy Apokalipsy, Mroczni Jeźdźcy i kanadyjski ciężkozbrojny Wydział K. Dołóżmy do tego silne indywidualności tamtych czasów – Cable, Wolverine, Mr. Sinister, Bishop, Archangel i… Apocalypse wybudzony z kolejnego regeneracyjnego snu – i mamy crossover co się zowie!


W centrum intrygi stoi oczywiście Stryfe, którego prawdziwą tożsamość i historię fani X-Men dobrze już znają. W czasach „Pieśni egzekutora” jednak zarówno on, jak i Cable byli w miarę świeżymi postaciami, dla których szukano miejsca w uniwersum Marvela. Wydarzenia z dzisiejszych „Punktów zwrotnych” angażują dziesiątki postaci w dziesiątkach miejsc – ostatecznie okazują się całkiem prostą fabułą nastawioną na szybką akcję, efektowne pozy, wykrzyczane dialogi, przemoc i seksapil. Absurdalnie umięśnieni Cable i Stryfe są tu heroldami nowej ery, symbolami obowiązującej estetyki – jeden ubrany w kostium z tysiącami kieszonek, pasów z amunicją i dzierżący spluwy większe od niego samego; drugi zakuty w ciężką, metalową zbroję z ćwiekami, z gigantyczną, powiewającą nawet w zamkniętych pomieszczeniach peleryną. O ile „X-Tinction Agenda” wprowadziła mutantów w lata dziewięćdziesiąte, tak „X-Cutioner’s Song” owe lata zdefiniował.


Za scenariusze odpowiadali wówczas Scott Lobdell, Peter David i Fabian Nicieza, od jakiegoś czasu wypełniający lukę po Chrisie Claremoncie, oraz Louise Simonson. Wymiana scenarzystów nie była jednak związana ze wspomnianą wcześniej ucieczką do Image Comics – to rysowników trzeba było zorganizować w dość szybkim tempie. Brandon Peterson, Jae Lee, Andy Kubert i Greg Capullo – dwaj pierwsi bardzo młodzi, ledwie dwudziestoletni, dwaj ostatni bardziej doświadczeni, o dekadę starsi. Peterson rysował podobnie do Portacio, choć sporo mu w tym czasie jeszcze do poziomu poprzednika brakowało. Kubert i Capullo nawiązywali do stylu nieodżałowanego Jima Lee – rygor comiesięcznego deadline’u powodował jednak, że Kubert był po prostu poprawny i nie trzymał tak wysokiego poziomu, jak w rysowanym równolegle wspaniałym komiksie „Batman versus Predator”, natomiast Capullo dawał radę, ale skrzydła rozwinął dopiero rok później, kiedy również przeszedł do Image i zaczął rysować „Spawna”. Jae Lee z kolei, jak to trafnie określano w kuluarach, rysował jak „Jim Lee z wysoką gorączką i w malignie”. Trochę też na modłę Billa Sienkiewicza („The New Mutants”), trochę w stylu Bisleya, karykaturalnie i przesadnie, odważnie, choć czasem z problemami. W czasach TM-Semic jego styl odstawał od reszty i opinie polskich ówczesnych czytelników „Pieśni egzekutora” były raczej negatywne. Dziś, po latach, osobiście jestem zachwycony.


Odbiór omawianego dziś crossovera był mieszany. Z jednej strony czytało się go (i czyta) znakomicie – o ile jesteś fanem X-Men i wiesz co nieco na ich temat. Z drugiej jednak strony nie wyjaśniono tak naprawdę głównej tajemnicy i całej intrygi; Stryfe i Cable pozostali tak samo enigmatyczni jak na początku, a po latach trzeba było dodatkowo sporo rzeczy na ich temat odkręcać. Ważna jest jeszcze sprawa wspomnianego pojemnika, który wpadł w ręce Mr. Sinistera – oto zapowiedź gigantycznych problemów mutantów w przyszłości, związanych z tak zwanym „wirusem dziedzictwa”. Kiedyś na pewno przeczytamy o tym w „Punktach zwrotnych”. Tymczasem, prawdopodobnie w tym roku, czeka nas kolejny album – „Fatal Attractions”. Będzie to ostatni „Punkt zwrotny”, w którym znajdziemy zeszyty z czasów TM-Semic – opowie on o wydarzeniach, które miały miejsce bezpośrednio po „Pieśni egzekutora” i zakończyły żywot naszego legendarnego wydawnictwa.


Tytuł: X-Men. Punkty zwrotne. Pieśń egzekutora
Scenariusz: Scott Lobdell, Fabian Nicieza, Peter David
Rysunki: Brandon Peterson, Jae Lee, Andy Kubert, Greg Capullo
Tłumaczenie: Weronika Sztorc
Tytuł oryginału: X-Men Milestones. X-Cutioner’s Song
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: grudzień 2024
Liczba stron: 320
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788328162723

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz