Gazowe (po)rachunki
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Egmont rozpoczyna właśnie kolejną serię ery DC Vertigo. „Sandman. Mystery Theatre” jest bez wątpienia jednym z najważniejszych tytułów tego nieistniejącego już imprintu – jego pojawienie się w Polsce było tylko kwestią czasu. Dziwaczny bohater w masce walczy ze zbrodnią w Nowym Jorku końca lat trzydziestych minionego wieku. Sandman?!
Ano Sandman, ale nie ten, który automatycznie przychodzi do głowy. Bohatera omawianego dziś komiksu już poznaliśmy – w najlepszej opowieści zbioru „Dni pośród nocy”. To właśnie tam poznał swoje alter ego ze słynnego komiksu Neila Gaimana. Wesley Dodds, trzydziestokilkuletni spadkobierca wielkiej fortuny, mieszkający w imponującej rezydencji ze swoim lokajem Humphriesem, filantrop i inwestor za dnia oraz „Sandman”, mściciel posyłający zwyrodnialców do snu za pomocą swego pistoletu gazowego w nocy. Jakże stary jest to bohater – powołano go do życia w 1939 roku, tak samo jak innego, o wiele bardziej popularnego bohatera DC Comics. (Powyższy opis Doddsa powinien dość wyraźnie kojarzyć się z charakterystyką właśnie Batmana – przypadek? Wrócimy do tego).
Specjaliści od historii DC nie są zgodni co do tego, w którym dokładnie komiksie zadebiutował Wesley Dodds. Nieważne zresztą – Dodds/Sandman był jednym z pierwszych „mystery men” Złotej Ery Komiksu, zanim jeszcze nadeszli superbohaterowie. Sandman zresztą cały czas balansował na granicy – był jednocześnie „tajemniczym facetem” i superherosem (zwłaszcza gdy w 1940 roku ubrano go w kolorowe żółto-zielone fatałaszki). Początkowo towarzyszyła mu żona Dian Belmont, w pełni świadoma podwójnej tożsamości swego męża, a potem niejaki „Sandy, the Golden Boy”, głupkowaty „sidekick” w stylu Robina – tylko trochę mniej udany i bardziej żenujący. W 1946 roku, kiedy to nieubłaganie nadciągał już zmierzch Złotej Ery, Sandman został zapomniany – na szczęście nie całkowicie.
W latach siedemdziesiątych Sandmanem był niejaki Garrett Sanford – bohater, którego zadaniem było odświeżenie i przypomnienie tej kolorowej i „rajtuzowej” wersji tego bohatera (za jedną i drugą odpowiadali Joe Simon i Jack Kirby). Dopiero w 1989 roku pojawia się TEN Sandman – Sen z Nieskończonych, Morfeusz. Neil Gaiman postanowił zrobić przy okazji tak zwany „retcon” postaci Wesleya Doddsa – uzasadnił, dlaczego ten używał akurat gazu usypiającego i dlaczego został jednym z „mystery men”. Mocą wsteczną zbudował mu biografię – otóż to Morfeusz w masce przypominającej gazową nawiedził w snach Doddsa i obdarzył go raczej niechcianymi proroczymi snami, których dość regularnie Dodds doświadcza. Dokładnie od takiego, lekko przerażającego marzenia sennego rozpoczyna się pierwszy odcinek „Sandman. Teatr tajemnic”.
Komiks powstał oczywiście na fali popularności „Sandmana” Neila Gaimana. W 1993 roku DC Comics postanowiło przypomnieć czytelnikom lat dziewięćdziesiątych postać Wesleya Doddsa, ale w nowoczesnym, bardziej dojrzałym i mrocznym wydaniu – akcja całej siedemdziesięcioodcinkowej serii toczy się w latach 1938-1940, w czasach tuż po Wielkim Kryzysie i prohibicji. Pierwszy tom zbiorczy zawiera trzy czterodocinkowe historie, do których scenariusze napisał Matt Wagner, znany w Polsce chociażby z „Trójcy” i „Świtu mrocznego księżyca”. „Tarantula” wprowadza nas do świata komiksu i przedstawia głównego bohatera oraz niemniej główną (jak się okazuje w trakcie lektury) bohaterkę. Bestialski morderca, tytułowy Tarantula, porywa kobiety i poddaje nieludzkim torturom. Tropy wiodą w górę hierarchii nowojorskiej socjety i mafii, więc Dodds łatwego zadania mieć nie będzie. W „Twarzy” wybieramy się do Chinatown, gdzie trwają porachunki zwaśnionych odłamów Triad i dochodzi do innych, równie przerażających morderstw. A w „Bestii” poznajemy zepsutego do cna multimiliardera zawierającego biznesowy układ z Doddsem oraz ledwo wiążącego koniec z końcem podupadłego boksera, starającego się zapewnić byt sobie i swojej ciężko chorej córce. Emerytowany bokser potrafiący zarabiać pięściami w świecie upadku moralności nie jest tematem nowym w popkulturze, więc możemy się domyślać, z jakimi problemami przyjdzie mu się zmierzyć. Sandmanowi i Dian również.
Postać Wesleya Doddsa budzi słuszne skojarzenia z osobą Bruce’a Wayne’a. Obaj odziedziczyli gigantyczny majątek, żyją z wiernym kamerdynerem w wielkiej rezydencji, są inwestorami i filantropami. Ale Bruce to playboy, bardzo przystojny i przyciągający wzrok mężczyzna. Wesley jest niepozorny, niezauważalny, zdecydowanie niewpisujący się w ogólnie pojęty kanon męskiej urody, nieśmiały, nietowarzyski, spędzający większość czasu w odosobnieniu. W towarzystwie uchodzi za dziwaka i odludka, o którym zbyt wiele nie wiadomo. Dodds zresztą jest wycofany nie tylko dosłownie – to główny bohater, który często schodzi na drugi plan, oddając pola rezolutnej, śmiałej, odważnej, ale i czasami zbyt naiwnej i prostodusznej Dian Belmont. Dziewczyna, próbująca za wszelką cenę wyrwać się z objęć nadopiekuńczego ojca (w sumie „tatulo” ma dużo racji, życie w Wielkim Jabłku z „Teatru tajemnic” jest skrajnie niebezpieczne), bardzo interesuje się Wesleyem. Dwoje outsiderów ulega niesamowitemu przyciąganiu – po prostu.
W świecie komiksu nie ma jeszcze superbohaterów, ale zapewne niedługo się pojawią. Sandman nosi jeszcze bardzo minimalistyczny prochowiec i maskę, a nie jaskrawy, obcisły spandex. Zagrożenia, z jakimi się mierzy, są bardzo realistyczne, przyziemne, dalekie od tych, z którymi musieli mierzyć się jego odpowiednicy z lat siedemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Matt Wagner poruszył również nieco bardziej zwyczajne, ale szalenie trudne tematy – nierówności społeczne, przyzwolenie na niesprawiedliwość, rasizm, krzywdę wyrządzoną przez system - a także zepsucie, bezduszność, zobojętnienie. Ba, w pierwszym tomie „Teatru tajemnic” mamy bardzo dosadnie przedstawione kazirodztwo i pedofilię – nie znajdziemy tego w „Batmanach” czy „Supermanach”.
Rysunek nie jest najmocniejszą stroną omawianego dziś albumu – no, może z wyjątkiem „Tarantuli”, za którą odpowiada Guy Davis, znany w Polsce głównie z serii „B.B.P.O.”. Dodds w jego wydaniu jest nie za wysoki, lekko otyły, zwyczajny; Dian ładna, ale pięknością nie jest. Davis bardzo dba o realia epoki, czuć, że mamy lata trzydzieste, widać scenografię i architekturę. John Watkiss (możemy go kojarzyć z niektórych odcinków „Sandmana” Gaimana) stosuje bardzo grube, często niechlujne linie, co powoduje, że jego postacie pozbawione są życia i energii. Rob Taylor z kolei ma problemy z anatomią i spójnością w przedstawianiu tej samej osoby na kolejnych stronach komiksu. Obaj niestety nie przykładają się do odtworzenia epoki, w której toczy się akcja komiksu – a szkoda, bo to jest naprawdę niezwykle istotne.
„Sandman. Teatr tajemnic” liczył będzie jeszcze cztery lub pięć tomów zbiorczych. Zdecydowanie warto – oto stare DC Vertigo w stanie czystym.
Tytuł: Sandman. Teatr Tajemnic. Tom 1
Scenariusz: Matt Wagner
Rysunki: Guy Davis, John Watkiss, Rob Taylor
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Sandman. Mystery Theatre #-1-12
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: grudzień 2024
Liczba stron: 328
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328162969
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz