Horror w glinie
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Pulpowa groza, kryminały noir, okultyzm i ezoteryka – oto podstawowe cechy „Hellboya” Mike’a Mignoli. Ileż można czytać komiksów opartych na tak bardzo podobnym schemacie? W przypadku wspomnianego autora – ile się da! Za każdym razem bowiem jest to absolutnie rewelacyjna lektura. Jak chociażby teraz przy okazji wielkiego tomu zbiorczego „Joe Golem. Okultystyczny detektyw”.
Album zbiera wszystkie dwadzieścia odcinków serii wydawanej przez Dark Horse Comics między listopadem 2015 a październikiem 2019 roku. Wystartowała ona pod koniec publikacji innej ważnej serii – „Baltimore”. Jej dwa zbiorcze tomy już czytaliśmy. Dlaczego wspominam o tej serii? „Baltimore” i „Joe Golem” pochodzą ze wspólnego uniwersum, zupełnie odrębnego, choć bardzo podobnego w niektórych aspektach, niż „Hellboy” i „B.B.P.O.”. Autorzy obydwu komiksów, Mike Mignola i Christopher Golden, nie planowali jednak tego od samego początku – jak mówi przedmowa do „Joego Golema”, dopiero po jego ukończeniu zauważyli całą masę punktów wspólnych. Tak powstało „Outerverse”, czyli Pozawersum w polskim tłumaczeniu.
W 1925 roku, dokładnie w chwili, gdy Lord Baltimore pokonał Czerwonego Króla (drugi tom „Baltimore”), rozpoczął się wielki kataklizm. Pod wpływem gwałtownego ruchu płyt tektonicznych doszło do częściowego zatopienia Nowego Jorku – woda podniosła się o trzydzieści stóp. Wielu mieszkańców opuściło „Tonące Miasto” – ci, którzy zostali, musieli zmienić swe życie i dostosować się do nowych realiów. W takim świecie żyje bohater komiksu i wcześniejszej powieści autorstwa Mignoli i Goldena – detektyw Joe Golem. No właśnie – powieści. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku „Baltimore” wszystko zaczęło się od książki Christophera Goldena bogato ilustrowanej grafikami Mignoli. W 2012 roku wydawnictwo Macmillan opublikowało powieść „Joe Golem and the Drowning City: An Illustrated Novel” z akcją osadzoną pięćdziesiąt lat po kataklizmie, czyli w 1975 roku. Pierwsze dziesięć odcinków komiksowej serii (narysowane przez Patrica Reynoldsa) umieszcza akcję w roku 1965 i jest niejako wprowadzeniem do kolejnych dziesięciu. Te z kolei, narysowane przez Petera Bergtinga, są już adaptacją samej powieści.
Tytułowy Joe Golem jest detektywem w prochowcu. Nie do końca klasycznym, bo zajmuje się rozwiązywaniem zagadek okultystycznych – tajemniczy stwór porywa dzieci z łódek (niczym Jason Vorhees z „Piątku trzynastego”) albo jacyś ludzie zaczynają masowo bełkotać coś o „odległej ciemności” lub „zasłonie rzeczywistości”. Sprawy wynajduje Joemu jego gospodarz, mentor, „opiekun” (?) – też detektyw, ale już emerytowany – Simon Church, przy użyciu miernika „przypływów okultystycznej energii”. Joe nie zajmuje się po prostu sprawami dziwnymi, ale „dziwnymi na poziomie Simona Churcha”, jak mówią jego znajomi. I wszystko można byłoby sprowadzić do prostego, paranormalnego „procedurala” z odcinkami o samodzielnych, niemal niepowiązanych fabułach, gdyby nie jeden dość istotny szczegół. W sumie dwa.
Po pierwsze – coś bardzo dziwnego i bardzo niepokojącego jest we wzajemnej relacji Joego i Simona. To jest bardzo podejrzany układ – coś tu poważnie nie gra. Po drugie Joe przeżywa co noc koszmary z potwornym człowiekiem z gliny w roli głównej. Co one oznaczają? Dlaczego Joemu wydaje się, że nie są to tylko majaki, ale echa przeszłości? Dodajmy jeszcze, że po pierwszej połowie tomu, będącej zbiorem osobnych opowieści z pewnym motywem przewodnim, dostajemy jedną spójną historię w połowie drugiej. Nastoletnia Molly McHugh i jej opiekun, magik sceniczny Felix Orlov, wplątują się w historię, w której znajdziemy magiczny artefakt, lovecraftowskich bogów spoza czasu, przerażające eksperymenty, „gazowych ludzi” i czarnomagiczne rytuały.
Bardzo fajnie jest wszystko skonstruowane – zarówno pod względem fabularnym, jak i graficznym. Dwie połowy serii mają się do siebie tak, jak „Hellboy” do „B.B.P.O.”. W pierwszej mamy dość mroczny, duszny klimat, schematyczne fabuły i dość mocny kurs ku grozie. Także rysownik dokłada do tego swoje kilka groszy. Patric Reynolds rysuje w stylu bardzo realistycznym, choć z nieco rozmazanymi konturami – przypomina to trochę te wszystkie „straszne” fotografie z początku dwudziestego wieku. Zresztą nic dziwnego – Reynolds dąży ku fotorealizmowi, wzorując się na uprzednio zrobionych zdjęciach inscenizujących to, co ma być w komiksie. A twarz Joego wzorował na swojej własnej. Druga połowa jest już o wiele lżejsza, bardziej rozrywkowa i spójna. Peter Bergting rysuje komiksowy przebój kinowy, nie tak doskonale technicznie i nastrojowo jak Reynolds, ale też i zamierzony efekt miał być inny. „Tonące miasto” i „Sztukmistrzowie”, czyli dwuczęściowa komiksowa adaptacja powieści wspomnianej na początku recenzji to rasowy, rozrywkowy blockbuster. A cała seria aż kipi od nawiązań do starej pulpowej, grozy, Artura Conan Doyle’a, Lovecrafta, Edgara Rice’a Burroughsa, hollywoodzkich hitów Złotej Ery, kina noir i mystery – ale również do żydowskiej mistyki czy nawet… „Pinokia” Carlo Collodiego i „Frankensteina” Mary Shelley. No i nie zapominajmy o Homunkulusie Rogerze z „B.B.P.O.”
Są rzeczy tak potworne, że na ich widok „sam Szatan zlałby się ze strachu”. Tym uroczym porównaniem, parafrazującym nieco tekst z samego komiksu, zachęcam do lektury „Joego Golema” i podróży do Pozawersum.
Tytuł: Joe Golem. Okultystyczny detektyw
Scenariusz: Mike Mignola, Christopher Golden
Rysunki: Patric Reynolds, Peter Bergting
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Joe Golem. Omnibus
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: maj 2024
Liczba stron: 536
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328170520
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz