czwartek, 1 lutego 2024

Inna historia Uniwersum DC

Niekomiks


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Najnowszy komiks cyklu „DC Black Label” formalnie nie jest komiksem, ani nawet powieścią graficzną. Jest to raczej zbiór bogato ilustrowanych wyznań, monologów i autobiografii pięciu postaci uniwersum DC, które nigdy nie były pierwszoplanowe – pojawiały się gdzieś na drugim i szybko znikały. A przecież też istniały w tym świecie – jakoś go doświadczały.

„Inną historię uniwersum DC” napisał John Ridley, scenarzysta nie tylko komiksowy (nagroda Oscara za „12 Years a Slave” w 2013 roku). Poznajemy pięć opowieści o wydarzeniach uniwersum (w tym wiele naprawdę kluczowych momentów), widzianych z perspektywy bohaterów do tej pory marginalizowanych. Takich odsuniętych na bocznicę, już z definicji skazanych tylko na epizodyczne role, postaci są tysiące – tym, co wyróżnia wybraną piątkę, jest ich pochodzenie, rasa, orientacja seksualna i płeć. John Ridley wspominał, jak wielkim wydarzeniem w jego życiu była lektura pierwszego numeru „Black Lightning” z 1977 roku. Czarnoskóry trzynastoletni chłopiec, wielki fan komiksów doczekał się serii z głównym bohaterem, który był mu wyjątkowo bliski nie tylko z powodu koloru skóry – Jefferson Pierce, alias „Czarna Błyskawica” to nauczyciel, społecznik i niemal zwykły człowiek. I to właśnie z jego punktu widzenia obserwujemy świat w pierwszej części „Innej historii uniwersum DC”.


Drugą opowieść snuje małżeństwo, Mal Duncan i Karen Beecher, wzajemnie poprawiając i uzupełniając własne relacje. Oboje byli członkami Nastoletnich Tytanów w latach siedemdziesiątych, jako drugi Guardian i Bumblebee. Następne są: japońska wojowniczka Katana, debiutująca w 1983 roku w „The Brave and the Bold”; Renee Montoya, policjantka z „Batmana”, chyba najlepiej rozpoznawana z wszystkich postaci i wreszcie Anissa „Thunder” Pierce, najmłodsza z całego grona, córka Czarnej Błyskawicy, która pojawiła się w komiksach DC dopiero w 2003 roku. Założenie było takie, że John Ridley zaprasza poszczególnych bohaterów na rozmowę, siada z nimi przy stole i pozwala się wygadać. Mamy zatem do czynienia z długimi monologami, w których każdy z gości opowiada, kim jest, kiedy żył, jakie wydarzenia z przeszłości go ukształtowały i sprawiły, że jest tym, kim jest. Co powoduje, że ich wizje wyróżniają się na tle innych? Dlaczego Ridley chce rozmawiać właśnie z nimi?


Głównie z powodu przynależności poszczególnych rozmówców do różnego rodzaju mniejszości. Trzy najsłynniejsze postacie uniwersum DC – Superman, Batman, Wonder Woman – nie musiały mierzyć się z problemami, które dotykają Czarną Błyskawicę, Katanę czy Montoyę. Ridley wykpiwa trochę samo podejście i brak realizmu w komiksach DC. Kal-El był bardziej obcy niż jakikolwiek Afroamerykanin – był przecież kosmitą i wszyscy o tym wiedzieli. Ale był stawiany na piedestale przez wszystkich. Herosi zajmują się ratowaniem świata przed jakimś cudacznym „Doktorem Zło”, ale nie zakończą wojny w Wietnamie, nie pomogą wybudować nowych szkół w czarnej dzielnicy, nie spróbują nawet wyrównywać szans i nieść pomocy potrzebującym. W świecie już z założenia zmagającym się z nieustannymi atakami istot o potędze kosmicznej, pełnym anomalii stricte fizycznych i będącym jednym wielkim eskapizmem – zarzuty te zdają się lekko nietrafione. Zagrałoby to dobrze, gdyby Ridley nie próbował usilnie dyskredytować wcześniejszych dokonań twórców DC – gdyby rozegrał to tak jak Alan Moore w „Strażnikach”. Moore, podobnie jak Ridley, urealnił maksymalnie kolorowy świat wypełniony cudakami w rajtuzach i dotarł do samego sedna superbohaterstwa, bez próby podważania jego idei. Ridley nie lubi DC Comics, nie lubi założeń tego świata u samych podstaw – to czuć na każdym kroku.


Tak, nie było w superbohaterskim uniwersum zbyt wielu czarnoskórych, Azjatów, Latynosów, imigrantów czy homoseksualistów. Wiemy to wszystko, wiemy, jak funkcjonował świat kiedyś i jak działa teraz – zmienia się bowiem na naszych oczach. „Inna historia uniwersum DC” jest na pewno głosem ważnym i istotnym, ale jest też głosem nieco nachalnym. Oderwanym zupełnie od realiów, historii i tradycji DC Comics. Ridley tak mocno ciągnie kołdrę w swoją stronę, że niestety spada z łóżka. I robi to chaotycznie, gubi wątki, wyskakuje czasem jak filip z konopi, a potem się chowa. Wielki poklask, jaki zdobywa ta pozycja na świecie, nie powiększy się po mojej recenzji, jestem dość sceptycznie nastawiony do tego komiksu.

Bardzo ciekawym, choć też nie do końca udanym, zabiegiem jest sama forma opowieści. Chaotyczne monologi bohaterów komiksu rozpisane są na tle specyficznego art-booka, bo tak można określić warstwę graficzną „Innej historii uniwersum DC”. Nie ma tu żadnej spójnej narracji obrazkowej, są za to ilustracje do poszczególnych fragmentów historii. Niektóre rozwiązania są bardzo fajne, imponujące nie tyle wykonaniem, ile samym zamysłem. Większość jednak jest dość przeciętna i przytłoczona ścianami tekstu – często dość pretensjonalnego i roszczeniowego względem rzeczywistości.

Nie chcę deprecjonować wagi poruszanych przez omawiany dziś album zagadnień. Samo jednak wykonanie, forma, jednostronność i jednak dość męczący przekaz nie pozwalają mi na wystawienie wysokiej oceny.


Tytuł: Inna historia uniwersum DC
Scenariusz: John Ridley
Rysunki: Giuseppe Camuncoli, Andrea Cucchi
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: The Other History of the DC Universe
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: listopad 2023
Liczba stron: 256
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788328155022

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz