niedziela, 9 lipca 2023

Las ożywionego mitu

Ku wewnątrz


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Las ożywionego mitu” Roberta Holdstocka – rzecz napisana na początku lat osiemdziesiątych, wydana w Polsce po raz pierwszy w roku 1996 i wznowiona latem zeszłego roku pod egidą Wydawnictwa Terminus. Rozmiarami nie imponuje, ale zdecydowanie nadrabia fascynującą fabułą a także wielością sensów i znaczeń w niej ukrytej. W szeroko pojętym gatunku literatury fantastycznej – to jest arcydzieło.

Mamy lata czterdzieste poprzedniego stulecia. Gdzieś w Herefordshire w zachodniej Anglii, blisko granicy z Walią, daleko od wielkich miast, leży stara posiadłość Oak Lodge. Tuż przy niej rozciągają się walijskie i angielskie lasy, w tym jeden szczególny – Ryhope Wood, „mający powierzchnię około trzech mil kwadratowych, postglacjalny bór”. Jest to obszar „pamiętający ostatnią epokę lodowcową”, niezmieniony od tysiącleci, nieskażony cywilizacją – miejsce lekko przerażające, magiczne i zaciekle broniące się przed człowiekiem. Rezydentem Oak Lodge jest (a raczej był, bo zmarł na samym początku powieści) George Huxley, człowiek ogarnięty obsesją na punkcie Ryhope Wood. Jego pseudonaukowe badania lasu i występujących w nim fenomenów (w które wciągnął też swojego kolegę, naukowca z Londynu) odebrały mu rozum i żonę. Dzieci (starszy Christian i młodszy Steven – główny bohater powieści) zawsze widziały w nim tylko przerażającą, archetypiczną „figurę ojca” – niedostępnego, srogiego „boga” zamkniętego w swoim mrocznym gabinecie i pilnującego swych sekretów.


Dwudziestoletni Steven, weteran wojenny, wraca do Oak Lodge, gdzie spotyka Christiana, prawowitego spadkobiercę rezydencji. Starszy brat zaczyna wykazywać symptomy tego samego szaleństwa, które dotknęło ojca – każe czytać młodszemu tajemne notatniki ich rodziciela, a sam znika na długie dni, a nawet tygodnie, w lesie. Wkrótce również i Steven, skonfrontowany w końcu z lękami i traumami dzieciństwa, zmierzyć się musi nie tylko z dręczącą go przeszłością, ale i teraźniejszą rzeczywistością – wykrzywioną, odrealnioną, wiodącą ludzkie poznanie na manowce, ale jednocześnie bardzo, bardzo dosłowną i prawdziwą. Robert Holdstock szczegółowo objaśnia działanie owej rzeczywistości, tłumaczy pochodzenie wszystkich dziwów, jakie spotyka na swej drodze Steven i stopniowo, fragment po fragmencie, buduje tak zwany „większy obrazek”. Ale nie o samo rozwiązanie fabularnych zagadek i „podróż Stevena ku Wewnątrz” (wewnątrz Lasu, wewnątrz siebie, wewnątrz współdzielonej ludzkiej jaźni) tutaj chodzi – „Las ożywionego mitu” jest czymś o wiele większym.

Holdstock wraca do czasów przedneolitycznych, kiedy to „człowiek nie oddzielił się jeszcze od świata przyrody”, ale rzeczywistość nieuchronnie pchała go ku takiej separacji. Uświadomienie sobie własnej odrębności i zrozumienie konsekwencji tego faktu przyniosło traumę i przerażenie. Wymusiło też w naturalny sposób wypracowanie jakichś sposobów na tłumaczenie sobie otaczającej rzeczywistości i kiełznanie owych strachów. Przyroda była wtedy czymś niemal rozumnym, chętnie personifikowanym – tak powstawały kulty i pierwotne religie. A nade wszystko mity – bo to głównie o mitach pisze Holdstock. Mit nie jest u niego tylko opowieścią – jest pewnym szablonem narracyjnym, według którego najróżniejsze ludy we wszystkich epokach i pod wszystkimi szerokościami geograficznymi snuły swe najwcześniejsze historie.


I działo się już tak od zarania dziejów, kiedy to pierwsi osadnicy karczowali i wypalali opierające się im mroczne i gęste knieje. Tak powstały opowieści o istotach „rozmawiających z ogniem” i prześladującym ich gigantycznym przedneolitycznym Urscumugu, gigantycznym demonie lasu. Tak powstały wszystkie mity późniejsze, wytwory ludzkich kultur istniejących w konkretnych czasach na konkretnych obszarach – które później, na zasadzie sprzężenia zwrotnego, kształtowały kultury kolejne, modyfikujące lub tworzące własne legendy na bazie pierwotnej „matrycy”. Zatem mity okazują się być „czymś, co narasta, pączkuje znaczeniami i nieustannie adaptuje się do miejsc i czasów” – jak pisze Marta Kładź-Kocot w posłowiu do najnowszego wydania. Nad tą ideą nie będę się więcej rozpisywał, autorka wyłożyła ją tak, że byłoby z mojej strony zbyt wielką pychą, gdybym próbował dodać coś więcej – po prostu po lekturze powieści, przeczytajcie obowiązkowo posłowie.

Steven Huxley mówi, że w kontakcie z brytyjskim folklorem doznał „poczucia rozpoznania” – było to doświadczenie kontaktu z czymś, co znał całe życie, ale o tym nie wiedział. Na tym właśnie polegają wszystkie interakcje bohatera powieści z nadnaturalnymi elementami otaczającej go rzeczywistości – ukrytymi gdzieś w morzu archetypów i wydobywanymi w nieświadomy sposób na światło dzienne. Magiczne miejsce, nazywane tak jak tytuł drugiej powieści cyklu („Lavondyss”), ukryte w samym sercu Ryhope Wood, tam, gdzie czas płynie inaczej a „ludzkie dusze nie są związane porami roku”, powracające czasem jako Tír na n-Oc, Avalon, to też mit – taki gloryfikujący właśnie utraconą wiedzę, oddaną do rezerwuaru z jungowskich teorii, ale gotową do ponownego wydobycia. A sam Steven i reszta bohaterów powieści to aktorzy Przedstawienia odtwarzanego niezliczoną ilość razy w historii świata. Rekombinowanego, lekko zmienianego na przestrzeni tysiącleci, ale cały czas fascynującego i aktualnego.


Gdy będziecie czytać „Las ożywionego mitu”, zaczniecie mieć silne skojarzenia. Przypomni wam się starsza o ponad dwadzieścia lat, ale oparta na podobnym koncepcie „Solaris” Stanisława Lema. Jeśli jesteście fanami komiksu to znajdziecie analogie do „Departamentu prawdy” (historia o kolesiu dziedziczącym ojcowską pasję i obsesję na temat poszukiwań Wielkiej Stopy i całą ideę urzeczywistniania fikcji, w którą wierzy odpowiednio duża rzesza ludzi) – polecam tę serię każdemu miłośnikowi weird fiction. Porównacie Ryhope Wood do labiryntu w domu Navidsonów z „Domu z liści”, który był o większy w środku niż na zewnątrz. Zauważycie dukajowe „skoliodoi” i gęstwinę z „Serca Mroku” oraz powróci do was „Małe, duże” Johna Crowleya. I o wiele, wiele więcej.

Nie przegapcie tej powieści. Mnie pochłonęła bez reszty. Osoby bardziej oczytane ode mnie znajdą jeszcze mnóstwo innych rzeczy, zastosują inny klucz do powieści, inaczej ją odczytają. Może trochę bardziej po freudowsku (bo interpretacja jungowska nasuwa się automatycznie)? Albo znajdą tu jakieś tropy tolkienowskie? Liczę na to, że wydawnictwo Terminus wznowi też „Lavondyss”, wspomnianą już drugą powieść cyklu. Czytałem opinie, że jest trudniejsza, stawiająca jeszcze większe wymagania czytelnikowi, niż jej poprzedniczka.


Tytuł: Las ożywionego mitu
Tytuł oryginalny: Mythago Wood
Autor: Robert Holdstock
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawca: Terminus
Data wydania: sierpień 2022
Rok wydania oryginału: 1984
Liczba stron: 312
ISBN: 9788396419606

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz