That '90s Show!
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Deadpool zyskał ostatnio na popularności głównie dzięki swoim filmowym występom – oto człowiek z mocą skrajnie intensywnej regeneracji ciała, która nie pozwala mu umrzeć, nieco męczący gaduła, wesoły drań i huncwot. Ale zacznijmy od początku.
W lutym 2017 roku Egmont rozpoczął wydawanie „Deadpool Classic”, czyli cyklu zawierającego kompletny zestaw przygód wspomnianego bohatera. Pierwszy zbiorczy tom otwiera zatem dziewięćdziesiąty ósmy numer „The New Mutants” z grudnia 1990 roku, czyli komiksowy debiut Deadpoola. Rob Liefeld i Fabian Nicieza wprowadzają do świata mutantów Marvela zamaskowanego łowcę nagród, cyngla wynajętego przez niejakiego pana Tollivera. Jego celem – oczywiście lider Nowych Mutantów, Cable! Deadpool, czyli Wade Wilson w cywilu, jawna parodia starszego o dekadę bohatera DC o ksywie Deathstroke (który notabene nazywa się Slade Wilson!), to były agent CIA, były żołnierz sił zbrojnych USA oraz były uczestnik tajnego programu „Weapon X”, którego celem było „produkcja” superżołnierzy (Barry Windsor-Smith lubi to!).
Pojedynczy zeszyt „The New Mutants” zapowiedział Deadpoola, a już trzy lata później „najemnik z nawijką” dostał swoją własną, solową, króciutką, czteroodcinkową miniserię. A potem drugą, kolejny rok później. Pierwsza jest taka sobie, chaotyczna, „najntisowa”, znowu napisana przez Niciezę i narysowana (tak sobie) przez Joego Madureirę. Druga, lepsza, też czteroodcinkowa, też „najntisowa”, autorstwa samego Marka Waida (pewnie dlatego lepsza) oraz Iana Churchilla (po rysunkach którego widać, że Todd McFarlane był jego artystycznym guru). W pierwszej najgroźniejsi najemnicy świata szukają testamentu wspomnianego pana Tollivera, który prawdopodobnie pozwoli dotrzeć do najpotężniejszej broni świata i wielkiego bogactwa. Czyli jak można się domyślić dojdzie do jednej wielkiej superbohaterskiej rozróby z tymi łobuzerskimi, groźnymi, cynicznymi i brutalnymi antybohaterami w rolach głównych. W drugiej w sumie podobnie – choć poszukiwany jest tu sam Deadpool, a w zasadzie jego DNA, z którego można zapewne wyekstrahować nadludzki czynnik gojący. Potężny złoczyńca Czarny Tom Cassidy (również ofiara programu „Weapon X”) zamienia się powoli w drzewo (!), a krew Deadpoola może ten proces zatrzymać. A na dodatek w całą historię wplątują się inni herosi, a każdy z ma jakieś niedokończone (albo nawet nie rozpoczęte) sprawy z Deadpoolem.
„That ’90s Show!” – tak można podsumować ten komiks. Lata dziewięćdziesiąte w Marvelu – gdyby ich trendy i założenia zmaterializować, skondensować, a potem ulepić z nich jednego człowieka, otrzymalibyśmy Roba Liefelda, czyli właśnie „ojca” Deadpoola. Bohaterowie o posturach misterów i miss Olympia, giwery większe od sylwetek poutykane w każdej możliwej kieszeni, nieustanna bijatyka, walące się budynki, straty materialne idące w miliony dolarów, pozy możliwe do przyjęcia tylko przez mistrzów gimnastyki i akrobatyki oraz zdecydowanie zauważalna seksualizacja żeńskich postaci ubierających się nieodmiennie w przyciasne i za małe trykoty. No tak było, nie ma co się krygować – tu też tak jest od początku do końca. Pierwszy tom „Deadpool Classic” dostarcza rozrywki typowej dla tamtych czasów i zupełnie niewymagającej. To znaczy wymagającej jednej rzeczy – świadomości i dystansu.
No bo co tu mamy? Uzbrojonych po zęby najemników, zmodyfikowanych genetycznie płatnych morderców, tajne organizacje rządowe i projekty badawcze oraz akcję szybszą niż pozwala na to zdrowy rozsądek. Ale ja to biorę z całym dobrodziejstwem inwentarza – to budzi tak wielką nostalgię i wspomnienia z czasów TM-Semic, że nie potrafię być obiektywny. Juggernaut, Czarny Tom Cassidy, Banshee i jego córka Syrin, Domino, Garrison Kane, czy Slayback – to są postacie bardzo charakterystyczne i „dziewięćdziesiąte”. Deadpool jest maniakiem kłapania dziobem oraz rzucania na lewo i prawo sucharami zdolnymi zatrzymać powodzie stulecia – Spider-Man przy nim jest prawdziwym milczkiem. I choć większość jego tekstów, to – jak to się teraz mówi – mocny „cringe”, to czasem jednak mu się trafi – jak ślepej kurze ziarno. Jako generator masowej ilości one-linerów Deadpool jest uroczy, po prostu.
Drugi tom „Klasycznego Deadpoola” to końcówka lat dziewięćdziesiątych i Hulk na okładce w objęciach z naszym bohaterem! Będzie to trzecia seria przygód Wade’a Wilsona autorstwa Joego Kelly’ego, kolesia, który pozwolił mu w końcu łamać czwartą ścianę (i tak zostało do dziś). Biorę to!
Tytuł: Deadpool Classic. Tom 1
Scenariusz: Rob Liefeld, Fabian Nicieza, Mark Waid, Joe Kelly
Rysunki: Rob Liefeld, Joe Madureira, Ian Churchill, Ed McGuinness
Tłumaczenie: Oskar Rogowski
Tytuł oryginału: Deadpool
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: luty 2017
Liczba stron: 252
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328118560
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz