środa, 13 kwietnia 2022

Coutoo

Andreas enigmatyczny

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Coutoo”, krótki komiks Andreasa Martensa wydany w 1989 roku, czyta się szybko. Tylko, że nie powinno się tego robić w ten sposób. Jest to kolejne dzieło autora „Rorka”, do którego – jeśli mamy wyciągnąć z niego to, co najlepsze – trzeba przysiąść fałdów.

W Nowym Jorku grasuje bezwzględny i brutalny nożownik. Śledztwo prowadzi detektyw Joe Krafft. Modus operandi zbrodniarza wskazuje na zamkniętą już dawno sprawę, rozwiązaną przez ojca Joego, detektywa Carla Kraffta. Wszyscy zastanawiają się jak to możliwe, przecież seryjny morderca, ochrzczony pseudonimem „Coutoo” nie żyje – zginął z ręki ojca Joego. Mamy do czynienia z naśladowcą, czy może sprawa jest o wiele bardziej złowieszcza niż podejrzewamy?


Andreas wspomniał w jednym z wywiadów, że zawsze chciał napisać historię detektywistyczną z odrobiną grozy i fantastyki. I jak zwykle zrobił szaradę, komiks, który należy (jeśli chcemy postąpić zgodnie z założeniami autora) czytać kilkakrotnie i to na różnych „poziomach” interpretacji. Najpierw dla fabuły, aby w ogóle poznać przebieg wydarzeń. Potem, aby tę fabułę zrozumieć, bo po pierwszym czytaniu pojawiają się dziesiątki pytań. Drugie czytanie doprowadza nas również do wniosku, że mało zrozumieliśmy z pierwszego, a niektóre rzeczy wręcz na opak. I wtedy konieczne jest czytanie trzecie, w którym zaczynamy zwracać uwagę na poukrywane na kadrach podpowiedzi.

A tych Andreas pozostawił mnóstwo. Fragmenty policyjnych akt, dziwne ciągi cyfr, specyficzne sekwencje kadrów, które nawiązują do siebie wzajemnie (lub tylko udają, że ma to miejsce), kody i szyfry. Najwięksi fani niemieckiego artysty zamieszczali nawet w internecie szczegółowe interpretacje „Coutoo” – trudno powiedzieć czy poprawne, bo sam Andreas nie kwapi się udzielać wyjaśnień. Samo zakończenie jest dość niejasne i wołające o kontynuację. I jak to często w przypadku Andreasa bywa (patrz „Cyrrus. Mil”) tej kontynuacji nie ma i nie będzie. Autor napisał już co prawda scenariusz do drugiej części, która miała zgłębić tajemnice przeszłości i istotę Coutoo, ale nigdy tego nie narysował – jak sam przyznał z braku czasu, weny i chęci.


Rysunki jak zwykle wspaniałe i stanowiące element narracji nie mniej ważny (może nawet ważniejszy) niż tekst. O Andreasie zwykło się pisać, że, pod względem graficznym, ma dwie twarze – „wczesną” i „późną”. Wczesną znajdziemy w początkowych numerach „Rorka”, pierwszej części „Cromwella Stone’a” czy „Cyrrusie”. Jest to styl mocno inspirowany twórczością Berniego Wrightsona, dopieszczony do najmniejszego szczegółu, oszałamiający, „szrafowany” i przypominający stare drzeworyty. Późny nie jest już tak barokowy – jest prostszy, nie tak skupiony na detalu (pod względem oddania nawet najmniejszych szczegółów – bo pod względem znaczeniowym jak najbardziej tak) i mniej realistyczny. Ale nadal znakomity – to właśnie w tym stylu narysowany został „Coutoo”.

Omawiany dziś komiks przeznaczony jest dla hardkorowych fanów Andreasa. Pozostali czytelnicy mogą mieć z nim problem.


Tytuł: Coutoo
Scenariusz: Andreas
Rysunki: Andreas
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Tytuł oryginału: Coutoo
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Editions Delcourt
Data wydania: grudzień 2015
Liczba stron: 46
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 215 x 290
Wydanie: I
ISBN: 9788328102965

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz