Mit ucieleśniony
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Tytuł „Batman. Rok setny” może sugerować, że będziemy mieli do czynienia w wielce zaawansowaną technologią, cyberpunkiem i futurystycznym science fiction. A tu niespodzianka – świat nie różni się aż tak bardzo od nam współczesnego.
Więc o co chodzi? Tytuł komiksu jest dla fanów Batmana nawiązaniem jednoznacznym. „Rok pierwszy” Franka Millera, „Rok drugi” Mike’a W. Barra, czy późniejszy „Rok zerowy” Scotta Snydera – osadzenie tych wszystkich fabuł w konkretnych punktach na osi czasu miało swoje uzasadnienie. Nie inaczej jest w przypadku komiksu Paula Pope’a, autora piszącego głównie dla niezależnych wydawnictw i raczej stroniącego od komiksu superbohaterskiego. Pope przyjął bardzo ciekawe założenie – skoro Batman zadebiutował w roku 1939 to rok setny wypada w 2039, no bo jak inaczej?! I właśnie w przyszłości odległej od dnia dzisiejszego tylko o siedemnaście lat, na ulicach mrocznego, cyberpunkowego Gotham pojawia się znowu jakiś koleś „przebrany za Drakulę”.
Stany Zjednoczone roku 2039 są skrajnie stechnicyzowaną dyktaturą na orwellowską modłę. Jesteśmy w państwie policyjnym, którego każdy skrawek monitorowany jest nieustannie przez kamery – totalna inwigilacja, podsłuchy, skorumpowane tajne służby i technokratyczne rządy. Informacja jest wszystkim – bronią, walutą, pożywieniem. Niezależnie co robisz i gdzie przebywasz, nie możesz uciec od wrażenia, że jesteś obserwowany. Superbohaterowie już nie istnieją – są czymś w rodzaju miejskiej legendy, której wiarygodność maleje z każdym kolejnym rokiem. Aż tu nagle, pewnego dnia, w Gotham pojawia się Batman i od razu wplątuje się w niebezpieczną aferę. Oskarżony o zabicie agenta federalnego musi ukrywać się przed służbami i ujawnić spisek na szczytach władzy, który może zagrozić bezpieczeństwu całego świata.
Batman ma pomocników – Robina, będącego raczej asystentem do spraw technologii a nie partnerem w walce (czyli takim trochę odpowiednikiem Micro z „Punishera”) oraz panią doktor Goss i jej córkę (pełnią one role – odpowiednio – Alfreda i Oracle). Jest też komisarz Gordon! A raczej jego wnuk, który odziedziczył imię i wygląd zewnętrzny po dziadku. W Gotham A.D. 2039 Batman nie ściera się z bandziorami wyjętymi spod prawa tylko z tymi, którzy prawo reprezentują. Walczy z przestępczym systemem autorytarnej władzy, jest wirusem infekującym pozbawioną autonomii tkankę społeczną. Jest kimś w rodzaju matrixowego Neo, uciekającym nieustannie przed agentami w czarnych okularach.
Większość osób czytających tę recenzję zada teraz jedno pytanie. Skoro komisarzem policji jest obecnie wnuk Jima Gordona, a Robin, Alfred i Oracle mają swoich „odpowiedników” to kim u licha jest Batman? Paul Pope zakłada, że w tym świecie Batman naprawdę pojawił się w 1939 roku i od tamtej pory był regularnie widywany aż do roku 1986. I teraz nagle, bum! Pojawił się znowu. Kim jest? Przecież nie może być to Bruce Wayne – musiałby mieć ze sto trzydzieści lat! Paul Pope nie udziela odpowiedzi, ale też i inni bohaterowie komiksu jakoś specjalnie jej nie poszukują. Mamy więc do czynienia z pewnym symbolem, grozą i przestrogą dla przestępców (Batman, niczym wspomniany Drakula, zakłada na akcję szczękę z wampirzymi kłami – dla efektu). Autor zatem zwodzi nas na manowce tylko pozornie – dojrzały czytelnik zrozumie, że jest to rozwiązanie celowe i najlepsze z możliwych. Batman nie jest tu człowiekiem, lecz ucieleśnionym mitem.
Pełen tytuł komiksu to „Batman. Rok setny i inne opowieści”. Znajdziemy tu bowiem jeszcze inne, krótkie historie napisane i narysowane przez Paula Pope’a. Najbardziej oryginalną jest chyba ta z jedenastego numeru „Batman Chronicles”, która przenosi nas do Berlina z czasów drugiej wojny światowej. Oto bogaty Żyd, Baruch Wane, walczący pod osłoną nocy z nazistami w przebraniu nietoperza. Nie są to fabuły tak dobre jak „Rok setny”, ale świetnie uzupełniają główną opowieść i razem stanowią komplet prac autora przy „Batmanie”. A są to prace bardzo oryginalne.
Trudno przemilczeć bowiem stronę graficzną omawianego dziś albumu. Rysunek Pope’a jest bardzo „szkicowy”, pozornie niedbały i niewykończony – taka niedopracowana prowizorka wysłana zbyt szybko do drukarni. Postacie są zniekształcone, nieforemne i nieproporcjonalne, skrajnie karykaturalne. Ludzkie ciało u Pope’a to maszyna pozostająca w nieustannym ruchu i poddawana ekstremalnym napięciom. Zaburzona jest perspektywa i głębia, kadry ociekają brutalnością, grozą, bólem – agresją i ekspresją. Rysunek taki może wydawać się „brzydki”, jakby wyciągnięty z któregoś starego numeru „Heavy Metal” i dodatkowo sparodiowany. Ale jest absolutnie hipnotyzujący. Te noirowo-futurystyczno-cyberpunkowe klimaty, oparte na twórczości Moebiusa, Kirby’ego i japońskich autorach mangi, słusznie zostały docenione nagrodą Eisnera w 2007 roku – za najlepszą serię limitowaną i najlepszy scenariusz. Bardzo dobra rzecz, bez dwóch zdań.
Tytuł: Batman. Rok setny i inne opowieści
Scenariusz: Paul Pope
Rysunki: Paul Pope
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman. Year 100 and Other Tales
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: październik 2016
Liczba stron: 272
Oprawa: twarda z obwolutą
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328118188
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz