niedziela, 9 stycznia 2022

Maska. Omnibus. Tom 1

Tom i Jerry dla dorosłych

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Już drugi rok z rzędu Non Stop Comics wydaje w listopadzie potężną, godną uwagi cegłę. Po zeszłorocznym „Tokyo Ghost” przyszła kolej na „Maskę”. Dobrze znamy kinową adaptację, teraz poznamy komiksowy pierwowzór.

Postać z wielką zieloną głową, która konsumentom popkultury kojarzy się głównie z Jimem Carreyem, zadebiutowała już w pierwszych komiksach, jakie zaczęło wydawać powstałe w 1986 roku wydawnictwo Dark Horse Comics. Po kilku latach okazało się, że czytelnicy uwielbiają tego absurdalnego antybohatera. Na samym początku lat dziewięćdziesiątych, początkujący twórcy, jakimi byli John Arcudi i Doug Mahnke, rozpoczęli prace nad regularną serią z „Big Headem” w roli głównej (tytuł „Maska” odnosił się tylko do przedmiotu przemieniającego nosiciela – dopiero po ekranizacji z 1994 roku zaczęto nazywać w ten sposób głównego/głównych bohaterów całej franczyzy). Pierwsze odcinki ich autorstwa publikowane były w antologii „Mayhem” – i to właśnie od nich się wszystko zaczyna.


Non Stop Comics zebrało w jednym tomie „kanoniczną”, pierwotną trylogię Arcudiego i Mahnke. Życiowy nieudacznik, Stanley Ipkiss, kupuje dziwną jadeitową maskę w prezencie dla swojej dziewczyny. Oczywiście ją zakłada i zamienia się w kreskówkowego, groteskowego, wielkogłowego kolesia, pozbawionego wszelkich zahamowań moralnych i choćby śladów empatii. Ipkiss szybko pojmuje, że może odmienić to jego życie – zaczyna zatem „superbohaterzyć”, ale w trochę inny sposób niż moglibyśmy się spodziewać. Bierze się za wyrównanie rachunków, z wszystkimi, którzy kiedykolwiek zaszli mu za skórę – ostatecznie staje się zwykłym draniem. Magiczna maska zaczyna zmieniać swoich właścicieli, a postać „Big Heada” urasta do rangi symbolu. Ściga ją policja, załatwić chce ją mafia a sam Zielony dorabia się nawet Wielkiego Antagonisty, którym bez wątpienia jest gigantyczny, niezniszczalny bandzior Walter, przypominający potwora Frankensteina.


Dwa pierwsze tomy trylogii wyszły przed premierą filmu i są nieco bardziej brutalne niż ten trzeci, ewidentnie „nasiąknięty” kinową, nieco „grzeczniejszą” wersją. W ostatnim epizodzie maska trafia w ręce czwórki młodych, niespełna dwudziestoletnich chłopaków, którzy znają jej legendę i po kolei chcą ją wykorzystać do własnych celów. Nacisk tej części położony jest raczej na prezentację różnorodnych wcieleń i cartoonowych gagów, jakimi raczy nas Big Head, a nie na samą opowieść – tak jakby Arcudi i Mahnke za punkt honoru postawili sobie przebicie Chucka Russella, scenarzystę „Maski”. „Tak się żyje!!!” krzyczy jeden z chłopaków, pragnący siać chaos i nic więcej, podczas, gdy drugi zadaje głośno jedno z poważniejszych pytań w komiksie: „Czy to maska nadaje chaotyczną osobowość swojemu nosicielowi? Czy tylko pomaga rozkwitnąć szaleństwu, które od zawsze w nim tkwiło?”.


Odpowiedzi nie ma, nie jest ona ważna. Tak samo jak nie jest istotna analiza niechęci Toma do Jerry’ego ze słynnej kreskówki. „Maska” to właśnie taki „Tom i Jerry”, wymieszany z najbardziej odjechanymi przygodami „Lobo”, animacjami „Looney Tunes” (ze szczególnym wskazaniem na hiperzłośliwego Królika Bugsa) i odrobiny jokerowego chaosu. I wszystko to skrojone pod dorosłego widza nie szukającego żadnej głębi, lecz nieco zwariowanego eskapizmu. Omawiany dziś komiks jest właśnie taką pociągniętą do absolutnego ekstremum realizacją idei „rozrywki totalnej”, gdzie nie liczy się nic poza akcją, kupą śmiechu i emocjami, które obecne podczas lektury, wyparowują momentalnie po jej zakończeniu. „Maska”, „Powrót Maski”, „Maska kontratakuje” – brzmi jak typowe przedsięwzięcia kina akcji sprzed trzydziestu lat, prawda?

Dla nosiciela maski nie istnieją żadnego granice – a już zwłaszcza te fizyczne. Cartoonowa logika brutalnych (ale oglądanych przez dzieciaki) kreskówek zastosowana jest w komiksie dla dorosłych, którzy chcieliby takie kreskówki pooglądać, ale się krępują przed samymi sobą. John Arcudi przechodzi samego siebie dostarczając Dougowi Mahnke kupę materiału na graficzne popisy, a ten szaleje bez opamiętania. Całkiem niedawno mieliśmy okazję przeczytać „Hitman/Lobo: Ten głupi wał” – komiks Mahnke, wchodzący w skład pięciotomowej edycji „Hitmana”. Ci, którym ta historia się podobała, będą „Maską” zachwyceni i być może odkurzą jeden z ostatnich komiksów TM-Semic, czyli „Lobo / Maska” – to tutaj właśnie Arcudi i Mahnke konfrontują ze sobą Big Heada i Lobo! I znów przekraczają wszelkie granice przyzwoitości i logiki – ale to tylko komiks, prawda?!


Wysoko oceniam „Maski”, co może dziwić, w końcu wygląda to raczej na „guilty pleasure” a nie ambitną rzecz. Ale, tak właściwie, dlaczego? Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych i najważniejszych albumów wydanych w tym roku w Polsce. Środki wyrazu jakie oferuje medium komiksowe wykorzystane są tu w sposób totalny i z pełną świadomością. „Wiem, co was ciekawi. Skąd on ma te wszystkie zabaweczki, prawda?” – pyta Big Head (głosem Jacka Nicholsona) i wyciąga bazookę z ucha (albo skądinąd). W 2022 roku Non Stop Comics wyda dwa kolejne „omnibusy”. Tak, ja jestem ciekaw nowych zabaweczek.


Tytuł: Maska. Omnibus. Tom 1
Scenariusz: John Arcudi
Rysunki: Doug Mahnke
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Tytuł oryginału: The Mask. Omnibus. Volume One
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: listopad 2021
Liczba stron: 376
Oprawa: twarda z obwolutą
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788382301533

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz