czwartek, 25 kwietnia 2019

Kick-Ass. Tom 1

Kto pilnuje znudzonych geeków?

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Pierwszy zbiorczy tom „Kick-Ass”, z okładką lekko zmienioną w stosunku do pierwszego wydania sprzed sześciu lat, pojawił się właśnie w sprzedaży. Ośmioodcinkowe dzieło Marka Millara i Johna Romity jr. od początku reklamowane było jako „najlepszy komiks o superbohaterach wszech czasów” – i chociaż dobrze wiemy, że to tylko marketingowy slogan, to i tak gratulujemy wydawnictwu Mucha Comics świetnego wyboru. Podobnie jak rewelacyjny „Invincible” Roberta Kirkmana (inny, również „najlepszy”) jest komiksem nie tylko od geeka dla geeków, ale dla wszystkich – ponieważ według głównego bohatera „wszyscy, w jakimś momencie naszego życia, chcieliśmy zostać superbohaterami”. 

„Kick-Ass” zaczyna się prawie jak „Fight Club” Chucka Palahniuka. Narrator, szesnastoletni Dave Lizewski, siedzi posiniaczony i zakrwawiony na krześle z akumulatorem przypiętym do najwrażliwszych miejsc ciała (tak, dobrze się domyślacie do jakich), a wokół niego stoi zgraja najgorszych zbirów na świecie. I, tak samo jak główny bohater wspomnianej powieści, zabiera nas w przeszłość, do momentu „gdy to wszystko się zaczęło”.



Dave, podobnie jak jego kumple, uwielbia komiksy o superbohaterach. Jest przeciętnym do bólu uczniem liceum, skrycie podkochującym się w dziewczynie z klasy i mieszkającym z wychowującym go samotnie ojcem-wdowcem. Nie należy ani do „tych popularnych dzieciaków”, ani do „przegrańców”. Jedna myśl nie daje mu spokoju – jakby to było, gdyby wcisnąć się w jakiś obcisły, kolorowy trykot oraz wzorem Batmana patrolować miasto i prać przestępców po gębach. Według filozofii Dave’a nie trzeba być przybyszem z kosmosu, niewyobrażalnie bogatym playboyem dotkniętym traumą z dzieciństwa czy chłopakiem ugryzionym przez jakieś radioaktywne paskudztwo. Wystarczy samotność, przerażająca rutyna, nijakość rzeczywistości, obezwładniająca nuda i fantazja niemająca nawet najmniejszego punktu stycznego z realnym światem.

Mark Millar przyznał w jednym z wywiadów, że gdy sam miał kilkanaście lat, zaczytywał się w rewolucyjnym „Batmanie” Franka Millera i marzył dokładnie o tym samym co jego komiksowy bohater. „Kick-Ass” stał się substytutem niespełnionego, bo absurdalnego, marzenia – jego urzeczywistnieniem w postaci komiksu. Kim dla otoczenia byłby zamaskowany chłopak w kolorowym kostiumie? Okazuje się, że „zwyrolem”, ekshibicjonistą, klaunem, świrem i prawdopodobnie złodziejem. Jak reagowałoby przestępcze podziemie? Bandyci wstydziliby się przyznać, że walczą z jakimś złamasem w kolorowych rajtuzach. Sidekick u boku bohatera byłby nieodzowny – dobrze wiedzieć, że jest na świecie jeszcze jeden debil w śmiesznym trykocie. Jego obecność poprawiałaby nastrój i pozwalała zapomnieć o samotności. Jakie byłyby efekty walki z niesprawiedliwością? Połamane nogi, metalowe płytki w czaszce, śpiączka i miesiące bolesnej rehabilitacji – to wszystko u superbohatera, nie u przestępców.


Jak mówi jeden z komiksowych zbirów – „komiksy mogą nieźle napieprzyć w głowie, nie można bawić się w superbohaterstwo w realu”. Miejsce nadludzi jest w komiksach, telewizji, kinie – wtedy są najbardziej wiarygodni, to tam chcemy ich widzieć. Mark Millar wyraźnie podkreśla rolę mediów w procesie kreacji herosa. Kick-Ass zaistniał dzięki przypadkowemu nagraniu, które koleś obserwujący jego pojedynek wrzucił na Youtube’a. Idzie fama, która rozdyma pojęcie nadczłowieka do rozmiarów wielkiej, grożącej wybuchem, bańki. Superbohaterowie istnieją dzięki mediom oraz mimowolnemu dystansowi, z jakim odbieramy zawarte w nich treści. Aby funkcjonować w zbiorowej świadomości jako symbole, muszą pozostać papierowi.


Idea superbohaterstwa według Millara i Romity Jr. to przede wszystkim romantyzm i eskapizm. To tkwienie w błędnym przeświadczeniu, że da się walczyć ze złem i jednocześnie nie pobrudzić sobie rąk. Rozbrajająca, dziesięcioletnia bohaterka komiksu o pseudonimie Hit-Girl krótko kwituje zapewnienia Dave’a o tym, że nie będzie nikogo zabijać: „Cmoknij mnie w tyłek. Co to ma być? Srebrna Era”? Millar i Romita Jr. chcieli realistycznie przedstawić wszelkie konsekwencje wyprawy na taką kolorową i pozbawioną zdrowego rozsądku krucjatę – to dlatego komiks wprost epatuje przemocą i brutalnością, a krew leje się wiadrami. Jednak ostatecznie realizm autorów zdobył przedrostek hiper- i wpadł w groteskę. Zaczynamy od historii obrazkowej aspirującej do wyjścia poza „komiksowość”, która zatacza koło i wraca do macierzy. Co zarzutem nie jest – to chyba jeszcze mocniej akcentuje zamysł twórców.


Mark Millar przyznał kiedyś, że chciał zrobić dla komiksu dwudziestego pierwszego wieku to, co w latach sześćdziesiątych zrobił Stan Lee. Nieodżałowany ojciec Spider-Mana, Daredevila i całej masy innych postaci pogłębił charakterystyki jednowymiarowych bohaterów Złotej Ery. Pokazał, że są ludźmi z codziennymi problemami. Autor „Kick-Ass” pragnął pójść dalej – uczynić „swoje pokolenie” bohaterów tylko ludźmi. I tu powróćmy na chwilę do wspomnianego wcześniej komiksu Roberta Kirkmana. „Kick-Ass” ma się do „Invincible’a” tak jak „Strażnicy” Alana Moore’a do „Miraclemana” – tego samego autora. „Invincible” mówi o herosie o prawie boskiej mocy, który za wszelką cenę próbuje zachować pozory bycia zwykłego człowieka. „Kick-Ass” odwrotnie – opowiada o szarym obywatelu, pozbawionym supermocy, który usilnie stara się zostać nadczłowiekiem. Alan Moore szedł obiema drogami już wcześniej, tylko że w o wiele bardziej poważny, daleki od pastiszu, sposób. 

Mam nadzieję, że Mucha Comics, decydując się na dodruk zbiorczego wydania z cyferką jeden na okładce, pójdzie za ciosem i wyda również pozostałe miniserie o „kopiącym tyłki” bohaterze. Po ośmioodcinkowej historii, zawartej w tym komiksie, powinniśmy otrzymać jeszcze dwie – w moim przypadku będzie to lektura obowiązkowa.


Tytuł: Kick-Ass. Tom 1.
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: John Romita Jr.
Tłumaczenie: Robert Lipski
Tytuł oryginału: Kick-Ass #1-8
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Icon
Data wydania: marzec 2019
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788361319375

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz