Bez hamulców
China Mieville nigdy nie krył się ze swoimi skrajnie lewicowymi poglądami. Nigdy jednak nie dał im świadectwa tak dobitnie jak w „Żelaznej radzie”, trzeciej i ostatniej powieści z uniwersum Bas-Lag. Nowe Crobuzon trzęsie się w posadach – wyzyskiwana przez ludzi władzy warstwa robotnicza buntuje się przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Najdziwniejsza literacka metropolia epoki „New Weird” będzie miejscem zdarzeń niesłychanych.
Powieść „The Iron Council” wydana została w 2004 roku, czyli w apogeum wspomnianej epoki. Fabuła prowadzona jest dwutorowo, z dodatkowym, biegnącym dwadzieścia lat wcześniej torem numer trzy. Nowe Crobuzon, największe miasto-państwo Bas-Lag toczy wojnę z imperium Tesh. Nikt nie wie dlaczego, ani dokładnie od kiedy – ważne jest, że wojna napędza przemysł i jednocześnie wzmaga i tak już wielkie represje władz wobec własnych obywateli. Cutter, członek Plenum, czyli nielegalnej frakcji stawiającej opór władzy, rusza na poszukiwania na poły już legendarnego Judasza Lowa, swego byłego kochanka i dawnego pracownika kompanii kolejowej Nowego Crobuzon. Dwadzieścia lat wcześniej zwiadowca i tropiciel Judasz Low, przygotowywał grunt pod wysiedlenia i pacyfikację plemion stojących na drodze wielkiej żelaznej kolei. Cutter ma nadzieję dowiedzieć się, czy prawdziwa jest legenda Żelaznej Rady, gigantycznego składu kolejowego, który przejęty przez zbuntowanych robotników przemierza od dwóch dekad odległe lądy. Trzecim wątkiem są perypetie Oriego, młodego mężczyzny zafascynowanego proletariackim powstaniem, którego wybuch w Nowym Crobuzon wydaje się być tylko kwestią czasu. Życiowe drogi trzech bohaterów muszą się kiedyś oczywiście przeciąć.
„Moim celem nie jest dawanie czytelnikom tego, czego chcą, ale tego, do czego ja sam chcę ich przekonać” – tak mówił China Mieville w jednym ze swoich wywiadów. A przekonania Mieville ma jednoznaczne. Kapitalizm, kolonializm, biała supremacja i rasizm kształtują świat Zachodu i tylko Karol Marks z Włodzimierzem Leninem wiedzieli jak sobie z tym poradzić. Przesadzam oczywiście, ale musisz wiedzieć drogi czytelniku, że masz do czynienia z pisarzem o nie tyle wyrazistych, co skrajnych przekonaniach. W przypadku twórczości Mieville’a, a już w szczególności przy okazji „Żelaznej rady”, trudno jest oddzielić fabułę i przesłanie powieści od jego poglądów polityczno-społecznych. Nie chcę wydawać sądów, czy to dobrze, czy to źle. Musiałbym otworzyć dyskusję na temat tego, czy twory literackie mogą być zdominowane przez autorskie ideologie i gdzie przebiega granica między zaproszeniem do rozważań a nachalną tubą propagandową. Nie chcę tego robić, bo o ile w takim „Dworcu Perdido” Mieville delikatnie sugerował co myśli na temat prawicowo-konserwatywnej stronie sceny politycznej, tak w „Żelaznej radzie” puściły mu po prostu hamulce.
Omawiana dziś powieść to rzecz jasna „New Weird” i to pełną gębą. Podczas pisania „Żelaznej rady” Mieville podobno przeczytał i obejrzał mnóstwo westernów, aby poznać zasady rządzące gatunkiem. Historia kolei żelaznej prącej w dziewicze, niezbadane terytoria pełne biernie protestujących tubylców w pierwszej kolejności przywodzi na myśl świetny serial „Hell on Wheels”. Mamy tu mobilne, pełne seksu i przemocy brudne, tymczasowe miasteczka przepełnione ludźmi żyjącymi od flaszki do flaszki i od tygodniówki do tygodniówki. Nowe Crobuzon zajmuje w tej analogii miejsce Nowego Jorku z czasów tak zwanego „pozłacanego wieku”, czyli z okresu już po Wojnie Secesyjnej, kiedy to rewolucja przemysłowa i ruchy proletariackie przybrały na sile. I teraz weźcie cały ten western i ubierzcie go w te same szaty, w których prezentowała się pozytywistyczna powieść dziewiętnastowieczna w wersji „Dworca Perdido”. Judasz Low jest „golemistą”, człowiekiem zdolnym przeobrażać materię nieożywioną w zdalnie sterowane humanoidalne istoty, które może zaprzęgać do walki (mocne skojarzenie z nowelą „Siedemdziesiąt dwie litery” Teda Chianga). Mamy „późniaków” przypominających Enty z „Władcy Pierścieni” Tolkiena – atak tej specyficznej odmiany ludzi-kaktusów na milicję Nowego Crobuzon jako żywo przypomina atak Drzewca i jego kumpli na Isengard Sarumana.
„Żelazna rada” serwuje niekontrolowane, nieokiełznane światotwórstwo. Mieville puścił cugle i pędzi prosto w świat żywiołaków, „prze-tworzonych”, wielowymiarowych bestii i innych zjawisk tworzonych chyba w bardzo improwizacyjny sposób. Wisienką na torcie – przynajmniej dla polskiego czytelnika orientującego się w naszej rodzimej fantastyce – są dwa akcenty. Mieville pisze o „demonach ruchu” biegnących razem z Żelazną Radą przez pustkowia Bas-Lag. Kolej? Demony ruchu? No przecież to nasz Stefan Grabiński, którego fanem Mieville zawsze był, do czego często się przyznawał. Druga analogia już nie jest oczywista, choć bardzo podejrzana. Rewolucyjny pociąg musi w pewnym momencie przejechać przez „Cacotopic Stain”, czyli „strefę kakotopiczną”, miejsce punktowego zniekształcenia rzeczywistości, które emanuje swym ontologicznym zwyrodnieniem na otoczenie. No wiecie, drzewa-dziury w świecie, gadające kamienie, wiewiórki z żółwimi skorupami, gadające kretowiska i tak dalej. W 2003 roku, czyli rok przed „The Iron Council”, polskie Wydawnictwo Literackie wydaje naszą rodzimą powieść nurtu „New Weird”, czyli „Inne pieśni” Jacka Dukaja. I co tam mamy? A no „skoliodoi” – więcej dodawać nie trzeba. Czy Mieville czytał Dukaja? Wątpię, bo niby jak – po polsku? Tak, czy inaczej – te dwa literackie, niezwykle podobne do siebie byty, powstały w tym samym czasie. Tak jakby idee „New Weird” samodzielnie krążyły po nieświadomości zbiorowej pisarzy fantastyki i zarażały na lewo i prawo.
Tyle o „Żelaznej radzie”, opowieści o ruchomej, zbuntowanej społeczności. China Mieville chyba lubi ten motyw – patrz: „Blizna”. Następnym razem weźmiemy udział „W poszukiwaniu Jake’a”.
Tytuł: Żelazna rada
Autor: China Mieville
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Tytuł oryginału: The Iron Council
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Wydawca oryginału: Macmillan
Rok wydania: 2009
Rok wydania oryginału: 2004
Liczba stron: 498
Wydanie: I
ISBN: 9788375063523




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz