W imię miłości
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Czwarty tom „R.I.P.”, komiksowej serii Gaet’sa i Moniera, przedstawia kolejną postać z grupy dobrze już nam znanych, pożałowania godnych typów. I od razu uprzedzam – dzisiejszy typ jest godny pożałowania najbardziej. Tak właśnie, choć może się to wydawać już mało możliwe.
Był już Derrick, zmęczony życiem i zrezygnowany czterdziestolatek, „wyglądający na sześćdziesięciolatka”, wypluwający płuca i użerający się z partnerką, kolegami z pracy, samym sobą i otaczającym światem. Był też Maurice, starszy pan z mroczną przeszłością, beznadziejną teraźniejszością i nierokującą poprawy przyszłością. No i był Ahmed, policyjny patolog (entomolog badający robale lęgnące się w rozkładających trupach), samozwańczy detektyw i pracoholik. Rozkładające się trupy? No właśnie – wspomniana trójka i jeszcze kilka osobników rabują mieszkania samotnych zmarłych. Robią to, zanim przyjedzie policja – potem oddają wszystko swoim szemranym szefom, dostają marną dniówkę i idą spać lub chlać. Tylko tak mogą zapomnieć o nędznej egzystencji.
Jednym z nich jest stojący do tej pory na bocznym torze Albert. Z poprzednich tomów wiemy tyle, że ma mniej więcej dwadzieścia lat i przegląda bez przerwy zdjęcia niejakiej Dolores, której trupa nasza ekipa znalazła wcześniej w opuszczonym domu. Nastolatka przedawkowała narkotyki, a Albert się w niej… zakochał. Dziwny to chłopak, niepokojący, nerwowy i chyba skrywający jakąś tajemnicę. Końcówka trzeciego tomu sugeruje pewne jeżące włos na głowie odpowiedzi. Teraz dowiemy się więcej.
Albert wykupił rzeczy zmarłej i uczynił je obiektami jednoosobowego kultu. Kocha dziewczynę, której nigdy nie poznał, bardziej niż wszystko inne na świecie i bez przerwy ogląda jej zdjęcia. Kumple mają go za niegroźnego dziwaka, kogoś do wytykania palcami i naśmiewania się. Albert postanowił w końcu opowiedzieć swą historię, przeplatając ją fragmentami pamiętników Dolores. Ciarki biegną po plecach. Scenarzysta komiksu raczy nas chyba najmocniejszą opowieścią jak do tej pory, czyniąc bohaterem człowieka przerażającego i budzącego litość jednocześnie. Nie usprawiedliwia go, nie osądza – podobnie jak w przypadku poprzedników pozwala wejść nam do jego głowy i wydać osąd samodzielnie. I jak zwykle nic nie jest czarno-białe. Albert robi wszystko w imię miłości, co nieustannie powtarza i głęboko w to wierzy.
Sama historia jest chyba najmniej powiązana z główną osią fabularną, czyli obrazkami z życia grupy rabusiów. Albert, podobnie jak my wcześniej, jest świadkiem wszystkich kluczowych momentów z poprzednich tomów. Jego narracja ciekawie je uzupełnienia. Ładnie jest to wszystko zgrane scenariuszowo, nie ma żadnych niespójności, każdy element wchodzi na swoje miejsce. Wszystko zaczyna się nam układać.
Scenograficznie nic się nie zmieniło. Trupy, muchy, rozkład, brud, smród i psychoza. Graficzny styl Juliena Moniera, co podkreślę po raz kolejny, pasuje idealnie do narracji Gaet’sa. Niby taki pastelowy (choć intensywniej niż zwykle), karykaturalny, ale jednocześnie wywołujący poważny dyskomfort. Uwiera nas ten tom, bardziej niż trzy poprzednie. Uczucia mamy mieszane i znów cieszymy się, że świat komiksu nie jest naszym światem. Czwarty tom „R.I.P.” kończy się zapowiedzią piątego. Wiemy już, że tym razem bohaterką będzie kobieta – Fanette stojąca zazwyczaj za knajpianym barem i (a jakże) skrywająca swoje własne tajemnice.
Tytuł: RIP. Tom 4. Albert. Modlitwa o bratnią duszę
Scenariusz: Gaet’s
Rysunki: Julien Monier
Tłumaczenie: Jakub Syty
Tytuł oryginału: RIP. Vol 4. Albert. Prière de rendre l’âme soeur
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: petit à petit
Data wydania: listopad 2023
Liczba stron: 112
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 196 x 268
Wydanie: I
ISBN: 9788382305043
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz