niedziela, 3 grudnia 2023

X-Statix. Tom 2. Powrót zza grobu

X-Anomalia


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Dwudziesty pierwszy wiek przyniósł zmiany w wielu seriach Marvela. „Deadpool” stał się „Agentem X”, „Uncanny X-Men” przemianowano na „New X-Men”, a to tylko dwa przykłady. Proces ten dotknął też grupy X-Force – ostatnie odcinki serii z ich przygodami mieliśmy okazję przeczytać w pierwszym tomie „X-Statix” od Muchy. Teraz przyszła pora na tom drugi.

Zabawna sprawa z tym tytułem. W czternastu ostatnich odcinkach „X-Force” doszło do całkowitej wymiany członków drużyny. Dokładniej rzecz ujmując, w odcinku ostatnim bohaterowie wpadli na pomysł, że warto chyba odciąć się od korzeni i zmienić nazwę – postanowili, że od tej pory nazywać się będą „X-Statix”. Ba, pojawili się nie tylko nowi bohaterowie, ale i twórcy – te odcinki napisał Peter Milligan (autor nadchodzącego „Shade. Człowieka przemiany”), a wszystko narysował Michael Allred (patrz: „Silver Surfer”). Panowie opowiedzieli przygody grupy zblazowanych, superbohaterskich celebrytów, dla których ważne były słupki oglądalności, a nie walka ze zbrodnią. Ich życie to nieustanne reality show (dwadzieścia lat temu tego rodzaju programy były niezwykle popularne) i konkurowanie o widza. Seria „X-Force” kończy się dramatycznie – umiera ważna, wydawać by się mogło kluczowa, postać, a drużyna, zgodnie z jej ostatnim życzeniem, zmienia nazwę.


Drugi zbiorczy tom to osiemnaście pierwszych odcinków serii, która zastąpiła „X-Force”, czyli „X-Statix” właśnie. Anarchista, Sierota (zwany też Panem Wrażliwcem), Wiwisektor, Umarlaczka i Tłószcz szukają nowych kandydatów do ekipy. Jako pierwsza dołącza Venus Dee Milo, bohaterka z najdziwniejszą mutacją, jaką można sobie wyobrazić (na myśl przychodzi Johan Kraus z „B.B.P.O.”), potem Latynos o pseudonimie El Guapo, niepotrafiący żyć bez swojej deskorolki (dosłownie). Dzięki temu właściciel praw do marki „X-Statix” może liczyć na wzrost popularności „swojej” grupy, a dziwaczny kosmita Doop, na bieżąco relacjonujący każdą chwilę z życia ekipy bezpośrednio do telewizji, będzie miał masę roboty. Nieustanne występy w różnych talk-show, debatach telewizyjnych i spotach reklamowych zabierają niestety czas, który inne X-grupy przeznaczają na walkę ze złem. Tylko czy tej konkretnej drużynie również chodzi o tego rodzaju walkę?


Mogłoby. Gdzieś w małym miasteczku na prowincji pewien prześladowany przez rówieśników nastolatek odkrywa w sobie przerażające moce i terroryzuje psychicznie mieszkańców. Sytuacja przypomina trochę tę z serialu „WandaVision”, a także (chyba nawet bardziej) tę z kinowej wersji „Strefy mroku” z 1983 roku. Pojawia się też łotr o pseudonimie Łotr, na planie filmu o przygodach „X-Statix” (tak, kręcą już film o ich przygodach!) dzieją się niezrozumiałe rzeczy, a na dodatek okazuje się, że każdy z bohaterów coś ukrywa i nie można nikomu ufać za grosz. Ostatnią opowieścią omawianego dziś albumu jest tytułowy „Powrót zza grobu”. Słynna angielska piosenkarka Henrietta Hunter w niewytłumaczalny sposób ożywa i dołącza do drużyny. Jacyś brytyjscy notable dybią na jej życie, idiotyczna grupa ze Starego Kontynentu o nazwie Euro-Śmieci rzuca wyzwanie naszym bohaterom (indywidua wchodzące w skład tej drużyny to naprawdę bez wyjątku skrajne kurioza), pojawia się Spider-Man i po prostu można się wykazać. Będzie okazja, by pokazać, że podobnie jak inne X-grupy można postarać się o lepszy świat.


X-Statix jest jednak grupą, która robi to dla siebie, nie dla innych. Jej członkowie są produktem popkultury, walczą głównie z innymi herosami o słupki oglądalności a nie z łotrami – są bardzo popularni w mediach i wśród społeczeństwa. Tak jakby Peter Milligan (autor scenariusza) chciał wyjść naprzeciw założeniom Chrisa Claremonta, który prawie trzydzieści lat przed nim rozpoczął najsłynniejszy i najpopularniejszy run w historii komiksów o mutantach, „The Uncanny X-Men”. Claremont uczynił z mutantów prześladowaną mniejszość, Milligan – celebrytów. Zresztą dokładnie tak samo w tym czasie zrobił Grant Morrison – jego „The New X-Men” pokazywali, że mutanci są naprawdę fajni i lubiani.

Oczywiście nie przez wszystkich. Jeden z agentów FBI mówi do naszych bohaterów: „Nienawidzę was i wszystkiego co sobą reprezentujecie. Jesteście odpadami amerykańskiego społeczeństwa. Nic by mnie tak nie uszczęśliwiło, jak widok waszych ciał rozkładających się na chwałę Boga i Ojczyzny”. Peter Milligan stworzył komiks pełen antypatycznych, zarozumiałych, zepsutych herosów, którzy w nosie mają ratowanie świata. Ale, co dziwne, da się ich lubić, trzyma się za nich kciuki i obawia się o ich przyszłość. Wiecie, jak to jest w komiksach superbohaterskich – czytamy przygody Wolverine’a, Storm czy Cyclopsa, widzimy, jak balansują na granicy życia i śmierci, ale wiemy przecież dobrze, że zwyciężą, przeżyją i będziemy o nich czytać w przyszłości. Z „X-Statix” tak nie jest, to jest grupa o najwyższej śmiertelności wśród wszystkich X-drużyn Marvela. Milligan wprowadził do uniwersum zupełnie nowe postacie i co chwila którąś zabija – usunięcie komiksowej nieśmiertelności i rezygnacja z możliwości powrotu czyni „X-Statix” prawdziwą anomalią wśród komiksów Marvela. X-Anomalią.


Tego rodzaju podejście do tematu ustawia w pewien sposób czytelniczą optykę. Buduje dystans do odbieranych treści. Taki był cel Petera Milligana i tak należy czytać ten komiks. Jest to wyraźna satyra na superbohaterszczyznę, przenosząca ciężar z potyczek i walk ze złem na sferę obyczajową – wewnętrzne tarcia między członkami drużyny są tu najważniejsze. Mamy do czynienia z komiksem superbohaterskim niemal pozbawionym akcji, cynicznie punktującym wady gatunku. I co najważniejsze – celnie. Satyra Milligana idzie jednak dalej. Wiecie, kim w pierwotnej wersji scenariusza była Henrietta Hunter? Księżną Dianą przywróconą do życia siedem lat po tragicznym wypadku, „ukochanym” obiektem zainteresowania wszelkiej maści paparazzich. Gdy plany Milligana wyciekły, rozpoczęły się protesty, stąd Henrietta a nie Diana – moim zdaniem szkoda. 


Podobnie jak w tomie pierwszym niemal wszystkie odcinki zilustrował Michael Allred, a pokolorowała jego żona Laura – oboje byli odpowiedzialni chociażby za warstwę graficzną „Silver Surfera” Dana Slotta. Pop-art po całości, brak cieniowania i związanych z tym niuansów, czysta, wyrazista linia, niemal jak „ligne claire” w komiksie frankofońskim. Pozostałe trzy z osiemnastu odcinków tego tomu ilustrują tacy goście jak Darwyn Cooke („Nowa granica”), Paul Pope („Heavy Liquid”) i Philip Bond (trzeci tom „Hellblazera” Jamesa Delano). Każdy z nich wie, o co chodzi i rysuje w bardzo podobny sposób – nie czujemy żadnego dyskomfortu podczas lektury.

Drugi zbiorczy tom „X-Statix” nie zamyka całej serii – zostało jeszcze osiem odcinków. To właśnie one, plus kilka innych pochodzących z serii pobocznych (spójrzcie na ostatnie strony), złożą się na trzeci album. Wyda go oczywiście Mucha Comics i chwała jej za to. Świetna rzecz!


Tytuł: X-Statix. Tom 2. Powrót zza grobu
Scenariusz: Peter Milligan
Rysunki: Michael Allred, Darwyn Cooke, Paul Pope, Philip Bond
Tłumaczenie: Arkadiusz Wróblewski
Tytuł oryginału: X-Statix #1-18
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: październik 2023
Rok wydania oryginału: wrzesień 2002 – marzec 2004
Liczba stron: 428
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788367571241

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz