niedziela, 17 listopada 2019

Asteriks

No to łups, Astriksie? No to łups, Obeliksie!

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.


Asteriks obchodzi właśnie sześćdziesiąte urodziny. Jego dwaj ojcowie, urodzeni w połowie lat dwudziestych we Francji jako synowie imigrantów (jeden polskich, drugi włoskich), są już popkulturowymi ikonami – te dwa nazwiska zna każdy miłośnik komiksu. Ich twórczość jest bardzo bogata, nie ulega jednak wątpliwości, że to przygody małego, nieustraszonego Gala i jego wielkiego, mocarnego przyjaciela wywindowały autorów na szczyt popularności. Dziś czytamy jeden z najważniejszych komiksów w historii.

René Goscinny i Albert Uderzo poznali się w 1951 roku i już w latach pięćdziesiątych bardzo często z sobą współpracowali – ich pierwszym wspólnym projektem był komiks „Jehan Pistolet”, znany w Polsce jako „Janko Pistolet”. W 1955 roku założyli agencję reklamową „Edipresse/Edifrance”, a w 1959 roku, przy współpracy Radia Luksemburg, wystartowali z magazynem komiksowym dla młodzieży o nazwie „Pilote” (innymi współzałożycielami byli Jean-Michel Charlier oraz Jean Hébrard). Goscinny miał już za sobą między innymi kilkanaście odcinków „Lucky Luke’a” i trzy części „Umpa-py” – komiksu ilustrowanego przez nikogo innego jak właśnie Uderzo. Panowie, jako że byli już dobrze znani w komiksowym świecie, postanowili na kartach pierwszego numeru „Pilote” powołać do życia nową postać, która miała krzewić u młodych czytelników miłość do kultury francuskiej i oczywiście przysporzyć magazynowi popularności. Miał to być również taki komiks, który byłby atrakcyjny dla dorosłego, wymagającego odbiorcy.


Przyjaciele, po wielkiej burzy mózgów, zdecydowali, że osadzą akcję komiksu w starożytnej Galii. Przyjęli założenie, że jedna mała wioska galijska ma pewną tajną broń, która obdarza jej mieszkańców nadludzką siłą. Dzięki magicznemu wywarowi Galowie stawiają czoło najeźdźcy, a ich osada jest jedynym nie zajętym przez Rzymian miejscem w całym kraju. Kim mógłby być bohater? Albert Uderzo widział w tej roli wysokiego, potężnie zbudowanego, jasnowłosego wąsacza w stylu Wercyngetoryksa, wielkiego bohatera Galów. René Goscinny miał jednak inną wizję – wielkich siłaczy w komiksach jest pełno za oceanem, zróbmy coś innego. Bohater zatem w pierwszej kolejności będzie walczyć sprytem i inteligencją i „nie może być przystojniejszy niż którykolwiek z jego twórców”. Ta żartobliwa uwaga i skłonność Uderzo do stosowania karykatury zaowocowały narodzinami Asteriksa w takiej postaci jaką wszyscy znamy. Początkowo miał on być jedynym bohaterem komiksu, ale ostatecznie dołączył do niego kolega – niezbyt inteligentny, niesamowicie silny i jednocześnie bardzo oddany przyjaciel. Obeliks, jedyny Gal, na którego magiczny wywar działa nieustannie (ponieważ „dziecięciem będąc” wpadł do kociołka z wiadomą zawartością), amator dzików i dostawca menhirów od początku rysowany był tak, że przypominał nieco samego Alberta Uderzo. Rysownik wspominał potem po latach, że to pewnie dlatego zawsze darzył Obeliksa większym sentymentem niż Asteriksa.

Paski komiksowe z „Pilote” spotkały się z tak ciepłym przyjęciem, że już w 1961 roku w sprzedaży pojawił się pierwszy album z przygodami niepokonanych Galów – „Astérix le Gaulois”, czyli „Przygody Gala Asteriksa”. Nakład był na początku skromny – tylko sześć tysięcy. Ale już dziesiąty odcinek, wydany, co ciekawe, w roku ślubu René Goscinnego z Gilberte Polaro-Millo – „Asteriks Legionista” – sprzedał się w ilości przekraczającej milion egzemplarzy! Prezent ślubny wprost wymarzony. Wielka popularność „Asteriksa”, zauważalna jeszcze w czasach sprzed edycji albumowych, skłoniła wielkie francuskie wydawnictwo Dargaud do zakupu „Pilote” i praw do wydań zbiorczych. Wszystkie dwadzieścia cztery odcinki ze scenariuszem Goscinnego wyszły pod egidą tego właśnie wydawnictwa.


Obeliks pojawił się już w pierwszym numerze, ale odegrał tylko epizodyczną rolę. Główne skrzypce grali tutaj Asteriks i Panoramiks, wiekowy druid, który jako jedyny mieszkaniec wioski zna recepturę magicznego wywaru. Pojawiają się tu także na chwilę dwie inne ważne postacie – wioskowy bard Kakofoniks, którego popisy wokalne doprowadzają słuchających do szału (już na koniec drugiego odcinka – zatytułowanego „Złoty sierp” – muzyk ląduje pod drzewem związany i zakneblowany, co staje się potem wioskową tradycją) oraz wódz osady, Asparanoiks, poruszający się zawsze na tarczy niesionej przez dwóch podwładnych. W trzeciej części („Asteriks Gladiator”) mamy pierwszy zmasowany atak na obóz warowny Rzymian oraz pierwszy występ pirackiej załogi, która konsekwentnie, aż po dziś dzień, przy wtórze ostrzegawczego krzyku jednego z załogantów („Ga-ga-galowie!!!”), zbierać będzie tęgie lanie od naszych bohaterów. W czwartej części debiutuje inna ważna „osobistość” a mianowicie piesek Idefiks (imię powstało od pojęcia „idée fixe”), który niezauważany przez bohaterów, bierze z nimi udział w „Wyprawie dookoła Galii”. W kolejnych numerach poznajemy coraz więcej nowych postaci, które już do samego końca odgrywać będą drugoplanowe, lecz bardzo znamienne role – kowal Automatiks, który nie odpuści żadnej okazji „uciszenia” Kakofoniksa; sprzedawca nieświeżych ryb Ahigieniks (ci dwaj będą stałymi inicjatorami zwyczajowych burd, w których nieodmiennie brać będą chyba wszyscy, męscy mieszkańcy wioski); nestor wioski Długowieczniks; i w końcu żeńska reprezentacja Galów z żoną Asparanoiksa, Dobrominą, na czele.


Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte były prawdziwym złotym okresem Asteriksa. Pierwsze dwadzieścia cztery odcinki wydane zostały w ciągu szesnastu lat – autorzy tworzyli średnio półtora albumu rocznie. W międzyczasie, w roku 1965, pod wpływem listów czytelników, Goscinny i Uderzo wydali krótką historię obrazkową „Jak Obeliks wpadł do kociołka druida, kiedy był mały”. Postać Asteriksa miała wtedy już sześć lat i tyleż samo mieli bohaterowie, tego „niekanonicznego” wydania specjalnego. Obok regularnych odcinków, autorzy tworzyli też całą masę okolicznościowych opowiastek, krótkich szortów i pojedynczych plansz – większość z nich została zebrana przez Uderzo we wspominkowych „Galijskich początkach” z 2003 roku. Do dwudziestej części włącznie („Asteriks na Korsyce”) przygody Galów prezentowane były zawsze najpierw w „Pilote” a dopiero potem wychodziły jako albumy. Zasada ta przestała obowiązywać w roku 1974, kiedy to „Pilote” został przemianowany z tygodnika na miesięcznik – zmieniły się zwyczaje czytelnicze i cotygodniowe odcinki historii obrazkowych stawały się coraz mniej popularne.

Albert Uderzo wspomina współpracę z Goscinnym jako „duchową symbiozę” – panowie praktycznie czytali sobie w myślach, rozumieli się bez zbędnych słów, żaden nie bał się o jakość pracy drugiego i nigdy nie pokłócili się o wizję fabuły. To była największa przyjaźń i poziom zaufania w życiu obydwu autorów – cały czas z górki. I wtedy, podczas pobytu na samym szczycie Parnasu, odchodzi na zawsze René Goscinny. 5 listopada 1977 roku ojciec Asteriksa umiera u swojego lekarza podczas badań wydolności serca. Skończył właśnie scenariusz do dwudziestej czwartej części („Asteriks u Belgów”) – wiadomość o śmierci przyjaciela dociera do Uderzo, który jest właśnie w trakcie ilustrowania tego odcinka. Był to prawdziwy cios dla rysownika – opuścił go nie tylko największy przyjaciel, ale i mentor, uczący go jak powinno się konstruować scenariusze komiksowe. Uderzo nie chciał pogrzebać Asteriksa razem z Goscinnym, nie miał ochoty się wycofać – nie bez znaczenia były „hordy wygłodniałych czytelników”, które nie zgadzały się na przerwanie serii.


Listy od fanów mobilizowały rysownika, a on sam był pełen zapału. Zatrudnienie nowego scenarzysty mogło całkowicie odmienić serię – a tego Uderzo nie chciał. Więc może spróbować samodzielnie – kto w końcu zna Asteriksa lepiej niż on? Nie byłby to zresztą debiut, wszak Uderzo, za zgodą Goscinnego, pisał już scenariusze króciutkich epizodów do „Pilote” – i żaden czytelnik nie zauważył różnicy. Uderzo założył zupełnie nowe wydawnictwo – „Les Editions Albert-René” – aby uniezależnić się od Dargauda. Nie obyło się oczywiście bez procesu – prawa pozostały przy rysowniku i jego nowej inicjatywie. W czerwcu 1980 wychodzi dwudziesty piąty odcinek, zatytułowany „Wielki rów”, który został przyjęty z wielkim entuzjazmem. Albert Uderzo przez kolejne dwadzieścia jeden lat napisał i narysował sześć kolejnych części – czyli tempo wyraźnie spadło. Rysownik stwierdził potem w jednym wywiadzie, iż nie zdawał sobie sprawy jak wielką męką jest pisanie scenariuszy komiksowych. W roku 2003 wychodzą wspomniane już „Galijskie początki”, a dwa lata później część trzydziesta trzecia – „Kiedy niebo spada na głowę”. Ten album niestety świadczył już wyraźnie o wypaleniu Uderzo i spadku formy – krytycy zarzucali mu „skakanie przez rekina”, czyli próbę utrzymania przy życiu serii, która już wyraźnie powinna być zakończona.

Albert Uderzo postanowił zatem odejść na emeryturę. W roku 2009 zostaje wydany ostatni album jego autorstwa – „Rocznica urodzin Asteriksa i Obeliksa. Złota księga”. Jest to swego rodzaju podsumowanie całej drogi twórczej obydwu autorów i list pożegnalny do czytelników. Krótko po wydaniu tego odcinka, Uderzo, wbrew sprzeciwom rodziny, sprzedaje prawa do postaci Asteriksa wydawnictwu „Hachette”, rezerwując sobie prawo do koordynacji prac nad ewentualnymi kolejnymi częściami. Po dość krótkich poszukiwaniach, Hachette, przy pomocy Uderzo, zaangażowało do pracy dwóch nowych twórców – scenariusz do „Asteriksa u Piktów” napisał Jean-Yves Ferri a za rysunki odpowiadał Didier Conrad. Uderzo był zachwycony efektami ich pracy – trzy dotychczas wydane odcinki autorstwa tej pary spełniły pokładane w nich nadzieje. 24 października 2019 jest oficjalną datą premiery ich czwartego komiksu w Polsce, który został przygotowany specjalnie na sześćdziesięciolecie serii – ma nosić tytuł „Córka Wercyngetoryksa”.


„Asteriks” stał się fenomenem nie tylko we Francji, ale i na świecie. Najbardziej znane i lubiane są oczywiście odcinki ze scenariuszami Goscinnego, który podkreślał przy każdej nadarzającej się okazji, że jest humorystą i satyrykiem – a to przede wszystkim humor stanowi o sile tego komiksu. Z jednej strony mamy typowy slapstick, proste rozwiązania fabularne, przygodową akcję i żarty o uniwersalnym charakterze – podobnie rozumianym na całym świecie. „Asteriks” czytany w taki właśnie, oparty na pierwszej, podstawowej warstwie interpretacyjnej, daje radość każdemu – małemu, dużemu, oczytanemu i nie, Chińczykowi, Francuzowi, Amerykaninowi i Polakowi. Ale jest oczywiście również warstwa druga – wysublimowane gry słowne, zaawansowana karykatura, liczne odwołania popkulturowe, nawiązania do historii i komentarz do aktualnych wydarzeń. To wszystko razem, to połączenie prostoty i złożoności, niesamowita intertekstualność i nieskrywana miłość do rodzimej kultury czyni z „Asteriksa” prawdziwy, francuski skarb narodowy.

Wszyscy pamiętamy najlepsze te najlepsze, charakterystyczne gagi i sceny. Niektóre z nich są wręcz znakiem firmowym serii. Bohaterowie wchodzą do karczmy i zamawiają – „Poproszę dwa dziki. O, to dla mnie też dwa dziki!”. Obeliks i jego obsesja na punkcie swojej tuszy, charakterystyczny sposób pukania do drzwi, kolekcjonowanie hełmów pokonanych Rzymian, zamiłowanie do bitki („Nie możemy się przecież bić z całym garnizonem, Obeliksie!” „Dlaczego? Czy to zabronione?”) oraz uporczywe próby skosztowania „choćby łyczka” magicznego wywaru. Częste, ostre wymiany zdań pomiędzy bohaterami („O tak, pan Asteriks jest najmądrzejszy, pan Asteriks wie wszystko…”); regularne bijatyki całej wioski, funkcjonujące na zasadzie porannej toalety i inicjowane przez insynuacje na temat świeżości ryb Ahigieniksa; czerwone nosy i pijackie czkawki (iczk!); czy wreszcie tradycyjne wiązanie Kakofoniksa (z małymi wyjątkami), które miało na celu zapobieżenie jego występom na bankiecie obowiązkowo kończącym każdy odcinek.


Należy wymienić też kilka najlepszych fragmentów serii, takie „the best of Asteriks”. Bardzo oryginalny trening gladiatorów („Asteriks gladiator”); kręte i przepastne uliczki Lugdunum („Wyprawa dookoła Galii”); Sfinks pozbawiony nosa („Asteriks i Kleopatra”); zromanizowana wioska Serum i „walnięty” Asparanoiks („Walka wodzów”); organoleptyczne poszukiwania beczki z magicznym wywarem i mecz (chyba) rugby („Asteriks w Brytanii”); komedia pomyłek w „Asteriks i Goci”; zbieranina legionistów doprowadzająca do szału swoich dowódców („Asteriks legionista”); składziki węgla w „Tarczy Arwernów”; przybysze ze Skandynawii uczący latania („Asteriks i Normanowie”); Asteriks i Obeliks zmagający się z zasadami ekonomii („Asteriks i kociołek”) lub próbujący sprzedać sami siebie na targu niewolników („Laury Cezara”); terror małego hiszpańskiego chłopca wstrzymującego oddech („Asteriks w Hiszpanii”); niesamowite umiejętności Tuliusza Intrygantusa w „Niezgodzie”; orgie z roztopionym serem („Asteriks u Helwetów”); moi ulubieńcy – Korsykanie („Asteriks na Korsyce”); język ludzi interesu („Obeliks i spółka”); demolka obozów warownych na północy Galii („Asteriks u Belgów”); niekończące się waśnie na Bliskim Wschodzie („Odyseja Asteriksa”); emancypacja i damsko-męskie stereotypy w „Róży i mieczu” czy wreszcie niemowlak pijący magiczny wywar („Syn Asteriksa”).


René Goscinny stwierdził w jednym z wywiadów, że często spotykał się z krzywdzącą opinią, określającą go jako „piewcę przeciętnego Francuza” – czyli ksenofoba, rasisty, szowinisty i awanturnika. Autor był od tego tak daleki jak tylko możliwe, przecież część jego rodziny od strony ojca (polskiego Żyda) zginęła w obozach koncentracyjnych. Tak, Goscinny wykpiwał narodowe przywary Francuzów, ale robił to z nieskrywaną miłością i wyczuciem – w przezabawnej karykaturze paraliżu komunikacyjnego w Lutecji (Francuzi, a Paryżanie w szczególności, mają zwyczaj masowego wyjeżdżania na wakacje w tym samym terminie co skutkuje potwornymi korkami) nie ma ani jednej złośliwej nuty. Tak, Asteriks i Obeliks dają łupnia Rzymianom, są impulsywni i często torują sobie drogę przemocą – ale to wszystko jest tylko slapstickiem, rubasznym rechotem, za którym stoją przecież o wiele poważniejsze treści. Autorzy „Asteriksa” wręcz hołdowali francuskiej kulturze – ilość gościnnych występów (takich wręcz „cameo”) ludzi filmu, literatury, muzyki a nawet polityki jest niezliczona – na przykład w odcinku „Obeliks i spółka” doradca ekonomiczny Juliusza Cezara wygląda jak Jacques Chirac. Ale nie tylko znani Francuzi występują w komiksie (ich jest najwięcej, ale ich pojawianie się w komiksie jest dość hermetyczne, skoncentrowane na kulturze Francji współczesnej Goscinnemu). Jest Winston Churchill, Beatlesi, Benito Mussolini, Flip i Flap, Zygmunt Freud, Kirk Douglas i Arnold Schwarzenegger. Aż dziw bierze, że ani razu nie pojawił się Louis de Funés – choć, może uważni czytelnicy wyprowadzą nas z błędu.


Autorzy starali się trzymać zasady, wedle której odcinki z akcją osadzoną w Galii przeplatane były tymi „na wyjeździe” (tak samo postępują Ferri i Conrad – toteż w najnowszym albumie pozostaniemy „w domu” po niedawnych wojażach po całym Półwyspie Apenińskim). Wszędzie, gdzie pojawili się Galowie działała satyra Goscinnego i Uderzo. Egipcjanie mówią hieroglifami. Brytowie zawsze piją „gorącą wodę z odrobinką mleczka”, nie umieją gotować, są flegmatyczni i wynaleźli weekend. Goci (Niemcy epoki Bismarcka) są ciągle skłóceni i podzieleni, mówią gotykiem i marzą o powiększeniu swojego kraju kosztem innych. Normanowie są nieustraszeni, maja nazwiska z podobnymi końcówkami (ech, jakby u Galów było inaczej) i jedzą wszystko z dodatkiem śmietany. Grecy wyglądają śmiesznie z profilu, są wyniośli i aroganccy. Iberowie jedzą, tańczą, bawią się i poruszają taborami w rytm flamenco i z okrzykiem „olé!” na ustach. Helweci żyją w kraju sterylnej czystości, topionych serów, bezpiecznych banków, superdokładnych klepsydr. Korsykanie są leniwi, honorowi, drażliwi, długowieczni, o silnych więziach rodzinnych, kultywują vendettę i sjestę. Belgowie są w sumie tacy sami jak Galowie, tylko pochłaniają jeszcze większe ilości jedzenia. I tak dalej, i tak dalej…

Seria komiksowa o dzielnych Galach liczy w sumie trzydzieści siedem odcinków, wydanie specjalne o wypadku z kociołkiem oraz książeczki na podstawie filmów animowanych (jak chociażby „Dwanaście prac Asteriksa” czy ostatnio „Tajemnica magicznego wywaru”). Powstało dziesięć filmów animowanych (pierwszy już w 1967 roku) i cztery fabularne (we wszystkich rolę Obeliksa grał Gérard Depardieu). Są też gry komputerowe, park rozrywki pod Paryżem i uwielbienie fanów na całym świecie. Wszystkiego najlepszego Asteriksie!

1 komentarz:

  1. Jedna z moich ulubionych serii komiksowych, na której nie tylko uśmiałam się do łez, ale i nauczyłam się więcej łaciny niż w szkole :)

    OdpowiedzUsuń