czwartek, 14 listopada 2019

Piaseczniki

Od czego w końcu są bogowie?



Artykuł należy do serii "Nie długość się liczy" #14

Niech pan uważnie obserwuje swoje twarze.



Simon Kress, zblazowany bogacz, hodowca i miłośnik oryginalnych gatunków zwierząt, trafia pewnego dnia do tajemniczego sklepu. Wiecie, do takiego sklepu, w którym panuje złowroga ciemność, gęsta mgła nieznanego pochodzenia, a sprzedawca o wschodnich rysach twarzy zaoferuje zaraz jakieś gremliny, czy inne paskudztwo. Tak się dokładnie dzieje – Simon kupuje „piaseczniki”, czyli małe, owadopodobne żyjątka. Piaseczniki mają współdzieloną świadomość oraz umiejętność budowania „zamków” z piasku, w których ukrywa się ich królowa matka. Kress kupuje cztery takie królowe – te, umieszczone w jego domowym terrarium, dość szybko płodzą malutkie mini–cywilizacje. Cztery kolonie piaseczników (czarna, biała, czerwona i pomarańczowa) budują schrony dla swoich królowych i – co przewidziała sprzedawczyni – płaskorzeźby z podobizną samego Simona Kressa, którego najwyraźniej biorą za swego boga.



Simon jest zawiedziony. Piaseczniki powinny ze sobą walczyć, toczyć krwawe batalie, dostarczać rozrywki znudzonemu bogaczowi i jego zepsutym przyjaciołom. Kress zatem zaczyna ich głodzić, wywołując tym samym wojny i krwawe rzezie wewnątrz terrarium. Wizerunek Kressa-boga zaczyna się stopniowo zmieniać – sakralne dzieła piaseczników nabierają złowrogich, paskudnych cech. „Wszechmogący” Simon stacza się coraz szybciej, ujawnia wszystkie swoje najgorsze instynkty, staje się bogiem, którego znamy ze „Szninkla” – potwornym, szalonym demiurgiem, który torturuje swój lud ku uciesze swojej i reszty „panteonu”. Sytuacja wymyka się spod kontroli, gdy terrarium zostaje nieszczęśliwie rozbite, a piaseczniki wydostają się na wolność. Nieograniczone rozmiarami swego więzienia zaczynają rosnąć. Twarze wyryte w piasku stają się obliczami groźnego szaleńca.

Simon jest zdecydowanie negatywnym głównym bohaterem. Jest jak starotestamentowy Jehowa – okrutny, zawzięty, małostkowy. Bardzo ludzki w swojej „boskości”. Bóg, który ma być źródłem dobra jest tu potworem – prowokuje nieszczęścia i wojny. „Przecież jestem ich panem i bogiem. Dlaczego miałbym czekać, aż nabiorą na coś ochoty? Nie walczyli dostatecznie często, by mnie zadowolić. Skorygowałem to”. Całkiem niedawno czytałem „Trzy Stygmaty Palmera Eldritcha” – arcydzieło Philipa K. Dicka, w którym pisał o urzeczywistnionej idei boga. O istocie niemal wszechmocnej, niemal wszechwiedzącej – „niemal” jest tu ważnym słowem. Bóg sprowadzony ze świata wiary i ideałów, ucieleśniony i jak najbardziej realny, będzie zawsze niedoskonały. A im bardziej ludzki, tym bardziej zły i okrutny.


„Piaseczniki” George’a R. R. Martina mówią o tym samym. Simon Kress to bóg–monstrum. Pełna prawdziwej grozy druga połowa opowiadania zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz – ludzie oddający cześć takiemu bogu (nieważne już czy obiekt ich kultu istnieje naprawdę czy nie) to również monstra.


Tytuł: Piaseczniki
Tytuł oryginalny: Sandkings
Autor: George R. R. Martin
Rok publikacji oryginału: 1979
Miejsce publikacji oryginału: magazyn „Omni”, sierpień 1979
Gatunek: science fiction
Publikacje w Polsce:
  „Nowa Fantastyka” 7 (46) / 1986
  „Piaseczniki” (Zysk i S-ka, 1998)
  „Arcydzieła: Najlepsze opowiadania science fiction stulecia” (Prószyński, 2006)
  „Retrospektywa. Żeglarze nocy” (Zysk i S-ka, 2008)

2 komentarze:

  1. Ależ mnie ucieszyłeś tym wpisem! "Piaseczniki" to chyba najlepszy utwór Martina - muszę go sobie koniecznie odświeżyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Motyw skopiował Grzędowicz w Panu Lodowego Ogrodu tyle, że tam w roli zwierząt są gryzonie. I szczerze mówiąc moim zdaniem ciekawiej mi się to czytało (wiem, Martin klasyka). Jeszcze wcześniej któryś odcinek Strefy mroku bazował na tym.

    OdpowiedzUsuń