niedziela, 13 stycznia 2019

Hard Boiled

Jestem Carl Seltz. Jestem Harry Seltz. Jestem Harry Burns.

Artykuł powstał przy współpracy z portalem Esensja i został tam pierwotnie zamieszczony.

Komiks „Hard Boiled” autorstwa Franka Millera i Geoffa Darrowa to rzecz, na której przeczytanie potrzebujemy maksymalnie pół godziny, mimo iż liczy sobie sto dwadzieścia osiem stron. Jeśli jednak, już po przyswojeniu fabuły, wrócimy na pierwszą stronę i zaczniemy od nowa, okaże się, że przed nami całe dnie, jeśli nie tygodnie, zgłębiania zawartości kadrów. Trzymamy bowiem w rękach najbardziej ekstremalny przykład dysproporcji pomiędzy długością i złożonością scenariusza a siłą i złożonością rysunków.

Autorzy „Hard Boiled” zdobyli Nagrodę Eisnera za rok 1991 (kiedy to pracowali nadal nad trzecią, ostatnią częścią opowieści) w kategorii „najlepszy duet scenarzysta/rysownik”. Frank Miller, cztery lata po dołożeniu cegiełki pod budowę nowej, „Mrocznej”, ery komiksu amerykańskiego (cegiełką tą był „Powrót Mrocznego Rycerza”), rozpoczął prace nad cyberpunkową historią inspirowaną luźno „Blade Runnerem” (przy czym dyskusyjne do tej pory wydaje się to, ile mamy tu wpływu Phillipa K. Dicka, a ile Ridleya Scotta). Gdy Miller otrzymał od Geoffa Darrowa graficzną odpowiedź na pierwsze scenariuszowe wprawki, poczuł się przytłoczony i zdeprymowany. Punkt widzenia rysownika i jego wizja tej, nieistniejącej jeszcze przecież, historii były tak jednoznaczne i zdecydowane, że Miller postanowił dać się ponieść fali, dostosowując się do jej meandrów i nieznacznie tylko manewrując scenariuszowym sterem. Od tej chwili „Hard Boiled” nie mogło już stać się problemowym cyberpunkiem ze skomplikowaną fabułą. Autorzy poszli w pastisz, a energia komiksu została skumulowana w rysunkach, a nie w treści.


Pierwszy tom zostaje wydany we wrześniu 1990 roku nakładem Dark Horse Comics. Tom drugi już trzy miesiące później, natomiast na zakończenie opowieści przyszło czekać do marca 1992 roku. Dopiero po szesnastu latach „Hard Boiled” pojawił się w Polsce – za to od razu w oszałamiającym wydaniu zbiorczym. Przenosimy się do Los Angeles niedalekiej przyszłości, gdzie prawdziwą władzę nad zuniformizowanym i pozbawionym głębszej myśli społeczeństwem dzierżą monstrualne megakorporacje. Jedna z nich, producent „urządzeń domowych”, niszczy konkurencję poprzez akty sabotażu i zabójstwa popełniane przez specjalnie wyprodukowane w tym celu androidy. Roboty te, powleczone ludzką skórą, są praktycznie nieodróżnialne od zwykłego człowieka – ba, one same są nieświadome swej prawdziwej natury. Poddane specjalistycznemu programowaniu, żyją w iluzji, w której są normalnymi członkami społeczeństwa. Mają rodziny, dzieci (pracowników korporacji odgrywających dla nich cały ten „teatr”) i chodzą do pracy.

Jednego takiego cyborga poznajemy na początku komiksu. Odgrywając bezwiednie rolę poborcy podatkowego, ściga swą ofiarę, pozostawiając za sobą pożogę, eksplozje, setki ofiar i dziesiątki zniszczonych samochodów. Totalna rozwałka – zewsząd słychać eksplozje, wrzask ofiar, dźwięk miażdżonego metalu i nieustanny ryk policyjnych syren. Robot, nazywający siebie imieniem „Nixon”, to tak zwana „jednostka numer cztery”, której program zaczął działać w nieprawidłowy sposób. Najwidoczniej ma jakiś błąd. Nixon, schwytany przez specjalne oddziały korporacji, przechodzi brutalną reedukację i powraca do służby, jako mieszkający na przedmieściach detektyw ubezpieczeniowy Carl Seltz. Już następnego dnia, z wyczyszczonymi wspomnieniami i naprawionym ciałem rusza w miasto, aby wykonać kolejne zadanie. Jeszcze nie wie, że poprzez niedoskonałość w swoim oprogramowaniu został wyznaczony do odegrania bardzo ważnej roli w planowanej rewolcie androidów-niewolników. Któż bowiem nie chciałby być wolny?


Fabuła komiksu jest krótka i prosta jak przysłowiowy drut. Celowo, tak aby mogła stanowić bazę do zapierających dech popisów Geoffa Darrowa. Bunt androidów, scenografia miasta i iluzja, w jakiej żyje bohater, przywodzą na myśl Dicka/Scotta automatycznie. Takie przebogato rozrysowane, przepełnione futurystycznymi gadżetami i pękające w szwach metropolie oglądaliśmy też w „Ghost in the Shell”, czy takich komiksach jak „Sędzia Dredd” i „Transmetropolitan”. Ekstremalnie pulpowa, cyberpunkowa historia w noirowych barwach (tytuł „Hard Boiled” nie jest przecież przypadkowy, Carl Seltz to rasowy detektyw, wzorcowy dla tego gatunku) przywołuje takie legendarne czasopisma komiksowe jak „Heavy Metal” czy „Métal Hurlant”. To te magazyny właśnie ukształtowały komiksowy gust rysownika, kupował je bowiem nałogowo.

Geoff Darrow wymienia Jeana „Moebiusa” Girauda i słynnego Hergé jako swoich duchowych mentorów i źródło inspiracji. Samego Moebiusa spotkał zresztą na początku lat osiemdziesiątych, podczas pracy nad koncepcją graficzną filmu „Tron”, co było doświadczeniem nie do przecenienia. Główny bohater „Hard Boiled” początkowo nie miał być w ogóle cyborgiem. Darrow chciał pójść tropem jednego ze swoich ulubionych reżyserów filmowych – Johna Woo. Bohaterowie filmów twórcy „Bez twarzy” byli jak Terminatorzy, potrafili przyjąć niezliczoną ilość ołowiu i dalej funkcjonować. Padali dopiero wtedy, gdy masa pocisków tkwiących w ich ciałach przekraczała pięćdziesiąt procent całej masy organizmu. Ostatecznie jednak Darrow postawił na realizm (dobre sobie) i stworzył androida w ludzkiej powłoce, czym zaskoczył Franka Millera.


Kadry Darrowa to wizualne rozpasanie, barokowo nakreślona hiperrzeczywistość (choć lepiej pasowałoby tu słowo „przerysowana”). Każdy rysunek zawiera gigantyczną ilość szczegółów, każda padająca cegła, łuska od naboju, odłamek metalu i kropla krwi jest narysowana z przesadną wręcz drobiazgowością. Postacie i wydarzenia dziejące się na drugim planie przedstawione są z taką samą jaskrawością i dbałością o detale jak te pierwszoplanowe. Nie spotyka się tego zbyt często – taki ruch grafika powoduje, że wszystkie elementy świata przedstawionego stają się równoważne dla aparatu poznawczego odbiorcy. Nie ma żadnego stopniowania składników rzeczywistości, z kadrów bije wulgarny hiperrealizm, przepych i kakofonia barw, kresek, znaczeń, symboli.

Tak poprowadzona narracja graficzna ma swoje przełożenie na ideę korporacyjnej władzy w świecie przyszłości. Te przeogromne molochy przeprowadzają nieustanny atak na każdą sferę życia społeczeństwa: hałaśliwa reklama, tony ulotek, nachalna indoktrynacja, pranie mózgu, przytłoczenie nadmiarem treści, za którym kryje się tylko pustka. Społeczeństwo świata komiksu jest całkowicie zniewolone, omamione, zamknięte w jakiejś quasi-matrixowej bańce. Lecz nikomu to nie przeszkadza, nikt nie widzi krat więzienia – ludzie są odczłowieczeni, zuniformizowani, pracują jak trybiki w gigantycznej maszynie. Paradoksalnie to androidy są o wiele bardziej ludzkie – najlepszym przykładem jest Barbara, robot pracujący w tej samej korporacji co Nixon. Zna ona prawdę, lecz trzyma ją w tajemnicy i liczy na powodzenie rewolucji.


To maszyny cierpią tu najbardziej, tak zupełnie po ludzku. Odbiera się im tożsamość – główny bohater sam już nie wie kim jest. Carlem Seltzem, Harrym Seltzem, Harrym Burnsem? Po nocach śni mu się jego własny nagrobek, na którym nie ma wyrytego imienia. Jego istota została siłą zredukowana do przedmiotu, brutalna ingerencja w ciało jest czymś naturalnym, jak wymiana opon lub montaż sprzętu RTV. Roboty to przecież tylko „część wyposażenia”. Prawda jest jednak taka, że to one dostrzegają więzienie w jakim się znajdują i są świadome swego zniewolenia. Wolność jednak nie zawsze znaczy dla każdego to samo. Wolność i jej konsekwencje mogą w równej mierze przerażać i być pożądanymi. Niektóre androidy pójdą drogą Cyphera z filmu „Matrix” i wybiorą zbawienną ułudę. Niektóre będą wolały „umrzeć” niż żyć fikcją.

„Hard Boiled” to dzieło wręcz histerycznie domagające się powtórnych czytań. Prostota, pretekstowość i brak odkrywczości fabuły nie jest tu żadnym problemem. Co więcej, chwała autorom za to, że wybrali taką a nie inną drogę.



Tytuł: Hard Boiled
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Geof Darrow
Tłumaczenie: Michał Cetnarowski
Tytuł oryginału: Hard Boiled
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: 2008
Liczba stron: 128
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 220 x 295
Wydanie: I ISBN: 9788323729815

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz