piątek, 18 maja 2018

Wojna światów

Esperanto śmierci

Wydawnictwo Vesper wydało właśnie najsłynniejszą i mojej opinii najlepszą powieść Herberta George'a Wellsa. Podobnie jak w poprzednich powieściach, autor wskazuje na zagrożenia płynące z niewłaściwego wykorzystania zdobyczy naukowych, tym razem są one jednak używane przez pozaziemską cywilizację. Na Ziemię spadają wielkie metalowe walce, przenosząc w swoim wnętrzu Marsjan i ich broń – charakterystyczne trójnogie pojazdy, przed którymi uciekał Tom Cruise w 2005 roku. Ludzie z początku traktują te wydarzenia jako kolejną ciekawostkę, atrakcję rozjaśniającą ich smutny i ciemny codziennością świat. Marsjanie jednak nie maja pokojowych zamiarów, ich celem jest całkowite zniszczenie ludzkiej cywilizacji i zajęcie Ziemi. Nie ma negocjacji, nie ma prób porozumienia, białe flagi trzeba przeszyć na całuny. Marsjański blitzkrieg ustanawia błyskawicznie nowy porządek świata a ludzkość zostaje zgnieciona szybciej niż jest w stanie wyjść z szoku i w ogóle uświadomić sobie co się dzieje.


Marsjanie to prawie Nadistoty z teorii Adama Wiśniewskiego-Snerga, polskiego pisarza science fiction. Ich inteligencja, technologia są kilka rzędów wyżej niż ludzka, ich motywacja nieodgadniona, siła rażenia nie do powstrzymania. „Prawie” - ponieważ ludzie jednak dostrzegają fakt inwazji, są w stanie zidentyfikować najeźdźcę, podobnie agresorzy zdają się wiedzieć dokładnie, że to właśnie ludzi muszą wytępić w pierwszej kolejności. Stosunek Marsjan do ludzi nie jest więc stosunkiem słoni do mrówek (gdzie „społeczności” te mogą w ogóle nie zdawać sobie sprawy ze swego istnienia, wzorem snergowej teorii) a raczej stosunkiem watahy wilków do stada kur (widzą się wzajemnie, ale są z wiadomego powodu niezdolne do porozumienia). Ludzie-kury ignorują pierwszego wilka, który zakradł się w pobliże kurnika, położył przy wejściu i nie spuszcza z nich oka. Jakiekolwiek niebezpieczeństwo zagrażające, pozbawionemu co prawda nadzoru, ale prężnie się rozwijającemu kurnikowi, wydaje się absurdalne. Jest przecież technologia, jest humanizm, dobrobyt, praca, sztuka i kultura. Kury nie dopuszczają do siebie myśli, że gdzieś tam poza ich kurnikiem jest wyżej rozwinięta społeczność, która nie kieruje się tymi samymi zasadami moralnymi (o ile takowe istnieją).

Autor zaznacza jednak, że Marsjanie postępują wobec Ziemian podobnie jak konkwistadorzy Corteza wobec meksykańskich Indian, jak armia Czyngis-chana wobec reszty świata. Tak jakby sam fakt posiadania środków ku ekspansji, przy jednoczesnej świadomości przewagi technologicznej i umysłowej (bo przecież nie moralnej), był warunkiem koniecznym i wystarczającym, aby rozpętać wojnę. Marsjanie zaatakowali nas, bo taka była po prostu kolej rzeczy, my ludzie nie jesteśmy lepsi, rzeki Afryki i Ameryki dość często przecież spływały krwią wyrzynanych plemion.


Wells próbuje wstrząsnąć ludzkością mocniej niż w przypadku poprzednich powieści. Ludzi trzeba obudzić, uświadomić im, że nie wolno nigdy stracić czujności, że technologia i nauka może nieść śmiertelne zagrożenie w równej mierze co przynosić dobrobyt. Wojna i zniszczenia powodowane przez Marsjan opisane są bardzo dosadnie i obrazowo, lecz powinniśmy zastanowić się nad jednym. Dlaczego w ogóle Wells napisał tę książkę? Bał się Marsjan i wierzył, że istnieją? Czy może bał się raczej wojny totalnej, prowadzonej głównie z pozycji przewagi technologicznej i tego co taka wojna ze sobą niesie, a kosmici zostali wybrani jako wygodny i atrakcyjny nośnik fabuły? Wells wyprzedza trochę swój czas – przecież już po szesnastu latach od wydania powieści, obrazki zniszczonego wojną świata stają się rzeczywistością. Pierwsza wojna światowa urzeczywistniła wizję Wellsa lepiej, niż on mógłby to sobie kiedykolwiek wyobrazić. I podobnie jak w książce – jedynym sposobem komunikacji, zrozumiałym dla obydwu stron konfliktu, staje się krwawa przemoc i pożoga. Jest to język zrozumiały zawsze, jego znajomość jest podstawowym warunkiem przeżycia. Jest to język śmierci, wspólny dla wszystkich istot na świecie. I co gorsza – tę śmierć zadają sobie istoty, nie będące na różnych poziomach rozwoju technicznego czy umysłowego. Są to istoty, które gdyby chciały, mogłyby się porozumieć.


Tym co w „Wojnie Światów” uderza najbardziej, jest ludzka bezbronność wobec bezlitosnej i przekraczającej zrozumienie siły. Działania Marsjan są optymalne, nie poświęcają na prowadzenie wojny więcej czasu niż jest to konieczne, ich kroki są szybkie i zdecydowane, podejmowane natychmiastowo z przerażającą skutecznością. Jak można odeprzeć taką nawałnicę? Fizycznie nie można. Główny bohater spotyka na gruzach Londynu człowieka, który twierdzi, że ludzie przegrali z kretesem. Nie będzie już więcej koncertów, szykownych kolacji, pięknych wystaw i przejażdżek dorożkami. Będzie nieustanna walka o przeżycie i zachowanie resztek człowieczeństwa. Niektórzy ludzie, pozbawieni woli walki, będą zachowywać się, pod panowaniem Marsjan, jak chomiki w klatce. Aby przeżyć zdradzą własny gatunek – za cenę kajdanów wyściełanych aksamitem, zapomną o własnym człowieczeństwie. Tacy ludzie są gorsi od najeźdźców – ich konformizm, motywowany egoistycznymi pobudkami czyni ich Judaszami cywilizacji. Wyższość najeźdźcy, niepodważalna i stanowiona siłą, jest oczywista. Trzeba zatem stworzyć ruch oporu, gdzie „opór” nie oznacza partyzantki wojennej, skazanej z góry na porażkę, lecz partyzantkę umysłową. Chodzi o kultywowanie ludzkich wartości, tradycji, nauki, zabezpieczenie całej spuścizny cywilizacyjnej, wychowanie dzieci na ludzi a nie sługusów Marsjan, przy jednoczesnym zachowaniu pozorów poddaństwa. Co tym razem próbuje powiedzieć Wells i jak się ma to do "technologicznego wątku" pozostawiam do odkrycia samodzielnie.


„Wojna Światów” to powieść-legenda. Znana jest, powtarzana od prawie już osiemdziesięciu lat, historia o tym jak w Stanach Zjednoczonych wybuchła masowa panika spowodowana słuchowiskiem Orsona Wellesa, na podstawie książki. Ludzie, zupełnie inaczej niż otępiałe i niedowierzające manekiny z powieści, zaczęli masowo uciekać, dzwonić przerażeni do stacji CBS, która nadała słuchowisko i mdleć pokotem. Okazuje się, że w rzeczywistym świecie kury dostrzegły wilka w samym tylko cieniu padającym na ściany kurnika, odmiennie niż w powieści, gdzie leżał przy ich grzędach. I nawet jeśli opowieść o histerii wywołanej monologiem reżysera „Obywatela Kane’a” przyjmuje znamiona miejskiej legendy, to jednak rozziew między wizją Wellsa a tą opowieścią zastanawia. 

Powieść ekranizowano w 1953 i 2005 roku a mackowate, mechaniczne stwory stały się często przywoływanym przez popkulturę motywem. Sam zastanawiam się na ile wyglądem najeźdźców z Marsa inspirował się Stanisław Lem w swoim debiutanckim „Człowieku z Marsa” – podobieństwo rzuca się przecież w oczy. Może widział wspaniałe ilustracje brazylijskiego malarza Henrique Alvima Corrêi, które my też możemy zobaczyć w najnowszym wydaniu powieści. 

Wydawnictwo Vesper, dzięki za egzemplarz do recenzji!


Tytuł: Wojna Światów
Tytuł oryginalny: The War of the Worlds
Autor: Herbert George Wells
Ilustracje: Henrique Alvim Corrêa
Tłumaczenie: Lesław Haliński
Wydawca: Vesper
Data wydania: maj 2018
Rok wydania oryginału: 1898
Liczba stron: 216
ISBN: 9788377312865

2 komentarze:

  1. To najnowsze wydanie jest rewelacyjne! Przyznaję, że kusi mnie ogromnie, by je nabyć. Taka pozycja w biblioteczce to zresztą rzecz niezbędna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę na to, że Vesper pójdzie za ciosem i wyda kolejne książki Wellsa.

      Usuń