środa, 6 września 2017

Trainspotting zero

Filozofia no future

Mamy rok 1984. We Francji Michel Platini zamienia się w żywą legendę, czego świadkami są młodzi, dwudziestoletni bohaterowie powieści, przesiadujący w edynburskich pubach i oglądający przy piwie mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Nie przypominają jeszcze ćpunów z Trainspotting, którzy nie chcieli wybierać niczego poza heroiną. Mark Renton studiuje w Aberdeen i tylko w weekendy przyjeżdża do domu w dzielnicy Leith, aby poimprezować, zapić i wciągnąć kwas. Jego starszy brat Billy, męczy się w domowej codzienności a młodszy Davie powoli umiera na postępującą mukowiscydozę. Kumple Rentona, znani z poprzednich powieści, jeszcze nie biorą heroiny. Zadowalają się lżejszymi narkotykami, piciem w knajpach, robieniem zadym na meczach, zaliczaniem panienek i drobnymi przekrętami. Irvine Welsh napisał Trainspotting Zero. aby pokazać drogę tych chłopaków do heroinowego piekła, aby pokazać Edynburg epoki thatcheryzmu, która to była okresem szczególnie sprzyjającym rozwojowi narkotykowej epidemii. Chciał pokazać, jak wyglądało ich życie zanim przedawkowali Szkocję.

Autor powiedział w jednym z wywiadów, że the 80’s were dark as fuck. Najgorsze co może spotkać młode pokolenie to brak poczucia celu życia, brak motywacji do rozwoju i działania oraz uwięzienie w bezczynności. Wśród wielu zawirowań politycznych tamtej epoki jeden czynnik nie ulega dyskusji: setki tysięcy młodych, pochodzących z klasy robotniczej mieszkańców Zjednoczonego Królestwa miało do dyspozycji o wiele mniej pieniędzy i znacznie więcej wolnego czasu. Żelazna Dama, która twierdziła, że nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo, była bezlitosna. Jej skrajnie wolnorynkowa polityka i siłowe tłumienie protestów niezadowolonych grup społecznych, sfrustrowało młodych ludzi. Nienawidzą oni rządu, nienawidzą dorosłych, którzy doprowadzili do tak trudnej sytuacji w kraju, nienawidzą Szkocji za poddaństwo i tyłek wypięty w stronę Anglii i w końcu nienawidzą sami siebie, za swą słabość i chodzenie na skróty, czyli romans z heroiną. Romans, który szybko przeradza się w toksyczny związek bez możliwości ucieczki. 


Młodzi mieszkańcy Leith bardzo szybko wpadli w sidła heroiny. Wszystkie dotychczasowe narkotyki, takie jak amfetamina, crack, speed, kwas są niczym w porównaniu z „helem”. Znajdź dobrą żyłę a zaraz wszystko co cię dręczy, każda wątpliwość i obawa się rozpłyną i poczujesz, jak odchodzą w siną dal. Wszystko będzie miękkie, obłe, kolorowe, bezpieczne i piękne. Musisz tylko zaakceptować tę nową filozofię życiową w której istnieje jedna, wielka, nieskończona teraźniejszość. Filozofię no future. Bo nie ma przyszłości dla szkockiego pokolenia X. 

Jeśli można mówić o istocie bycia Szkotem, to jest nią bycie najebanym — tłumaczy Renton, wolno wbijając sobie igłę. — Dla nas stan upojenia jest nie tylko świetną zabawą czy nawet podstawowym prawem człowieka. To sposób na życie, filozofia polityczna. Sam Rabbie Burns powiedział: whisky i wolność idą w parze. Cokolwiek stanie się w gospodarce, jakikolwiek pieprzony rząd dojdzie do władzy, możesz być pewny, że ciągle będziemy się upijać i wstrzykiwać w siebie gówno — ogłasza, nie mogąc się doczekać, gdy wciągnie ciemną krew z powrotem do cylindra i pozwoli zachłannym żyłom nasycić się mieszanką.

Irvine Welsh przedstawia panoramę społeczną Edynburga połowy lat osiemdziesiątych w sposób bardzo jednoznaczny. Jest zagorzałym krytykiem Margaret Thatcher i to w jej polityce widzi całe zło, które krążyło wtedy po ulicach Leith. Była to dzielnica mająca gotowe scenariusze życia dla każdego jej mieszkańca, który naiwnie zdecyduje się pozostać tam na stałe – każdego takiego delikwenta będzie można znaleźć w tym samym miejscu, w tym samym barze, tak samo smutnego, pijanego i zaćpanego zarówno w wieku dwudziestu, trzydziestu i czterdziestu lat. Wieku pięćdziesięciu może już zwyczajnie nie dożyć. Welsh pokazuje niesprawiedliwość społeczną, odbieranie zasiłków tym, którzy ich naprawdę potrzebują, zamiatanie pod dywan przewin policjantów, korupcję, odbieranie prawa głosu związkom zawodowym. W takiej sytuacji musi narodzić się postawa antyrządowa i całkowita rezygnacja z przyszłości. Autor mówi, że każde społeczeństwo lubi dymać własne państwo, ale u Szkotów wchodzi to na inny poziom: oni traktują to jak swoje przyrodzone prawo. Nie ma co się starać, nie ma co wybierać trudnej drogi – przecież na jej końcu i tak nie będzie nagrody. Lepiej iść na skróty, razem z herą w nabrzmiałych żyłach, w złudzenie wolności i fałsz niekończącej się teraźniejszości. I Welsh wcale się temu nie dziwi.


Ale Trainspotting zero to nie tylko powieść zaangażowana społecznie. To świetnie napisana, rewelacyjna opowieść o młodych ludziach, którzy dopiero co zrzucili punkowe ciuchy i wchodzą w dorosłość. Jest Franco Begbie, jeszcze nie zwyrodnialec, lecz tylko zagubiony w dorosłym życiu i nie mogący oderwać się od nastoletnich nawyków łobuz i rozrabiaka. Jest Danny „Spud”, niepewny siebie i niedoświadczony seksualnie nieśmiały chłopak, skrajnie podatny na wpływ otoczenia. Jest Tommy, stroniący za wszelką cenę od używek i próbujący mocować się z rzeczywistością wymazującą przyszłość. Jest Simon „Chory”, łamacz nastoletnich serc, o krok od przeistoczenia się w uczuciowego pasożyta i bezwzględnego manipulanta. I jest wreszcie główny bohater powieści, inteligentny i oczytany Mark Renton – chłopak, który jednocześnie cytuje Schopenhauera i Kierkegaarda oraz bierze udział w cotygodniowych zawodach w stawianiu najdłuższej kackupy. I to na nim autor skupia się przede wszystkim, pokazując jego drogę od dobrze zapowiadającego się studenta, który może liczyć zarówno na miłość, pracę i szczęście do bełkoczącego i wyzywającego cały świat ćpuna znanego z Trainspotting. Ale nie ma tu moralizowania, Welsh nie krytykuje swoich bohaterów, pokazuje tylko co doprowadziło do ich upadku.

Powieść świetna, złożona, dokładnie analizująca ten jeden mroczny kawałek świata, jakim był Edynburg – europejska stolica AIDS lat osiemdziesiątych, w tym jednym mrocznym kawałku historii, jakim były, według autora, czasy rządów Żelaznej Damy. Subiektywny przekaz człowieka, który żył w tym miejscu i czasie oraz przeżywał to samo co bohaterowie jego powieści.


Tytuł: Trainspotting zero
Tytuł oryginalny: Skagboys
Autor: Irvine Welsh
Tłumaczenie: Jacek Spólny
Wydawca: Replika
Data wydania: listopad 2016
Rok wydania oryginału: 2012
Liczba stron: 528
ISBN: 9788376745541

3 komentarze:

  1. Od dawna przymierzałem się, żeby przeczytać "Trainspotting", bo film był genialny, ale w bibliotece nie było. Było za to "Zero", ale miałem opory przed sięganiem po prequel. Ale po Twoim tekście chyba zmienię zdanie.

    Od Welsha czytałem jak dotąd tylko "Klej" - podobny klimat, ale tym razem losy kumpli ukazane są na przestrzeni kilku dekad.

    A z filmów kojarzy mi się niemiecki "W rytmie marzeń" (niech nie odstraszy pretensjonalny tytuł).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj,
      Ogólnie lepiej zacząć od "Trainspotting" bo potem gdy czytasz "Trainspotting zero" to znajdujesz fajne nawiązania do pierwszej powieści (co jest jak wiadomo niemożliwe w odwrotnym kierunku:). Ale można i zacząć od "Trainspotting zero" - zwłaszcza, że jest napisany standardowo - znaczy nie w jakimś udziwnionej polskiej wersji slangu z Leith.
      "Zero" czyta się naprawdę świetnie, postacie są naprawdę mocno narysowane. No i jest trochę więcej humoru niż w "Trainspotting", choć sam wydźwięk powieści ani trochę humorystyczny nie jest.

      Usuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń