wtorek, 13 maja 2025

Nawet nas tu nie ma

Z brzytwą Lema na podorędziu


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Komiks jako praca dyplomowa na Wydziale Grafiki ASP w Warszawie. Fajna sprawa! A jeszcze fajniejsza, jeśli komiks ten zostaje potem wydany i trafia do szerokiej dystrybucji. Kultura Gniewu proponuje właśnie coś takiego – debiut Filipa Jędrzejewskiego, czyli pozorną science fiction pod tytułem „Nawet nas tu nie ma”.

Pozorną? No tak. Komiks Jędrzejewskiego po okrojeniu go słynną „brzytwą Lema” mógłby stać na półce z opowieściami społeczno-obyczajowymi. Nie jest to w żadnym wypadku zarzut – po prostu fantastyczny element komiksu jest tu tylko pewnym zabiegiem narracyjnym, a nie najważniejszą jego składową. Mamy nieokreśloną bliżej przyszłość. Ludzie skolonizowali Marsa, co chyba nie okazało się jakimś wielkim wyzwaniem. O wiele trudniejsze jest utrzymanie raz założonych tam kolonii. W tym celu co jakiś czas dochodzi do specyficznego „poboru”: wybrani mieszkańcy Ziemi zostają obowiązkowo oddelegowani na czerwoną planetę w celu - dosłownie - odrobienia tam pańszczyzny. Jednym z nich jest dwudziestoletni Kid Old, któremu został jeszcze rok do zakończenia służby.


Marsjańska rutyna zabija powoli, ale nieubłaganie. Te same powtarzalne czynności każdego dnia odbierają de facto wolną wolę i zamieniają kolonistów w trybiki wielkiej maszynerii. Taki trybik nie musi zbyt wiele myśleć, ma tylko sprawnie działać. Ale wiemy przecież, że człowiekowi trzeba zapewnić coś więcej – jakiś sens istnienia, choćby pozorny (żeby daleko nie szukać – po to właśnie ludzkie bateryjki w „Matriksie” egzystowały w sztucznie wykreowanym świecie). Do tego służy tak zwana „datasfera” – idziesz do kontenera po robocie, wpinasz się do wirtualnego świata i możesz spotykać się z kim chcesz i gdzie chcesz. „Z kim chcesz”, bo możesz po prostu umówić się z innym kolonistą na wspólny „sen”, a „gdzie chcesz” - bo w śnie owym sam kreujesz otoczenie, scenografię, a nawet reguły fizyki. Randka na wieży Eiffla? Żaden problem!

„Nawet nas tu nie ma” opowiada o relacji Kida z nowo poznaną dziewczyną, kolonistką-ochotniczką uciekającą z Ziemi przed dorosłością, odpowiedzialnością i koniecznością podejmowania samodzielnych wyborów. Nie mają czasu w realu, więc widują się w datasferze, ale, jak mówi tytuł, nawet ich tam nie ma. Czyli co – kolejne science fiction o zderzeniu dwóch światów, rzeczywistego i wirtualnego? No właśnie nie. Brzytwa Lema, odcinając cały fantastyczny naddatek, ujawnia trochę inny, bardziej uniwersalny i zdecydowanie ważniejszy cel komiksu. Mars zatrzymuje kolonistów w rozwoju, pozwala zejść z drogi do dorosłości i uciec od konieczności samostanowienia. Każą mi wstawać o siódmej i żyć od rana do wieczora w ścisłym grafiku, to ja to robię i mam świadomość, że dzięki temu nie spieprzę sobie życia przez jakieś nieprzemyślane akcje. Kid Old cały czas powtarza, że nienawidzi tego miejsca, ale podświadomie czuje pewien spokój, wieczne zawieszenie, nieskończone dzieciństwo. Na Marsie nie ma żadnego „później”, jest tylko „tu i teraz”. Mars zamraża.


Datasfera w „Nawet nas tu nie ma” przypomina trochę obecną sytuację – zresztą sami bohaterowie komiksu zwracają na to uwagę. Lata dwudzieste dwudziestego pierwszego wieku to według nich okres, w którym „wszystko dopiero zaczynało być takie gówniane”. Pojadę teraz boomerskimi stereotypami pokolenia X – współczesne nastolatki siedzą 24/7 przy ekranach smartfonów, rozmawiają w sieci, odcinają się od rzeczywistości i coraz mniej wchodzą w interakcje w realu. A my mieliśmy słynne trzepaki przy odrapanych placach zabaw, gdzie pod koniec PRL-u kwitło nasze życie towarzyskie. Czy otaczający nas teraz świat, ten właśnie okres wspominany w komiksie, jest aż tak nieciekawy, że trzeba od niego uciekać do internetu? Przesadzam i upraszczam oczywiście, bo w nie samej rzeczywistości leży problem – jego sedno (o ile takowy problem w ogóle istnieje) tkwi w całym konglomeracie różnych czynników.

Komiks Filipa Jędrzejewskiego nawiązuje do lęku przed dorosłością, samodzielnością, interakcjami, istotnymi zmianami i wydarzeniami. Lęk antycypacyjny po całości. Fajne podejście, nieskomplikowane, prosto wykładające czytelnikowi o co chodzi i niezmuszające do żadnych głębszych poszukiwań. Autor nie boi się dużo pisać, co jest trochę już staromodne, bo komiks obecnie raczej rezygnuje z narracji językowej na rzecz graficznej – ale dobrze to wychodzi. Bohaterowie są bardzo infantylni – co nie powinno dziwić ani denerwować, bo tacy właśnie mają być. To ich oczyma i językiem, naszpikowanym niepotrzebnymi wulgaryzmami, powinniśmy obserwować i opisywać rzeczywistość. Całość przypomina mi trochę „Ghost World” Daniela Clowesa (wydany w Polsce sześć lat temu przez – notabene – Kulturę Gniewu): tam też mieliśmy do czynienia ze strachem przed nadciągającą dorosłością i samodzielnością. A no i chyba będzie drugi tom, bo na okładce mamy numerek jeden.


Tytuł: Nawet nas tu nie ma
Scenariusz: Filip Jędrzejewski
Rysunki: Filip Jędrzejewski
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Data wydania: styczeń 2025
Liczba stron: 72
Oprawa: miękka
Papier: offset
Format: 195 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788368331103

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz