sobota, 25 marca 2017

Problem trzech ciał

Ludzie jak insekty

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Cixin Liu w posłowiu do Problemu trzech ciał napisał, że „największe i najpiękniejsze dzieła w historii ludzkości nie zostały stworzone przez wędrownych bardów, dramaturgów czy powieściopisarzy, lecz przez naukę”. Nauka jest życiem Liu. Może przynieść zbawienie, może zapewnić ocalenie. Może odpowiedzieć na fundamentalne pytania. Nawet na takie: „Czy ludzkość zasługuje na istnienie”? Również Cixin Liu w pierwszej części swej trylogii jest na dobrej drodze, aby na nie odpowiedzieć. Na razie rozpoczyna tyradę. 

Pięćdziesiąt lat temu w Chinach reżim Mao robi w końcu „porządek” z reakcyjnymi, antysocjalistycznymi elementami. Ye Wenjie, młoda astrofizyczka, jest świadkiem zabójstwa swego ojca przez rozszalałe zastępy rewolucyjnej Czerwonej Gwardii i na domiar złego zostaje oskarżona o konspirację przeciwko władzy. Oferta dożywotniego przeniesienia do tajemniczego ośrodka Czerwony Brzeg, będącego chińską wersją imperialistycznego SETI, w zamian za wyczyszczenie kartoteki zdaje się cudownym zrządzeniem losu. Ye Wenjie, coraz bardziej zniechęcona do swojego gatunku, bierze udział w wydarzeniach, które w przyszłości zmienią oblicze świata.

Prawie czterdzieści lat później fizyk Wang Miao, specjalista od nanotechnologii, zostaje oderwany od swojego epokowego projektu i zwerbowany przez bliżej niezidentyfikowaną wojskową jednostkę. Jego zadaniem ma być infiltracja organizacji Granice Nauki, której członkowie jeden po drugim popełniają samobójstwo. Jedynym powodem mogącym wytłumaczyć te wydarzenia jest stwierdzenie jeżące włos na głowie każdemu, kto w pełni zrozumie jego znaczenie: „Fizyka i jej prawa nie istnieją”. Oznaczać to może, że są tylko złudzeniem, porządkiem panującym chwilowo w naszym zakątku nieskończonego, wiecznie zmiennego, chaotycznego bezkresu nazywanego wszechświatem.


Cixin Liu jako naukowiec twierdzi, że teza ta nie przeraża tylko w sytuacji, gdy się jej nie rozumie. Wang Miao, który z początku traktuje całą awanturę z wielkim dystansem, bardzo szybko zostaje wciągnięty w wydarzenia, które tego dystansu całkowicie go pozbawiają. W jego życiu pojawia się groza, zwątpienie w świadectwo własnych zmysłów i cichy, przerażający dźwięk zegara tykającego gdzieś z tyłu głowy. I coś jeszcze ¬ tajemnicza gra komputerowa o nazwie „Problem trzech ciał”, której świat pochłania Wanga coraz bardziej.

Fabularny motyw przewodni powieści Cixina Liu to nie nowość. Nie zdradzę, Jakie to zagadnienie, podpowiedzią niech będzie to, że brali je na tapet chociażby tacy giganci jak Stanisław Lem, Peter Watts i Ted Chiang. Zaznaczmy to od razu – żadnego z nich Cixin Liu nie przeskakuje. Jednak nie na fabularnej glebie wzrastają najlepsze owoce autora, w tym przypadku to zupełnie przeciętnie, choć całkiem przyzwoicie wykonana robota. Najlepsze w Problemie trzech ciał jest to, jak Liu zmienia układ sił we wzajemnej relacji człowiek-nauka i jak się to ma do zagadnienia moralności. Nauka i zgłębianie wiedzy nie są już po prostu naszym wynalazkiem i przywilejem, narzędziem, dzięki któremu rośniemy w siłę jako gatunek. Stają się one absolutną podstawą naszej egzystencji, to nasz chleb, woda i uzasadnienie sensu istnienia. Co gorsza, jest to jedyne uzasadnienie wedle pewnej grupy bohaterów powieści.

Ye Wenjie i spotkany przez nią zielony paladyn, ekolog Evans, przedstawiają się czytelnikowi jako mizantropi przez wielkie „M”. Z ich punktu widzenia chińska rewolucja kulturalna lat sześćdziesiątych to zło bezdyskusyjne, jednak nie w pełni uświadomione. To atak bezmyślnych insektów na ryżowe pole lub skażenie płodnej ziemi pestycydami – czynność mechaniczna, bezrefleksyjna. Ludzkość nie przestanie czynić zła, bo zwyczajnie nie wie, że je czyni. Ye Wenjie twierdzi wręcz, że uleczenie tej przypadłości i moralne przebudzenie jest niemożliwe, bo tylko w wesołych powiastkach żyje pewien baron, który potrafi wyciągnąć się z bagna za włosy. Interwencja musi nastąpić spoza gatunku ludzkiego. Co nią może być? Oświecenie naukowe? A może jeszcze coś innego?

Naukowcy w świecie powieści zdają się widzieć i wiedzieć więcej niż pozostali mieszkańcy naszej planety. Wszędzie tam, gdzie zwykli ludzie widzą puste, jasne niebo oni dostrzegają niezliczoną ilość szczegółów. Wszędzie tam, gdzie zwykli ludzie widzą chaos i piętrowo wznoszone kombinacje elementów obserwowanego świata, oni zauważają jasne i przejrzyste reguły. To dlatego Wang Miao, przerażony tezą o śmierci fizyki, odpływa coraz bardziej w świat tajemniczej gry komputerowej. Tam widzi rozwiązanie problemu, wręcz zbawienie ludzkości. Ale Cixin Liu, poprzez supremację naukowego spojrzenia na świat, zwraca uwagę na pewną nieścisłość. Być może powieściowi naukowcy wystają ponad ludzką mierzwę, ale nie mogą być stawiani w roli przewodników stada. Bo czy nie jest błędem tęskne wpatrywanie się w bezkresne niebo w wyczekiwaniu na sygnał od obcej cywilizacji przy jednoczesnym założeniu, że będzie ona przestrzegać tych samych zasad moralnych co my? Co jeśli naprawdę jesteśmy insektami? Może rozsądniejsze rozwiązanie to budowa stabilnych mostów pomiędzy różnymi ludzkimi kulturami i praca nad kompromisową wizją świata, nie zaś przerzucanie jakichś chybotliwych kładek do nieznanych gwiazd.


Obok warstwy naukowo-intelektualnej jest też ta druga, rozrywkowa. Cixin Liu ma swój przekaz, to widać. Jednak nie sili się na filozofowanie za wszelką cenę. Wplata za to do powieści science fiction elementy niesamowitości, jaką spotykamy czasem w opowieściach grozy. Motyw ze zdjęciami na których pojawia się coś, co nie powinno, nowy nie jest – ale tutaj wykorzystano go w nieco inny, zasługujący na uznanie sposób. Co mamy jeszcze? Leibniza pojedynkującego się z Newtonem, smutnego Einsteina grającego na skrzypcach, księżyc przesłaniający trzy czwarte nieba, komputer zbudowany z milionów ludzi rozstawionych na wielokilometrowej powierzchni, istoty potrafiące pozbyć się w kilka chwil całej wody z organizmu, by przetrwać, i wiele innych ciekawych obrazków.

Metafora „ludzie jak insekty” może być interpretowana w jeszcze inny sposób, gdy już dotrzemy do ostatniej strony książki. A kończy się ona całkiem mocnym cliffhangerem, powodującym, że drugą część na pewno przeczytam. Co prawda nogami z niecierpliwości nie przebieram, ale jestem bardzo ciekaw, co dalej z robactwem. I czy prawdą jest, że karaluchy potrafią przetrwać wszystko.

Tytuł: Problem trzech ciał
Tytuł oryginalny: The Three-Body Problem
Autor: Cixin Liu
Tłumaczenie: Andrzej Jankowski
Wydawca: Rebis
Data wydania: marzec 2017
Rok wydania oryginału: 2008
Liczba stron: 456
ISBN: 9788380620490

1 komentarz: