Samotność pasażera
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Venom. Największy wróg Petera Parkera (przede wszystkim) i Spider-Mana (troszeczkę). Oto Eddie Brock, fotoreporter „Daily Bugle”, który obarcza swoimi życiowymi niepowodzeniami naszego sympatycznego pajęczaka. Obecnie jest tak popularny, że dostał nawet swój własny film, w którym jego geneza nie jest w ogóle związana z człowiekiem-pająkiem. Więcej – w uniwersum filmowego Venoma nie ma Spider-Mana. A teraz na polskim rynku pojawia się nowa seria z Venomem – w niej również Parkera nie uświadczymy (a przynajmniej nie tego, który przychodzi nam na myśl).
Twórcą postaci Venoma jest słynny David Michelinie do spółki z Toddem McFarlane’em. Kiedy w trzechsetnym numerze „The Amazing Spider-Man” z maja 1988 roku Spider-Man stoczył jeden z najbardziej spektakularnych pojedynków w historii, fani wiedzieli już, że postać Venoma to nowa jakość. Nie jakiś zbrodniarz, który chce po prostu popełniać przestępstwa i walczyć ze Spiderem, ale tylko w ostateczności, gdy nie ma innego wyjścia. „Jad” od samego początku ma jeden cel – unicestwić Petera Parkera, zabić, rozszarpać, nasycić swe pragnienie zemsty. Venom stał się po pewnym czasie tak popularny, że w 2003 roku otrzymał własną serię. Album zbiorczy, którym zajmiemy się dziś, gromadzi pierwsze dwanaście odcinków serii czwartej, która wystartowała w maju 2018 roku, jako jedna z pierwszych po restarcie uniwersum Marvela znanym jako „Marvel Fresh”.
Twórcą postaci Venoma jest słynny David Michelinie do spółki z Toddem McFarlane’em. Kiedy w trzechsetnym numerze „The Amazing Spider-Man” z maja 1988 roku Spider-Man stoczył jeden z najbardziej spektakularnych pojedynków w historii, fani wiedzieli już, że postać Venoma to nowa jakość. Nie jakiś zbrodniarz, który chce po prostu popełniać przestępstwa i walczyć ze Spiderem, ale tylko w ostateczności, gdy nie ma innego wyjścia. „Jad” od samego początku ma jeden cel – unicestwić Petera Parkera, zabić, rozszarpać, nasycić swe pragnienie zemsty. Venom stał się po pewnym czasie tak popularny, że w 2003 roku otrzymał własną serię. Album zbiorczy, którym zajmiemy się dziś, gromadzi pierwsze dwanaście odcinków serii czwartej, która wystartowała w maju 2018 roku, jako jedna z pierwszych po restarcie uniwersum Marvela znanym jako „Marvel Fresh”.
Czym jest „Marvel Fresh”? To najnowsza inicjatywa wydawnicza Domu Pomysłów, czyli kolejna wersja Marvelowskiego uniwersum powstała po kolejnym (a jakże) restarcie continuum. Wszystko zaczęło się w maju 2018 roku ósmą serią „Avengers” i trwa do dziś. Ponad trzyletnia ciągłość fabularna w Marvelu jest w dwudziestym pierwszym wieku ewenementem, więc być może teraz, po niekończących się restartach („Marvel NOW!”, „All-New, All-Different Marvel”, „Marvel Legacy” i „Marvel NOW! 2.0”), szefostwo największego komiksowego wydawnictwa w USA uznało, że w końcu wie, czego chce. Może wreszcie zostało ustanowione jakieś status quo w uniwersum, może nie nadejdzie kolejny restart. „Venom” ze scenariuszem Donny’ego Catesa był jedną z pierwszych serii „Marvel Fresh” – wychodzi do dziś.
Eddie Brock nie ma się najlepiej. Połączony z nim czarny, obcy symbiont, którego nasz bohater nazywa „drugim”, zaczyna stwarzać problemy. Agresja, szaleństwo, przemoc to jedno – najgorsze jest to, że symbiont przejmuje często kontrolę nad ciałem Eddiego, który w wyniku tego traci całe duże fragmenty pamięci. Staje się wtedy mimowolnym „pasażerem”, który budzi się w nieznanych sobie miejscach z krwią na rękach. Jedynym sposobem na utrzymanie „drugiego” w ryzach są hurtowe ilości leków przeciwpsychotycznych. Pierwsze odcinki nowego „Venoma” to próba znalezienia odpowiedzi na pytania o to, co się tak naprawdę dzieje – Eddie i jego drugie ja zostają schwytani przez tajemniczego Rexa Stricklanda, dawnego członka specjalnej brygady żołnierzy, na których testowano symbiozę z pobratymcami „drugiego”. Eddie Brock postanawia przyjąć ofertę Rexa i rozprawić się z organizacją „Odrodzenie 2.0” ale prawda o całej awanturze okazuje się o wiele bardziej przerażająca, niż na początku się wydaje. Venoma czeka wielka próba – pozna w końcu prawdziwą historię symbionta, stawi czoła starożytnemu bóstwu z kosmicznych otchłani, wpadnie znowu w łapy krwiożerczej, tajnej organizacji i będzie musiał walczyć o swoje życie. Największym jednak sprawdzianem okaże się powrót do przeszłości człowieczej części Venoma – Eddie Brock staje się u Catesa bohaterem o wiele bardziej tragicznym i złożonym niż ten, którego pamiętamy z czasów „The Amazing Spider-Man” Davida Micheliniego.
„Venom” Donny’ego Catesa przypomina mi trochę film o tym samym tytule, w którym Eddiego Brocka zagrał Tom Hardy. Mamy „wewnętrzne” dialogi, jakie prowadzi symbiont z nosicielem, nie ma nawet wzmianki o Peterze Parkerze, istnieje tajna organizacja rządowa pracująca nad symbiozą człowieka i obcego, a sam Venom nie jest tu po prostu „wrogiem Pająka” lecz zupełnie niezależnym bohaterem. W sumie jest Pająk, ale mamy to do czynienia z… Milesem Moralesem, którego znacie z filmu „Spider-Man Uniwersum”. Skomplikowana sytuacja – to Morales nienawidzi Venoma, a nie odwrotnie – a wszystkiemu winne zamieszanie z tymi wszystkimi alternatywnymi rzeczywistościami.
Donny Cates uwielbia postać Venoma. To właśnie on jest zawsze na pierwszym planie, to wokół Venoma obraca się każdy szczegół fabuły. Jest to „człowiek tysiąca drugich szans”, upada, powstaje, upada, powstaje – i tak w nieskończoność. Upadki Venoma u Catesa są jeszcze bardziej spektakularne niż w poprzednich seriach – zresztą, cała narracja komiksu jest po prostu epicka. Donny Cates robi to samo, co w swoim wcześniejszym o rok „God Country” – oto wielka, kosmiczna epopeja w stylu Jacka Kirby’ego. Celestiale, obce wymiary, istoty niemal równe bogom, miecze utkane z symbiontów, starożytne zagrożenie spoza czasu i kosmiczny horror, taki niemal lovecraftowski. A druga część komiksu przynosi nam kolejne otchłanie – tym razem te ukryte wewnątrz umysłu Eddiego Brocka i w jego przeszłości. Obydwu naszych bohaterów przeraża samotność – Brock i symbiont nie mogą już istnieć niezależnie od siebie. Cierpią na obopólny syndrom sztokholmski, a samotności boją się najbardziej, gdy przychodzi ich kolej na zajęcie miejsca pasażera. A wszystko w niesamowicie skonstruowanej scenerii, pełnej technokracji, cybernetyki wymieszanej z magią, tajnymi kultami i organizacjami.
Rysuje trzech twórców, z których zdecydowanie najlepszy jest Ryan Stegman. Grafik nie ukrywa wpływu, jaki wywarł na nim Todd McFarlane (przede wszystkim), ale i również Greg Capullo. Jego Venom to wielka masa mięśni, zębów, gigantyczny jęzor i imponująca pajęczyna. Pierwszy tom „Venoma” to naprawdę dobra rzecz – Marvel dał twórcom klucze do pokoju pełnego zabawek i pozwolił szaleć do woli. Co z tego wyniknie? Kolejny zbiorczy tom wydaje się być tylko kwestią czasu – zobaczymy.
Tytuł: Venom. Tom 1
Scenariusz: Donny Cates
Rysunki: Ryan Stegman, Iban Coello, Joshua Cassara
Tłumaczenie: Zofia Sawicka
Tytuł oryginału: Venom by Donny Cates vol.1, vol. 2
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel
Data wydania: czerwiec 2021
Rok wydania oryginału: marzec 2018 – marzec 2019
Liczba stron: 280
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788328160477
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz