W połowie XVIII wieku, obok nadal obowiązujących, oświeceniowych trendów w kulturze, zaczęły pojawiać się nurty, które z sentymentem spoglądały na średniowiecze. Była to zapowiedź nadchodzącego romantyzmu, którego forpocztą okazał się Horace Walpole, angielski arystokrata, próbujący swych sił w literaturze. Zbudował wielką posiadłość w Strawberry Hill i zrobił to w taki sposób, aby architektonicznie nawiązywała do stylu gotyckiego, co stało się potem wyznacznikiem nowej tendencji w Europie. W 1764 roku kończy pisanie swej krótkiej powieści, zatytułowanej The Castle of Otranto, a Gothic Story. Od tej pory datuje się początek gotycyzmu w literaturze - prądu, który przygotował grunt pod romantyzm i gatunek horroru.
Przymiotnik „gotycki” nie kojarzył się już z barbarzyńskimi Gotami i mrokiem średniowiecza. Nadawał raczej tajemniczy, nostalgiczny, na poły fantastyczny rys rzeczownikowi, którego poprzedzał. Ogólnie przyjęło się zamykać okres gotyku wraz z początkiem XIX wieku, ale to tylko bardzo umowna cezura. Przecież Zagłada Domu Usherów Poe’go z 1839 roku to ekstrakt z tego gatunku, wręcz podręcznikowe użycie podstawowych ingrediencji – zamek spowity mgłą, otoczony błyskającymi światełkami gdzieś na moczarach, tajemnicze dźwięki i niewytłumaczalna groza, śmiertelna choroba, ożywające trupy, bicie zegarów na tle wyładowań atmosferycznych, człowiek opanowany przez dojmującą melancholię, przeszywający strach i postępujące szaleństwo. Poe w tym przypadku wyekstrahował wzorowo część gotyckiej receptury – grozę. A gotyk to nie tylko groza – to też romans, pojedynki, katakumby i podziemia, znowu romans, niewinność zagrożona ze strony lubieżnego łotra, pościgi i ucieczki a czasem nawet żartobliwe elementy. No i znowu romans.
Co prawda najbardziej znaną twórczynią literatury gotyckiej jest Ann Radcliffe, ale to Walpole jest prekursorem i twórcą koncepcji. Wszystkie gotyckie założenia spełnione są właśnie we wspomnianej wyżej powieści – Zamczysku w Otranto. Na Otranto panuje Manfred, stary choleryk, nerwus, lubieżnik i gwałtownik. Ma mało przystojnego i niezbyt męskiego syna, którego chce koniecznie wydać za Izabelę, piękną córkę bogatego szlachcica. W dzień ślubu grupa wieśniaków wnosi na dziedziniec trupa młodego dziedzica, przygniecionego metalowym szyszakiem kilkumetrowej (!) wielkości. Manfred nie opłakuje potomka, lecz twierdząc, że chyba w sumie dobrze się stało, sam rusza w konkury do Izabeli. Ona wymyka się resztką sił z jego objęć i ukrywa gdzieś w podziemnych komnatach a Manfred stawia czoło nie tylko problemowi nieudanych zalotów, ale i zarzutom o bezprawne zajmowanie warowni. Do zamku przybywa bowiem świta rycerzy, którzy nazywają Manfreda uzurpatorem.
Wszystko to, co napisałem brzmi może dzisiaj dla niektórych mało poważnie. Być może wywołuje uśmiech na twarzy. No cóż, ocena takich książek przez czytelnika oddalonego o ćwierć tysiąclecia nie powinna być oparta na tych samych filarach co ocena powieści jemu współczesnej. Inny był świat, inna estetyka, inni ludzie i inne potrzeby. Ja nie oceniam. I choć zamczysko w Otranto przypomina mi raczej posiadłość Addamsów lub Hrabiego Kaczuli niż labirynt Navidsonów, to bardzo się cieszę, że znalazłem i przeczytałem tą stareńką książkę. Warto poznać. Choćby dlatego, że można uzmysłowić sobie na konkretnym przykładzie, czym były początki literatury gotyckiej i co w ogóle znaczy to hasło. Przeczytałem też swego czasu Mnicha autorstwa Matthew Gregory’ego Lewisa, książkę młodszą o trzydzieści lat. Też gotyk. Oczywiście bardzo mocno polecam.
Tytuł: Zamczysko w Otranto
Tytuł oryginalny: The Castle of Otranto, a Gothic Story
Autor: Horace Walpole
Tłumaczenie: Maria Przymanowska
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 1974
Rok wydania oryginału: 1764
Liczba stron: 104
Od dawna poluję na tę książkę. Jednak nie będę szperał po antykwariatach bo intuicja mi podpowiada, że tylko kwestią czasu jest wznowienie w ekskluzywnej serii Vesperu , gdzie wspaniale wydawana jest literatura gotycka. Samej powieści jeszcze oczywiście nie czytałem, nie spodziewam się geniuszu na miarę "Frankensteina" czy "Draculi".
OdpowiedzUsuńGrot
Dawno temu czytałem "Hamleta", "Makbeta" i "Sen nocy letniej". Mało pamiętam, ale gdy czytałem Otranto - Szekspir był jednym z moich skojarzeń. Nie jest to chyba tak pięknie napisane (tak jak mówię, Szekspira czytałem dawno więc nie mogę być pewny) ale nasuwają się skojarzenia. Może cały gotycyzm w literaturze po prostu czerpie z Szekspira?
OdpowiedzUsuńCoś tam pewnie czerpie, choć to inne światy. Ja tam uwielbiam Szekspira. A jak już przekład Barańczaka dorwałem to już mistrzostwo świata, nie pomyślałbym że można go w tak jasny, dosadny sposób tłumaczyć bez tych zbędnych bibliograficznych ustępów. Tak się zastanawiam, czy po Biblii to nie jest druga najmądrzejsza księga jaką posiadam? Uwielbiam powracać;
OdpowiedzUsuńhttp://lubimyczytac.pl/ksiazka/191586/tragedie-i-kroniki
Grot