czwartek, 30 września 2021

Era kwantowa

Lemire, zwolnij pan trochę!


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Komiksowy projekt Jeffa Lemire’a o nazwie „Czarny Młot” odniósł większy sukces niż autor się spodziewał. Bardzo szybko zaczęły powstawać spin-offy – „Sherlock Frankenstein i Legion Zła” oraz „Doktor Star i królestwo straconej przyszłości”. Dziś pora na trzeci – nastała „Era kwantowa”.

Akcja komiksu toczy się na dwóch planach czasowych. Pierwszy z nich to mniej więcej początek dwudziestego drugiego stulecia, kiedy to Spiral City chronione jest przez nowych, młodocianych superbohaterów, nazywających się „Ligą Kwantową”. Lider grupy, mózgowiec Archive, zgłębia w wolnych chwilach historię – zastanawia się, gdzie podziali się herosi dwudziestego wieku, zaginieni po walce z Antybogiem. Drugi plan czasowy zabiera nas dwadzieścia pięć lat w przyszłość – Spiral City rządzone jest przez totalitarny reżim, bezlitośnie tępiący wszelkie pozaziemskie przejawy inteligentnego życia. Młody zmiennokształtny Marsjanin, ma już dość ukrywania się i wplątuje się w niezłą aferę. Spotyka niedobitki nie istniejącej już Ligi Kwantowej – razem postanawiają „w końcu coś z tym zrobić” i obalić tyranię. Ale to nie wszystko. Cała historia ma jeszcze drugie dno – spotkamy również niektórych członków starej grupy Czarnego Młota. Jeśli chodzi o ich dalsze losy, to nie dowiemy się niczego ponad to, co widzieliśmy w pierwszym tomie „Ery zagłady”, ale otrzymamy kolejne poszerzenie całościowego obrazu.


Lemire nieźle się rozpędził. Nie tylko uzupełnia naszą wiedzę o podstawowej serii „Czarnego Młota”, on wręcz buduje nowy świat. Ale chyba trochę za szybko i za dużo na jeden raz. Szaleńcze tempo nie pozwala na porządną budowę postaci – pojawiają się nagle, wycięte z papieru i wklejane trochę bez ładu i składu. Tylko te dobrze nam znane (mieszkańcy pewnej Farmy), Archive plus „Młoteczek” (sami się domyślcie, kto zacz) zapadają w pamięć. Sam świat przedstawiony jest niestety do bólu generyczny, a nadzieję na poprawę tego stanu daje dopiero końcówka – tu trzeba przyznać, że oryginalna. 

Teoretycznie można czytać „Erę kwantową” bez znajomości poprzednich komiksów uniwersum, ale będzie wtedy raczej nie wyróżniającym się komiksowym tworem. Działa ona o wiele lepiej w odniesieniach do regularnej serii, choć i tak, w świetle, tego co widzieliśmy w poprzednim komiksie – pewne rozwiązania są tu odrobinę niezrozumiałe. Ale nie wiemy jeszcze wszystkiego, dajmy autorom szansę.


Rysuje Wilfredo Torres, którego styl przypomina to, co robi Ryan Ottley w serii „Invincible”. Jest zupełnie inny niż ten, znany z poprzednich komiksów cyklu (niepokojąco groteskowy Dean Ormston) – dość przyjazny i kolorowy. Tak właściwie, to cała „Era kwantowa” zdaje się być „Invincible’em” z akcją skompresowaną aż zbyt mocno – a nie zapominajmy, że w komiksie Roberta Kirkmana pędzi ona na łeb, na szyję. To jest dokładnie ten sam sposób na opowieść obrazkową – bohaterowie, narracja, tematyka, grafika. Tylko, że Kirkman zrobił to lepiej. Ale, żeby już tak nie narzekać – zabawa superbohaterszczyzną, intertekstualność i świadomość gatunku jest na cały czas wysokim poziomie. Znowu możemy bawić się w wyszukiwanie easter eggów – a jest ich trochę.

Przed nami kolejny spin-off. Tym razem cofniemy się w przeszłość, do roku 1945. „Czarnomłotowcy” będą prać nazistów. Mam nadzieję, że Jeff Lemire zdejmie trochę nogę z gazu.



Tytuł: Era kwantowa
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Wilfredo Torres
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Quantum Age
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania w Polsce: grudzień 2019
Data wydania oryginału: lipiec 2018 – styczeń 2019
Liczba stron: 176
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 210x280
Wydanie: I
ISBN: 9788328142770

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz