wtorek, 17 sierpnia 2021

Czarny Młot. Tom 1. Tajna geneza

Początek uniwersum


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Idea „Czarnego Młota” zrodziła się na samym początku kariery Jeffa Lemire’a, kiedy to „nawet nie przypuszczał, że będzie mógł pisać dla mainstreamu DC lub Marvela”. Chciał mieć swoją własną wersję superbohaterów – takich, jakich lubi i o których sam chciałby czytać.

Pierwszy tom „Czarnego Młota”, zatytułowany „Tajna geneza”, jest komiksem do jakich Jeff Lemire zdążył nas przyzwyczaić. Mała farma leżąca obok swojsko wyglądającego miasteczka, mieszkająca tam „rodzina” borykająca się z własnymi problemami i spokojna, leniwa narracja. Ale nie do końca. Bo to nie jest zwyczajne miasteczko i to nie jest zwyczajna rodzina.

Dziwną farmę niedaleko Rockwood zamieszkuje bowiem szóstka superherosów, która trafiła tam w bardzo tajemniczych i niewyjaśnionych okolicznościach. Nasi bohaterowie, po wielkiej walce o miasto Spiral City, pokonali przerażającego Antyboga (taki trochę Darkseid, trochę Galactus) i rozbłysku światła zostali przeniesieni do innego świata. Rockwood stało się ich więzieniem – każda próba wydostania się z miasteczka kończy się niepowodzeniem. Nie wiadomo czym jest świat, do którego trafili, nie wiadomo, gdzie jest a nawet „kiedy” jest. Minęło dziesięć lat – nasi bohaterowie wrośli już w lokalną społeczność i układają sobie życie, ale nadal nie mogą pogodzić się z własnym losem. Zwłaszcza ci najdziwniejsi – tacy, którzy nie mogą bez problemu wtopić się w otoczenie.


Czym jest komiks Lemire’a? Przede wszystkim jest to wyborna zabawa popkulturowymi gadżetami, podczas której poznajemy stopniowo każdego bohatera z osobna. Gail Gibbons, alias Golden Gail, żeńska wersja Shazama z DC, pięćdziesięciopięcioletnia kobieta uwięziona w ciele dziesięciolatki. Abraham Slam, wzorowany na Kapitanie Ameryce i Atomie, osiłek ze Złotej Ery Komiksu, teraz już w mocno podeszłym wieku. Pułkownik Randall Weird i jego robot-asystent Talkie-Walkie, kosmiczni awanturnicy wyjęci z kina science fiction lat pięćdziesiątych i komiksów o Adamie Strange’u. Mark Markz, zmiennokształtny zwiadowca z czerwonej planety, w stylu J’onna J’onnza Marsjańskiego Łowcy Ludzi. I wreszcie wiedźma, Madame Dragonfly, kochanka „Potwora z błota”, której różne wersje moglibyśmy odnaleźć w starych „groszowych magazynach”, pulpowych komiksach grozy sprzed kilkudziesięciu lat i serialach w stylu „Opowieści z krypty” czy „Strefa mroku”. A nad nimi wszystkimi krąży cień tytułowego Czarnego Młota, lidera grupy, poległego w bitwie o Spiral City.


Pierwszy tom „Czarnego młota” to również dyskurs z komiksem superbohaterskim. Herosi są tu bezsilni, zagubieni, odarci ze swej pewności siebie i bardzo ludzcy. Są jednocześnie groteskowi, tak jak cały komiks zresztą – inspirowane twórczością Mike’a Mignoli, charakterystyczne, lekko psychodeliczne rysunki Deana Ormstona czynią ich w pewnym stopniu karykaturami stereotypowych postaci Marvela i DC. Autorzy stworzyli coś w rodzaju superbohaterskiej „Ligi niezwykłych dżentelmenów” w krzywym zwierciadle, ale w o wiele mniej skomplikowanej, bardziej przystępnej formie. No właśnie – „Czarny młot” jest komiksem niebywale prostym narracyjnie i fabularnie. Zdecydowanie jest to jedną z jego największych zalet.

A to dopiero tom pierwszy. Najlepsza zabawa przed nami.


Tytuł: Czarny młot. Tom 1. Tajna geneza
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Dean Ormston
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Black Hammer Volume 1. Secret Origin 
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania w Polsce: wrzesień 2017
Data wydania oryginału: lipiec-grudzień 2016
Liczba stron: 180
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 210x280
Wydanie: I
ISBN: 9788328119710

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz