niedziela, 27 września 2020

Nasi przyjaciele z Frolixa 8

Dick w starym stylu

Artykuł został opublikowany pierwotnie na portalu Esensja w cyklu „Na rubieżach rzeczywistości”.

„Nasi przyjaciele z Frolixa 8” to kolejna powieść Philipa K. Dicka z akcją osadzoną w dystopijnym Państwie gnębiącym swoich obywateli. Motyw ten nie jest tu jednak punktem wyjścia do rozważań o istocie Boga i człowieczeństwa jak w „Druciarzu galaktyki” (choć oczywiście zagadnienia te w powieści znajdziemy), lecz stanowi tło dla bardziej „standardowej” odmiany science fiction. Omawiana dzisiaj książka jest mniej intelektualna, filozoficzna, mistyczna i może trochę słabsza niż ostatnie – to rzecz bardziej „przyziemna”, nastawiona na akcję i… odrobinę komedii.

„Our Friends From Frolix 8” to Dick w starym stylu, powieść powstała przede wszystkim dla pieniędzy, a nie idei. Dick napisał ją specjalnie dla Ace Books – wydawnictwa kluczowego w początkowym etapie jego kariery, a z którym było mu potem lekko nie po drodze. Książkę wydano w połowie 1970 roku - pojawiła się dokładnie w tym samym czasie co „Labirynt śmierci” w edycji Doubleday. Razem otworzyły w karierze autora nieco uboższe ilościowo (ale nie jakościowo) lata siedemdziesiąte. Po dwudziestu trzech latach trafiła do Polski – w 1993 roku ukazała się nakładem wydawnictwa Alfa w serii „Biblioteka fantastyki”. W zeszłym roku, w zupełnie nowym tłumaczeniu, wyszła po raz drugi – dołączyła do „Dzieł zebranych Philipa K. Dicka” Rebisu.


Akcja powieści toczy się w pierwszej połowie dwudziestego drugiego wieku (mniej więcej, bo Dick jest tu bardzo niekonsekwentny i niedokładny). Całą planetą władają nadludzko inteligentni ludzie zwani „Nowymi” oraz wszelkiej maści psionicy, telekinetycy, telepaci i jasnowidze, czyli „Niezwykli”. Ta wąska uprzywilejowana grupa dzierży absolutną władzę – wszyscy inni, czyli tak zwani Starzy (zwykli ludzie bez jakichkolwiek specjalnych zdolności), to robotnicza kasta bez perspektyw i nadziei na lepsze życie. Dwugłowa władza przetrzymuje w więzieniu Erika Cordona – znanego aktywistę, lidera nieformalnego ruchu oporu zwanego Podludźmi, który sieje ferment w społeczeństwie. Podludzie czekają na powrót niejakiego Thorsa Provoniego, który przed laty odleciał z Ziemi w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia dla Starych – teraz zlokalizowano jego statek w okolicy Proximy Centauri. Provoni wraca na Ziemię – a z nim leci nieznany, bezkształtny, przepotężny byt nazywany „przyjacielem z Frolixa 8”. Provoni ma nadzieję, że Morgo Rahn Wile (bo tak każe nazywać się kosmita) pomoże mu obalić totalitarną władzę i przywrócić równość na Ziemi.


Głównym bohaterem jest Nick Appleton, „Stary”, wykonujący absurdalną pracę pogłębiania bieżników zużytych opon tak, aby wyglądały na nowe. Kiedy po raz kolejny jego syn oblał test, który mógł mu umożliwić pracę w strukturach rządowych (testy są fałszowane, przecież nikt o zdrowych zmysłach nie dopuściłby Starych do tortu), postanawia dołączyć do tajnego ruchu Podludzi. Poznaje tam lekko niezrównoważoną nastolatkę o imieniu Charley, dla której zostawia rodzinę i wplątuje się w ciąg nieco absurdalnych zdarzeń. Z drugiej strony śledzimy poczynania Willisa Grama – jednego z „Niezwykłych”, najwyższego urzędnika w Państwie, przewodniczącego Nadzwyczajnego Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego. Nie dość, że rozwodzi się właśnie z żoną i walczy o majątek, próbuje zwalczać propagandę Podludzi oraz znosi niesubordynacje komendanta policji i kilku innych swoich podwładnych („Nowych” oczywiście – dwie rządzące „kasty” nie pałają do siebie ani zaufaniem, ani sympatią), to na dodatek musi uporać się z zagrożeniem nadciągającym z kosmosu. Co tu zrobić, aby ciemny, gnębiony lud nie wziął Provoniego za swego wybawcę i mesjasza? Czas ucieka – statek „największego zdrajcy ludzkiego gatunku”, obleczony w ciało zmiennokształtnego kosmity jest coraz bliżej Ziemi.

„Nasi przyjaciele z Frolixa 8” przypominają trochę starsze powieści Dicka z początku lat sześćdziesiątych, w których idea przewodnia była dość rozmyta lub nie było jej wcale. Powieści te budowane były na zasadzie kolażu pomysłów, na które akurat w tym momencie wpadł autor – był to swego rodzaju chaos kontrolowany. Dick na szczęście rzadko kiedy tracił kontrolę nad powieścią (najbardziej jaskrawy przykład takiego nieudanego popuszczenia cugli to „Paszcza wieloryba”) – najczęściej spinało się to w mniej lub bardziej wyraźną całość. Podobnie jest teraz – to idee i myśli dręczące autora w roku 1969 posłużyły jako tworzywo powieści, ale trudno doszukiwać się tu Dicka „wielkiego filozofa i poszukiwacza prawdy o rzeczywistości”. Co zatem znajdziemy?


Kolejną dickową dystopię, ufundowaną jednak na dość oryginalnych założeniach. „Nowi” to całkowicie nowy gatunek człowieka, który rzekomo powstał w naturalny sposób w wyniku ewolucji. Ich kora mózgowa naznaczona jest tak zwanymi „węzłami Rogersa”, co czyni ich czymś w rodzaju „dwuizbowców” z „Echopraksji” Petera Wattsa. Gigantyczne mózgi schowane w olbrzymich czaszkach pozwalają im na zgłębianie nauk teoretycznych na poziomie nie znanym do tej pory. Nastąpiło coś w rodzaju „neuronowej osobliwości”, powstały zupełnie nowe teorie wywracające do góry nogami całą dotychczasową naukę. Stworzono „teorię aprzyczynowości”, obalono „zasadę synchroniczności”, co – poprzez teoretyczne zerwanie łańcuchów przyczynowo-skutkowych – pozwoliło to z kolei na całkowite uprawomocnienie działań Niezwykłych. W końcu nic nie wynika bezpośrednio z niczego, są tylko korelacje – można przewidzieć i wytłumaczyć wszystko. Dick pozwala sobie zatem na jedną wielką kpinę z naukowych, wsobnych, „akademickich bełkotów” – podobnie jak robi to Don DeLillo w „Gwieździe Ratnera”.

Dwie kasty „nadludzi” trzymają władzę poprzez uzmysłowienie „podludziom”, że są od nich po prostu lepsi ze względu na wyższość intelektualną. Pytania, na które podczas testu odpowiadał syn Appletona, dotyczyły fizyki teoretycznej na poziomie profesorskim – nic dziwnego, że nie zdał. „Starzy” mogą wykonywać tylko proste, „mechaniczne” zawody – całe ich miliony zsyłane są do obozów pracy za najmniejsze przewinienia. Zwolennicy Erica Cordona utrzymują, że istnieje szeroko zakrojony spisek ciemiężycieli i tylko siła z zewnątrz, w postaci objawienia się wyczekiwanego mesjasza, może wyzwolić ich z kajdan. Tymczasem Dick zwraca uwagę na inną rzecz, o wiele bardziej przyziemną. Otóż jedną z wrodzonych cech każdego człowieka, niezależnie od jego predyspozycji intelektualnych, jest skłonność przedkładania doraźnych, prozaicznych potrzeb i pragnień nad długofalowe planowanie przyszłości. Willis Gram wpada na pewien niecodzienny pomysł, który w jego rozumieniu ma odrzeć nadlatującego Thorsa Provoniego z jego mesjańskich cech. Uwalnia miliony ludzi z obozów pracy – po prostu. „Starzy” będą tak zadowoleni z tego faktu, że nikt nawet nie przyjdzie na miejsce zapowiedzianego lądowania Provoniego i jego „przyjaciela”! Ludzie po prostu nie chcą myśleć o ideach, gdy mają przed nosem pełen talerz. Nawet rządzący to robią – Willis Gram, w obliczu kosmicznej wojny zastanawia się przede wszystkim czy Charley jest dobra w łóżku. Zresztą Nowi i Niezwykli, ta mikroskopijna garstka rządząca miliardami Starych, przedstawieni są jako spasione świnie, niepotrafiące samodzielnie założyć kapci i leżące cały dzień na poduszkach. Willis Gram, Niezwykły, najważniejsza osoba na Ziemi, to taki kalif Harun Arachid z komiksu „Iznogud” – kompletny idiota otoczony nadludzko inteligentnymi Nowymi, którzy nijak nie potrafią wykorzystać swych przymiotów w walce z nadciągającym na Ziemię kosmitą.


Naukowcy, oderwani od rzeczywistości i pławiący się w swoich ukochanych oceanach liczb i paradygmatów, stworzyli nawet coś na kształt teorii tłumaczącej ideę materialnego boga – czyli motyw wszechobecny w ostatnich powieściach Dicka. Tutaj boga wręcz odnaleziono – jedna z wypraw kosmicznych wykryła w przestrzeni, wielki, rozciągnięty na tysiące kilometrów, rozkładający się szkielet. Bóg umarł – tym razem nie po nietzscheańsku, lecz dosłownie. I to taki pisany małą literą – w końcu „przyjaciele z Frolixa 8” to też „bogowie”. Tacy sami jak kosmita, który opętał Palmera Eldritcha, jak Glimmung z planety Oracza, jak Jory z Moratorium Ukochanych Współbraci, a przede wszystkim jak „kosmiczne gluty” ze „Świata Jonesa”. Morgo Rahn Wile jest jednak niezwykle inteligentny i przerażający – niczym obcy byt z „Cosia” Johna Carpentera potrafi perfekcyjnie udawać każdy napotkany przedmiot i każdego człowieka. Może się też „wycofać z imitacji” pozostawiając każdy inteligentny umysł wyczyszczony z wszelkiej wiedzy i sprowadzony do poziomu rozwojowego noworodka. I teraz przychodzi czas na zadanie sobie najciekawszego chyba pytania – skoro tak jest, to czy można w przybyszu z Frolixa 8 upatrywać wybawiciela? I skoro Thors Provoni od samego początku kojarzył się z Jezusem Chrystusem, to czy charakter jego mesjanizmu nie okazuje się dość przewrotny i – co tu dużo mówić – kontrowersyjny?

Takie myśli i idee Philip K. Dick wplatał w fabułę tej, pisanej dla chleba, powieści. Nie byłby sobą, gdyby nie nawiązał również do własnego życia – tym razem dość zabawnie i z komediowym zacięciem. Tutaj aż dwóch bohaterów ma problemy z upierdliwymi żonami i jest wodzonych na pokuszenie przez młodą, głupiutką, lecz niebezpieczną, kobietę fatalną. Są prochy w „narkobarach”, które zamawia się niczym śniadanie – Nick bierze pięćdziesiąt miligramów chlorowodorku fenmetrazyny, a na drugą nóżkę trzydzieści stalladryny i acetylosalicylan sodu do popicia. Co dziwne, w świecie powieści panuje jednocześnie absolutna prohibicja – partner Charley to alkoholik i damski bokser, który, „jak wszyscy uzależnieni od alkoholu”, jest zwyrodnialcem nadającym się do obozu. Trudno się nie uśmiechnąć, gdy czytamy o pierwszym spotkaniu Nicka i Charley, która chce za wszelką cenę wprosić się do jego mieszkania; gdy dziewięćdziesiąt ton galaretowatej masy protoplazmatycznego śluzu mówi „spoko” lub gdy Willis Gram planuje ze swoimi sługusami zamach na własną żonę, określany jako „Operacja Barabasz”.

„Nasi przyjaciele z Frolixa 8” to dziwna książka. To Dick z przeszłości, w której akcja i natłok pomysłów dominował nad ledwie zaznaczonym idee fixe. Powieść przeciętna, zbudowana z tego, co autorowi akurat w duszy grało – a grało przecież coraz głośniej i ciekawiej. No dobra - to może by tak za miesiąc zbudować perfekcyjną podróbkę Abrahama Lincolna?


Tytuł: Nasi przyjaciele z Frolixa 8
Tytuł oryginalny: Our Friends from Frolix 8
Autor: Philip K. Dick
Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
Wydawca: Rebis
Data wydania: wrzesień 2019
Rok wydania oryginału: 1970
Liczba stron: 311
ISBN: 9788380626065

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz