wtorek, 23 lutego 2021

Strażnicy galaktyki. Tom 2

Kosmos jak plac zabaw


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Egmont regularnie funduje nam wycieczki w kosmos uniwersum Marvela. Na kolejną wybierzemy się ze „Strażnikami galaktyki” – drugi tom zaczyna się dokładnie tam, gdzie zakończył się pierwszy. Warto go sobie zatem odświeżyć, podobnie jak wydaną całkiem niedawno „Wojnę królów”. „Kosmos Marvela” to odwieczna telenowela – nie da się dołączyć w dowolnym momencie bez uprzedniego przygotowania.

„Anihilacja”, wielki event Marvela z 2006 i 2007 roku, dobiegł końca. Wszechświat ocalono, ale w „tkaninie czasoprzestrzeni” powstały dziury, w których, jak to zwykle bywa, czają się wielgachne, niemal boskie, potwory. „Strażnicy galaktyki” to drużyna, której zadaniem jest zapobieganie wszelkim zagrożeniom płynącym z tych zwyrodniałych, odkształconych miejsc. Peter „Star-Lord” Quill, Warlock, Drax, Rocket Raccoon, Groot, Gamora, Mantis oraz Phyla-Vell zwana „Quasarem” – oto obrońcy rzeczywistości. Nie mają doświadczenia, nie znają zasad ratowania wszechświata, czasem trochę narozrabiają, ale są pełni zapału i próbują uchronić kosmos przed rozpadem. Ich bazą jest Knowhere, czyli ucięta głowa Celestianina z zamontowanym teleportem – czyli idealne rozwiązanie logistyczne dla grupy, która powinna szybko zjawić się tam, gdzie powstaje zagrożenie.


Dużo się działo w pierwszym tomie. Walczyliśmy z Powszechnym Kościołem Prawdy, ratowaliśmy bazę Knowhere przed atakiem Skrulli, aby na koniec, rozproszeni po całej galaktyce i obrażeni jeden na drugiego, prowadzić swoje własne wojenki. Jednak najważniejsze wątki były dwa – przybycie Starhawk, tajemniczej istoty z alternatywnej przyszłości, która nigdy nie powinna nadejść oraz wspomniana „Wojna królów”, czyli starcie Imperiów Shi’ar oraz Kree, od którego cały wszechświat trzęsie się w posadach. Drugi tom „Strażników galaktyki” zbiera ostatnie trzynaście odcinków serii (całość liczy dwadzieścia pięć zeszytów wydanych między lipcem 2008 i kwietniem 2010 roku). Bohaterowie chcą zakończyć wojnę – starcie sił oszalałego i okrutnego Wulkana, stojącego na czele Shi’ar, oraz potęgi Inhumans, rządzących obecnie w Kree, może totalnie zdestabilizować i tak już bardzo rozchwianą strukturę wszechświata. Do „Wojny królów” powracamy tylko w kilku początkowych odcinkach, potem zaczynają się dziać rzeczy jeszcze bardziej niebezpieczne – choćby nie wiadomo jak nieprawdopodobne mogłoby się to wydawać. Alternatywna przyszłość, „bomba terrigenowa”, uskok w czasoprzestrzeni, druga natura Adama Warlocka, dziwny kokon na statku kosmicznym Powszechnego Kościoła Prawdy, lovecraftowskie potwory atakujące ze szczelin w tkance rzeczywistości, materialny „bóg” w brzuchu jednej z bohaterek, cięty język gadającego szopa i „Jestem Groot!” – to momentami naprawdę zbyt dużo jak na jeden raz. Chyba że jesteś fanem szalonych i nieokiełznanych fabuł w stylu nowej serii „Green Lantern” Granta Morrisona – wtedy będziesz zadowolony.


Autorzy scenariusza „Strażników Galaktyki”, Dan Abnett i Andy Lanning, to starzy wyjadacze – dobrze wiedzą, czego oczekują fani „kosmosu Marvela”. Tempo akcji i prędkość następowania po sobie poszczególnych wydarzeń są po prostu zawrotne. Panowie wpadają na pewien szalony, niewiarygodny i często naiwny pomysł na fabułę, eksploatują go maksymalnie w dwóch, trzech zeszytach i przechodzą do następnego, równie przeszarżowanego. Jak mówi gadający pies Kosmo: „W przypadku Strażników Galaktyki nawet nudne chwile są pełne napięcia”. Bohaterowie zawsze walczą z przeciwnikami, którzy „mają przewagę gadzylion do jednego” i nigdy, ale to nigdy, nie zapominają o wesołym komentarzu do sytuacji – nawet gdy milion pocisków gwiżdże im nad głowami. „Jestem Star-Lord. Należę do Strażników Galaktyki. Pokazałbym wizytówkę, ale trzymam za dużo broni”.

Pamiętacie „Wojnę królów”, prawda? Wyobraźcie sobie, że nasi bohaterowie na samym początku drugiego tomu postanowili, że podzielą się na dwie podgrupy, które polecą do Shi’ar oraz Kree i po prostu spróbują przemówić zwaśnionym stronom do rozumu. Ot tak, „dajcie spokój, czasoprzestrzeń pęka, podajmy sobie ręce”. Oczywiście nic nie idzie tak, jak było w planach, bo tylko w nich dzielni strażnicy mają jakąkolwiek szansę na sukces. Swoimi decyzjami nasza waleczna ekipa często pogarsza sytuację w sposób wprost niewyobrażalny. Pełno tu bezmyślnych „pif-pafów” i impulsywnych gestów – „Strażnicy Galaktyki” to tacy trochę „Tom & Jerry” w kosmosie, którzy całą rzeczywistość traktują jak jeden wielki, międzygwiezdny plac zabaw. I nic tu nie jest niemożliwe – Major Zwycięstwo mówi w pewnym momencie: „Jestem podróżnikiem w czasie, stoję na płonącej planecie, która wpada do dziury w czasoprzestrzeni i rozmawiam z magiem. W tej chwili uwierzę we wszystko”.


Aby cieszyć się lekturą komiksu Abnetta i Lanninga, należy zaakceptować taką właśnie konwencję. Ja bawiłem się setnie, szczególnie w momencie, gdy Groot pomagał przy pracach mających na celu powtrzymanie rozszerzania wielkiego „uskoku w czasoprzestrzeni” (nie pytajcie). Wiecie, że „Jestem Groot!” może wyrażać zupełnie dowolną treść, na przykład opis metody na „powstrzymanie kosmosu przed zapaścią za pomocą relatywistycznego sprzężenia zwrotnego!”? Na pewno to zauważycie, musicie się „tylko wsłuchać w niuanse westchnień”. Dla mnie bomba!

Rysuje dwóch panów. Brad Walker dość standardowo, realistycznie, trochę na modłę Jima Lee, szczegółowo i tak, jak trzeba. Wes Craig za to bardziej surrealistycznie, umownie, w stylu Gabriela Ba z „Umbrella Academy”, co nie znaczy, że gorzej. W 2021 roku Egmont wyda dalszy ciąg tej kosmicznej afery – „Realm of the Kings”. Akcja ostatnich pięciu odcinków „Strażników Galaktyki” dzieje się równolegle do tego właśnie wydarzenia. I to właśnie do nich trzeba będzie wrócić przed lekturą „Domeny królów” – tak bowiem będzie zatytułowana ta historia w edycji Egmontu.



Tytuł: Strażnicy galaktyki. Tom 2
Scenariusz: Dan Abnett, Andy Lanning
Rysunki: Brad Walker, Wes Craig
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Guardians of the Galaxy, vol. 2. #13 – #25
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: listopad 2020
Rok wydania oryginału: czerwiec 2009 – czerwiec 2010
Liczba stron: 312
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788328197756

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz