wtorek, 5 stycznia 2021

Księgi magii. Dobór składu. Tom 1

Gdzie jest magia?

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Księgi magii” są czwartym tytułem nowej inicjatywy wydawniczej Detective Comics„Sandman Uniwersum”. Pierwsze tomy trzech z nich już znamy – było „Śnienie”, „Dom szeptów” i „Lucyfer”. Teraz przyszła pora na rozpoczęcie ostatniej – oto nastolatek z problemami, niby nic zaskakującego. Tylko, że tak naprawdę to nie jest zwyczajny chłopak a i przeciwności losu, z jakimi się zmaga, wcale nie są standardowe. Ale o tym za chwilę.

„Księgi magii”, podobnie jak „Śnienie” i „Lucyfer”, sięgają po starą postać uniwersum DC (w tym przypadku mocno już przykurzoną) i dają jej nowe życie. Dokładnie trzydzieści lat temu, w grudniu 1990 roku, ukazał się pierwszy z czterech odcinków miniserii autorstwa Neila Gaimana o tym samym tytule. Tetralogia „The Books of Magic” powstała na fali popularności „Sandmana” i świeżego spojrzenia na magię w całym uniwersum DC. Trzynastoletni Timothy Hunter odbył prawdziwą odyseję po magicznym świecie Detective Comics, a za przewodników miał takie persony jak Phantom Stranger, John Constantine, Doctor Occult i Mister E. Prawdę mówiąc, komiks Neila Gaimana wcale nie był jakoś specjalnie dobry – to był bardziej leksykon miejsc i postaci „magicznego obszaru uniwersum” niż fabularna historia. Przygody Huntera kontynuowano w kolejnych seriach aż do roku 2005 – a potem o nim zapomniano. W 2017 roku Neil Gaiman zadzwonił do Kat Howard – „Vertigo cię potrzebuje”. Autorka wspomniała w jednym z wywiadów, że było to dla niej spełnieniem marzeń – a praca nad postacią wymyśloną przez samego Gaimana motywowała podwójnie.


Timothy’ego poznajemy już na początku komiksu, który zaczyna się króciutkim streszczeniem opowieści Gaimana sprzed trzech dekad. Tim stracił matkę w bliżej nieokreślonych okolicznościach, nie dogaduje się z ojcem a i w szkole nie narzeka na nadmiar kolegów. Bardzo szybko dowiadujemy się co tak naprawdę trapi chłopaka – wie on, że ma zostać najpotężniejszym magiem na świecie, choć jeszcze nie wiadomo, czy będzie złym czarnoksiężnikiem, czy może dobrym czarodziejem. W tajniki magii wprowadza go dyskretnie nauczycielka z jego szkoły – pani Rose, którą starzy komksiarze na pewno kojarzą. Tim bardzo chce zdobyć ową tajemną wiedzę, w której upatruje szansy na rozwiązanie swych problemów, ale – jak to mówi pani Rose – nie ma nic za darmo. Na domiar złego na jego życie dybią złe moce, które nie chcą i nie mogą dopuścić do tego, aby zszedł na „dobrą ścieżkę” – chcą go usidlić i skorumpować za wszelką cenę.


Harry jest drobny, niewysoki, ma sowę, zwichrowaną czuprynę, wielkie okrągłe okulary, stracił matkę i odkrył, że pod podszewką dobrze znanej mu rzeczywistości od magii aż się skrzy. Przepraszam, czy ja napisałem „Harry”? Timothy, oczywiście! No właśnie, skojarzeń nie uniknie żaden czytelnik, a co niektórzy zastanawiać się będą, czy nie mają do czynienia z jakąś zbyt daleko posuniętą inspiracją powieściami J.K. Rowling. Otóż, nie. Komiks Kat Howard to w prostej linii kontynuacja historii i estetyki Neila Gaimana, a przecież jego „Księgi magii” wyprzedzają „Harry’ego Pottera i kamień filozoficzny” o siedem lat. Na upartego to autor „Sandmana” mógłby pozywać Rowling – sam wspominał, że dość często spotykał się z tego rodzaju uwagami od czytelników. I od razu prostował te rewelacje – zarówno Tim jak i Harry wywodzą się z pewnej wspólnej płaszczyzny fantastycznych archetypów, która wydała zresztą sporo innych podobnych im postaci. Kat Howard odcina się od powieści z małym czarodziejem z Hogwartu również – to drogą Gaimana chce podążać.


Pierwszy tom „Ksiąg magii” wygląda na początek swego rodzaju „bildungsroman”. Timothy jeszcze nie jest zbyt dojrzały, rozsądku mu brakuje, jest niecierpliwy i mało rozumie. Fabuła osadzona w szkolnej scenerii, gdzie mamy samotnego chłopca w tłumie ludzi, na którego barkach zaczyna spoczywać odpowiedzialność większa niż mu się zdaje – idę o zakład, że większa nawet niż wydaje się czytelnikowi. Z wielką magią przychodzi wielka odpowiedzialność i jeszcze większe konsekwencje, a wszystko zależy od głównego bohatera, bo, jak podkreśla kilkukrotnie autorka, nie ma złej i dobrej magii – to mag taki jest. Fabuła dopiero pod koniec wykracza poza pewne „archetypiczne” wzorce – „Karate Kid” wymieszany z „Sabriną, nastoletnią czarownicą” (ale tą nową!), zaczyna być coraz bardziej „gaimanowski”.

Na razie mamy początek tajemnicy oraz wypunktowane wątki fabularne i miejsca, w których mogą się zazębiać. Jest sporo nawiązań do oryginalnej serii Gaimana i do „Sandmana” – warto się przynajmniej orientować, czym jest na przykład „Śnienie”. Ale z drugiej strony mamy do czynienia z najprostsza fabularnie serią „Sandman Uniwersum”, taką bardzo „bezpieczną interpretacyjnie i znaczeniowo”. Nie sposób się tu zgubić. Kat Howard zapowiada jednak, że droga „od zera do bohatera” dopiero się zaczęła, a w kolejnych tomach pojawi się więcej magii, nowych postaci i miejsc. Poczekamy, zobaczymy – na razie jest po prostu przyzwoicie.



Tytuł: Księgi magii. Tom 1. Dobór składu
Scenariusz: Kat Howard
Rysunki: Tom Fowler
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: Books of Magic, vol. 1. Moveable Type
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Detective Comics
Data wydania: listopad 2020
Liczba stron: 160
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328198418

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz