„…w każdym z tekstów zapadam się jak w bagnie, duszę się, a lepkie, cuchnące błoto ciemnych i zimnych słów wdziera się w moje gardło, które, bulgocąc w agonii, prosi o więcej…”
Weird fiction na święta? Czemu nie?! Dziś czytamy „Zachwyt”, opowiadanie Wojciecha Guni, które wydane było do tej pory dwukrotnie. Najpierw w „Powrocie”, debiutanckim zbiorze autora od Agharty, a potem w pierwszym tomie „Fantazmatów” – darmowej, cyfrowej antologii, która zapoczątkowała jedno z ciekawszych, fantastycznych przedsięwzięć wydawniczych w naszym kraju. Przenieśmy się do zatęchłej piwnicy pewnego mocno podupadłego domu kultury, gdzie wieczorami zbiera się regularnie kółko literackie domorosłych, niespełnionych pisarzy amatorów.
Pewnego dnia lider towarzystwa, nazywany po prostu „D.”, nie przychodzi na spotkanie. Sytuacja powtarza się kilkakrotnie i wzbudza niepokój reszty członków. Bezimienny narrator opowiadania udaje się po odpowiedzi do mieszkania D. – opuszczonego miejsca, gdzie wśród porozrzucanych rzeczy znajduje notatki swego mentora. Nasz bohater czyta relację ze stopniowego osuwania się w obłęd – jego kolegę ogarnęła obsesja na punkcie anonimowego twórcy opowiadań, którego dzieła rozrzucone są po niszowych magazynach i nikomu nie znanych periodykach. D. pisze, że gdy czyta dzieła tajemniczego pisarza, zaczyna pod ich wpływem postrzegać świat inaczej. Od tej pory wszystkie wrażenia obcowania ze światem „wyrodniały mu do postaci bezsensownych ideogramów nieudolnie kamuflujących pustkę i bełkot”. Pościg za wymykającym się ciągle twórcą zamienia się w pewnym momencie w gonitwę za samym sobą, za własną definicją, za własnym „ja”. Prawda o rzeczywistości, jaką znajduje D. w podziemiach pewnej biblioteki, jest ostatnią jaką chciałby usłyszeć (jaką chciałby usłyszeć ktokolwiek). A „pocieszenie” płynące z konstatacji, że „wszystko jest fikcją, nawet prawda” jest w rzeczywistości wybiciem stołka spod nóg przyszłego wisielca, rozpaczliwie łudzącego się, że nadejdzie jeszcze jakiś ratunek.
„Ja – to ktoś inny” – słowa Arthura Rimbauda, otwierające opowiadanie, są tak naprawdę kluczem do jego zrozumienia. Czytaliście genialne „Za sprawą nocy” Thomasa Glavinica? Jonasz, główny bohater powieści, rozpaczliwie walczy o zachowanie ciągłości własnego „ja”, nie chce być tylko ciągiem stopklatek, które przedstawiają go w wieku dziesięciu, dwudziestu czy trzydziestu lat i które nie mają ze sobą nic wspólnego. Glavinic, oprócz tego, że unieważnia ciągłość ludzkiej egzystencji, redukując ją do istoty żyjącej w mikroskopijnym przedziale czasu nazywanym „teraźniejszością”, robi jeszcze jedną rzecz. Stwierdza, że tak naprawdę „ja teraźniejszym” zawiadywać może jakiś obcy, niewytłumaczalny byt, a człowiek to chodząca bryła mięsa, żyjąca złudzeniem własnej autonomii i samoświadomości. Wojciech Gunia w „Zachwycie” nawiązuje do idei powieści Glavinica.
„Jak to jest: być kimś innym? Jak to jest uświadomić sobie, że ten, kto posiada moje ciało, nie jest mną, jak w ogóle jest możliwe nie być sobą?” – zastanawia się D. Otóż ciągłość istnienia, wrażenie „ja” jest złudzeniem. „Ja” jest tymczasowe i nietrwałe – „ja przeszły” jest już trupem, „ja przyszły” jeszcze nie istnieje, „ja teraźniejszy” będzie trupem za chwilę. O, już jest. Prawdziwą traumą człowieka jest świadomość przemijania, rozpad form, uczuć, idei a ostatecznie ciała. Trwogę niesie uświadomienie sobie tego faktu i konstatacja o jego nieuchronności. Zmiana i przekształcenia form są podstawą wszelkiego istnienia – tylko poprzez wieczny ruch pod prąd entropii, byt może „być”. Ma szansę wyrwać się z macek „czarnej waty”, którą polscy miłośnicy weird fiction dobrze znają. Człowiek jest zatem ciągłym procesem, jest zmienną a nie stałą. Tak naprawdę go nie ma, jest tylko „czynnik odziany w pozory osoby”. Wracamy do „Słupnika” Bielawskiego, do twórczości Adama Wiśniewskiego-Snerga, do Thomasa Ligottiego, do serialu „Detektyw”, do filozofii Petera Wessela-Zapfego.
„Ja” jest nakładką na ów proces. To złudzenie, krótkotrwały sposób na nadanie sensu i celu egzystencji, o które doprasza się samoświadome istnienie. Powstaje język, filozofia, kultura, cywilizacja, umowy społeczne, prawdy o ludziach i świecie wywiedzione na bazie wspólnych doświadczeń. Ale to wszystko jest fikcją, która ma konkretne zadanie. Zagrzewa do walki z entropią, jest motorem napędowym procesu istnienia i ukrywa przed nami prawdy, które ujawnił D. bibliotekarz – mroczny brat-bliźniak, doppelgänger Jorge’a z Burgos z „Imienia Róży”. Prawdy o tym, że ja, ty, on, my wszyscy „to ktoś inny” – tsalal, czarna wata, „cień, ciemność”. Coś co udaje nasze „ja” w każdym punkcie–stopklatce naszego życia.
A czym jest tytułowy „zachwyt”? Blaskiem, do którego leci ćma, zanim się spali. Słonecznym światłem, które kusiło Ikara, zanim rozpuściło wosk w jego skrzydłach. Tym właśnie.
Tytuł: Zachwyt
Autor: Wojciech Gunia
Rok publikacji oryginału: 1979
Gatunek: weird fiction
Publikacje w Polsce:
„Powrót” (Agharta, 2014)
„Fantazmaty, tom I” (Fantazmaty, 2018)
Pewnego dnia lider towarzystwa, nazywany po prostu „D.”, nie przychodzi na spotkanie. Sytuacja powtarza się kilkakrotnie i wzbudza niepokój reszty członków. Bezimienny narrator opowiadania udaje się po odpowiedzi do mieszkania D. – opuszczonego miejsca, gdzie wśród porozrzucanych rzeczy znajduje notatki swego mentora. Nasz bohater czyta relację ze stopniowego osuwania się w obłęd – jego kolegę ogarnęła obsesja na punkcie anonimowego twórcy opowiadań, którego dzieła rozrzucone są po niszowych magazynach i nikomu nie znanych periodykach. D. pisze, że gdy czyta dzieła tajemniczego pisarza, zaczyna pod ich wpływem postrzegać świat inaczej. Od tej pory wszystkie wrażenia obcowania ze światem „wyrodniały mu do postaci bezsensownych ideogramów nieudolnie kamuflujących pustkę i bełkot”. Pościg za wymykającym się ciągle twórcą zamienia się w pewnym momencie w gonitwę za samym sobą, za własną definicją, za własnym „ja”. Prawda o rzeczywistości, jaką znajduje D. w podziemiach pewnej biblioteki, jest ostatnią jaką chciałby usłyszeć (jaką chciałby usłyszeć ktokolwiek). A „pocieszenie” płynące z konstatacji, że „wszystko jest fikcją, nawet prawda” jest w rzeczywistości wybiciem stołka spod nóg przyszłego wisielca, rozpaczliwie łudzącego się, że nadejdzie jeszcze jakiś ratunek.
„Ja – to ktoś inny” – słowa Arthura Rimbauda, otwierające opowiadanie, są tak naprawdę kluczem do jego zrozumienia. Czytaliście genialne „Za sprawą nocy” Thomasa Glavinica? Jonasz, główny bohater powieści, rozpaczliwie walczy o zachowanie ciągłości własnego „ja”, nie chce być tylko ciągiem stopklatek, które przedstawiają go w wieku dziesięciu, dwudziestu czy trzydziestu lat i które nie mają ze sobą nic wspólnego. Glavinic, oprócz tego, że unieważnia ciągłość ludzkiej egzystencji, redukując ją do istoty żyjącej w mikroskopijnym przedziale czasu nazywanym „teraźniejszością”, robi jeszcze jedną rzecz. Stwierdza, że tak naprawdę „ja teraźniejszym” zawiadywać może jakiś obcy, niewytłumaczalny byt, a człowiek to chodząca bryła mięsa, żyjąca złudzeniem własnej autonomii i samoświadomości. Wojciech Gunia w „Zachwycie” nawiązuje do idei powieści Glavinica.
„Jak to jest: być kimś innym? Jak to jest uświadomić sobie, że ten, kto posiada moje ciało, nie jest mną, jak w ogóle jest możliwe nie być sobą?” – zastanawia się D. Otóż ciągłość istnienia, wrażenie „ja” jest złudzeniem. „Ja” jest tymczasowe i nietrwałe – „ja przeszły” jest już trupem, „ja przyszły” jeszcze nie istnieje, „ja teraźniejszy” będzie trupem za chwilę. O, już jest. Prawdziwą traumą człowieka jest świadomość przemijania, rozpad form, uczuć, idei a ostatecznie ciała. Trwogę niesie uświadomienie sobie tego faktu i konstatacja o jego nieuchronności. Zmiana i przekształcenia form są podstawą wszelkiego istnienia – tylko poprzez wieczny ruch pod prąd entropii, byt może „być”. Ma szansę wyrwać się z macek „czarnej waty”, którą polscy miłośnicy weird fiction dobrze znają. Człowiek jest zatem ciągłym procesem, jest zmienną a nie stałą. Tak naprawdę go nie ma, jest tylko „czynnik odziany w pozory osoby”. Wracamy do „Słupnika” Bielawskiego, do twórczości Adama Wiśniewskiego-Snerga, do Thomasa Ligottiego, do serialu „Detektyw”, do filozofii Petera Wessela-Zapfego.
„Ja” jest nakładką na ów proces. To złudzenie, krótkotrwały sposób na nadanie sensu i celu egzystencji, o które doprasza się samoświadome istnienie. Powstaje język, filozofia, kultura, cywilizacja, umowy społeczne, prawdy o ludziach i świecie wywiedzione na bazie wspólnych doświadczeń. Ale to wszystko jest fikcją, która ma konkretne zadanie. Zagrzewa do walki z entropią, jest motorem napędowym procesu istnienia i ukrywa przed nami prawdy, które ujawnił D. bibliotekarz – mroczny brat-bliźniak, doppelgänger Jorge’a z Burgos z „Imienia Róży”. Prawdy o tym, że ja, ty, on, my wszyscy „to ktoś inny” – tsalal, czarna wata, „cień, ciemność”. Coś co udaje nasze „ja” w każdym punkcie–stopklatce naszego życia.
A czym jest tytułowy „zachwyt”? Blaskiem, do którego leci ćma, zanim się spali. Słonecznym światłem, które kusiło Ikara, zanim rozpuściło wosk w jego skrzydłach. Tym właśnie.
Tytuł: Zachwyt
Autor: Wojciech Gunia
Rok publikacji oryginału: 1979
Gatunek: weird fiction
Publikacje w Polsce:
„Powrót” (Agharta, 2014)
„Fantazmaty, tom I” (Fantazmaty, 2018)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz