Robert Neville, bohater „Jestem legendą” Richarda Mathesona, jedyny ocalały z ogólnoświatowej pandemii, za dnia krąży po opustoszałym mieście, a w nocy barykaduje się w mieszkaniu. Po zachodzie słońca zaczyna się horror – ludzie, zamienieni przez wirusa w wampiry, wychodzą na żer. Neville każdej nocy walczy o życie. Bardzo podobna sytuacja ma miejsce w powieści austriackiego pisarza, Thomasa Glavinica – „Za sprawą nocy”. Są jednak dwie różnice – największym wrogiem głównego bohatera nie są wampiry, lecz on sam, a walka nie toczy się o życie, lecz o bycie.
Jonasz, trzydziestokilkuletni mieszkaniec Wiednia, specjalista od wystroju wnętrz, budzi się czwartego lipca w swoim mieszkaniu. Niby dzień jak co dzień. Jego ukochana Maria nie odbiera telefonu – ok, może wyjechała bez słowa do siostry w Szkocji. Ale właściwie to do nikogo nie można się dodzwonić, w telewizorze tylko biały szum, radio nie działa, internetu nie ma. Na ulicach Wiednia pustki, nie ma ani jednego człowieka, ani jednego ptaka – nagle, jednej nocy, zniknęło całe życie a Jonasz został ostatnim człowiekiem na Ziemi. Tak, na całej Ziemi – bohater jeździ po kraju w poszukiwaniu innych ludzi. Szuka też za granicą, zostawiając wszędzie kartki ze swoim nazwiskiem i datą pobytu. Nic, wszędzie cisza – w domach brak śladów jakiejkolwiek ewakuacji. Świat wygląda jak jeden z tych słynnych, nawiedzonych statków, z których znika załoga i zostaje stół zastawiony do kolacji. Amerykański Dzień Niepodległości staje się początkiem niechcianej niepodległości Jonasza – względem ludzi, świata i co najgorsza, względem siebie.
Jonasz został sam. Skąd w takim razie biorą się te drobne różnice w jego otoczeniu, które rejestruje za każdym razem po przebudzeniu? Przedmioty zmieniają swoje położenie, znikają lub pojawiają się nowe. Coraz częściej zdarza mu się budzić w innym miejscu niż to, w którym zasypiał, zaczyna słyszeć dziwne głosy i wyczuwać czyjąś obecność. Rozstawia zatem kamery i nagrywa swój sen – doświadczenie to zamienia się szybko w budzący straszliwą grozę eksperyment. Jonasz obserwuje samego siebie, wykonującego (przez sen?) najróżniejsze czynności – z początku wygląda to na przypadek somnambulizmu a z czasem przeradza się w przerażający spektakl z obcą istotą w ciele bohatera. „Śpiący” – bo tak bohater nazywa swoje nocne alter ego – zaczyna grać w niezrozumiałą grę z Jonaszem. Ten, nie potrafiąc racjonalnie wyjaśnić tych zdarzeń, zaczyna wycofywać się wgłąb własnej jaźni, wspomnień, rozmyślań o swoim dzieciństwie, rodzicach, związku z Marią oraz naturze własnej świadomości, własnego „ja”.
Ta bardzo oryginalna apokalipsa, usuwając resztę życia na planecie, oczyściła „ja” Jonasza z nadmiarowego szumu, obrała ze skorupy i zaakcentowała jego istnienie. Jest tylko wszechświat i jeden człowiek – nic więcej. „Izolacja” bohatera sprzyja jego podróży wgłąb samego siebie, daje czas i wręcz zmusza do definicji własnej istoty. Kim jest Jonasz – człowiek? Jacek Dukaj, w opowiadaniu „Sprawa Rudryka Z.”, opisuje proces bałkańskiego dyktatora, oskarżonego o zbrodnie wojenne. Czy można oskarżać „Rudryka teraźniejszego” o czyny „Rudryka przeszłego” skoro wszystkie atomy ludzkiego ciała podlegają całkowitej wymianie co siedem lat? Czy to, co definiuje istotę pojedynczego człowieka jest jakimś wzorcem – niepodważalnym i aksjomatycznym? Ale przecież wzorzec ten, owo „ja”, również zmienia się w czasie, zdobywa doświadczenia i wspomnienia. Ewoluuje. Zatem Jonasz trzydziestopięcioletni jest zupełnie kimś innym niż piętnastoletni.
Życie zatem to sztafeta zmieniających się co chwilę „ja” od dnia narodzin aż do śmierci. Jonasz (a właściwie jego aktualna jaźń, mająca w opustoszałym świecie po prostu więcej czasu dla siebie) buntuje się przeciwko takim zawodom, nie godzi się na unieważnienie swej obecnej istoty-stopklatki przez upływ czasu. Marzy o tym, aby być świadomym drzewem, tysiącletnim molochem rozciągniętym na tysiąclecia, trwającym niezmiennie i dotykanym przez pokolenia. Nagrywa nie tylko siebie, ale i cały Wiedeń, chcąc utrwalić coś co za chwilę będzie tylko we wspomnieniach i nie będzie żadnego innego dowodu na jego istnienie. „Ja” Jonasza rozrasta się i puchnie – w pewnym momencie istnienie całego zewnętrznego świata zostaje sprowadzone tylko do teraźniejszej recepcji bohatera. Metodą walki z upływem czasu staje się „spowolnienie”, czyli wykonywanie czynności coraz wolniej i wolniej, „aż do zatrzymania czasu” i połączenia „ja” swojego i całego świata w jedność z wszystkimi jego przyszłymi realizacjami. Uwiecznianie, integracja z przyszłością, stawanie się drzewem.
Wszystko to, po to, aby „być”, nie tylko „żyć”. I tu pojawia się „Śpiący” – największy koszmar jaki możemy sobie wyobrazić. Okazuje się, że Jonasz nie może ufać nawet swojemu teraźniejszemu „ja” – pęka ostatnia granica, przełamana zostaje ostatnia linia oporu. I jest to jeden z najbardziej przerażających motywów z jakimi spotkałem się do tej pory w literaturze – sesje Jonasza rekonstruujące nocne „życie” „Śpiącego” i wszystkie docierające do niego konsekwencje tego, co ogląda na nagraniach odbierają po prostu oddech. Jonasz nie wie kim jest ten ktoś na ekranie telewizora – wie jednak, że nie jest to on. Utrata oparcia w samym sobie, strach przed spojrzeniem w lustro, wrażenie, że tą samą bryłę mięsa dzieli jeszcze jedno, obce „ja” – to jest groza ostateczna.
Dramat głównego bohatera jest tu lekcją – nie życia, lecz bycia. Sam autor w jednym z wywiadów określa „Za sprawą nocy” powieścią o „podstawowej naturze bytu”. Czy „Śpiący” jest ekwiwalentem brakującej reszty ludzkości? Protezą najważniejszego czynnika kształtującego „ja” człowieka – czyli interakcji z innymi? Może jest wrogi, bo Jonasz go takim czyni? Dlaczego bohater tak bardzo ucieka od konfrontacji, dlaczego uważa, że może zdefiniować swą istotę izolując się od reszty ludzkości, stawiając tylko na „ja”? Może jest tak, że człowiek nie może istnieć sam, jako jednostka – a to, czym jest, definiują relacje międzyludzkie? Co nam to mówi o Jonaszu? Czy przestanie błądzić i wróci na właściwą ścieżkę? I wreszcie – co ma on wspólnego z biblijnym Jonaszem?
„Za sprawą nocy” jest powieścią wyjątkową. Glavinic nie daje jasnych odpowiedzi, nie tłumaczy nachalnie zawartej w powieści filozofii. Niezależnie od tego czy ją rozumiemy, czy nie (ja nie jestem pewien swojej interpretacji) doświadczamy podczas jej czytania obezwładniającego strachu (momentami) i silnego niepokoju (przez cały czas). Od czasu „Teatro Grottesco”, „Pokoju”, „Miasta i rzeki” oraz „Domu z liści” nie zetknąłem się z powieścią tak mocno na mnie oddziałującą podczas lektury.
Tytuł: Za sprawą nocy
Tytuł oryginalny: Die Arbeit der Nacht
Autor: Thomas Glavinic
Tłumaczenie: A. i J. Burasowie
Wydawca: Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania: 2008
Rok wydania oryginału: 2006
Liczba stron: 312
ISBN: 9788306031758
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz