Darren Aronofsky - Noe: Wybrany przez Boga
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Esensja w cyklu "Do sedna".
„Dlaczego nie odpowiadasz?”
Pomysł nakręcenia filmu wykorzystującego motywy biblijne chodził po głowie Darrena Aronofsky’ego już od czasu „Requiem dla snu”. Rzecz o potopie i budowie Arki, ta „jedna z najstarszych opowieści w historii ludzkości”, pojawiła się w kinach w roku 2014 – i wzbudziła kontrowersje, podobnie jak wszystkie wcześniejsze filmy reżysera.
Po drodze był komiks – Aronofsky napisał scenariusz a Niko Henrichon zajął się rysunkami. Efektem były praktycznie gotowe storyboardy do filmu – „Noé: Pour la cruauté des hommes” wychodzi nakładem „Dargauda” w 2011 roku. Filmowa wersja komiksu pokazuje świat, w którym żyją potomkowie synów Adama i Ewy – Kaina i Seta (Abel potomków mieć nie mógł). Ci pierwsi, w poszukiwaniu drogocennego minerału („tzoharu”) zamienili Ziemię w jedno wielkie, koszmarne pustkowie – jakby wyjęte prosto z ostatniego „Mad Maxa” lub z „Drogi” Cormaca McCarthy’ego (choć nie tak mroźne i bez pokładów żużlu). Wszędzie panuje przemoc, kanibalizm i prawo silniejszego, a wartość życia (nie tylko ludzkiego) jest zerowa. Na pustkowiach ukrywa się jeden z potomków Seta – Noe wraz z rodziną. Mężczyzna ma pewnej nocy proroczy sen – Stwórca zatopi cały świat, aby oczyścić go ze zła i nieprawości. Noe otrzymuje zadanie – ma wybudować wielką Arkę, aby ocalić swoją rodzinę i wszystkie zwierzęta świata. Tylko one zasługują bowiem na ocalenie, tylko one są niewinne.
Darren Aronofsky podkreślał bardzo mocno, że nie chciał robić ani filmu „biblijnego”, ani tym bardziej „religijnego”. Jeśli już trzeba go jakoś etykietować – niech nazywany będzie „mitycznym”, co szczególnie zaakcentuje uniwersalność jego przesłania. Sama fabuła i scenografie lokują go niemal w gatunku fantasy – upadłe anioły, istoty pierwotnie utkane ze światła a ostatecznie uwięzione przez Stwórcę w materii, przypominają Enty Petera Jacksona, albo wręcz Transformersy Michaela Baya. Mamy też epicką bitwę o Arkę, której nie powstydziliby się dwaj wspomniani reżyserzy. Niepisane zasady tworzenia blockbustera, nie wysterylizowały na szczęście pewnej autorskiej Myśli. „Noe. Wybrany przez Boga” porusza bowiem kilka ciekawych (choć absolutnie nie nowych) tematów, z których na pierwszy plan wysuwa się człowieczeństwo i jego stosunek do Absolutu.
Noe pyta rodzinę, czy wiedzą, dlaczego uratowane będą zwierzęta a nie ludzie. Pada odpowiedź: „one żyją tak, jakby były cały czas w Ogrodzie” – nieświadome, nieznające smaku owocu Drzewa Poznania Dobra i Zła, niezdolne do wyrządzania zła i krzywd. A ludzie, stworzeni przecież na podobieństwo Stwórcy (w filmie nie pada ani razu słowo „Bóg”), wyrzuceni zostali z Ogrodu właśnie dlatego, że odważyli się kwestionować ład, jaki zaprowadził ich Kreator – sprowadzony w filmie do figury gnostyckiego Demiurga. Świadomość własnej odrębności, własnego „ja” staje się w rozumieniu Noego, jedyną przyczyną zła i to ona przyczyniła się do zagłady świata. Ludzkość nie zasługuje na przetrwanie.
Ale Noe, ten zaślepiony ortodoks, podchodzi do tematu dokładnie tak samo jak reedukatorzy Alexa z „Mechanicznej pomarańczy” Anthony’ego Burgessa. Alex przeszedł pranie mózgu, które uniemożliwiało czynienie niegodziwości. Tylko, że ludzie „dobrzy”, bo zwyczajnie niezdolni do popełniania zła i żyjący tak, jakby nigdy nie skosztowali zakazanego owocu, to przecież parodia stworzenia a nie jego korona. Czy na pewno takich ludzi, „uczynionych na swoje podobieństwo” chciał widzieć „Stwórca”? Jak to o nim świadczy?
Z odpowiedziami spieszy Naameh, żona Noego oraz cała jego rodzina. Naameh uświadamia mężowi, że są ludzie dobrzy – tacy, którzy mimo skażenia grzechem pierworodnym, potrafią świadomie wyrzec się zła. Wiemy już ze „Źródła”, że człowieka od Absolutu odróżnia śmiertelność – Drzewo Życia jest granicą. W „Noem” jest mowa o tym, że drugie rajskie drzewo, to na którym siedział wąż-kusiciel, odróżnia człowieka od zwierzęcia. Świadomość i umiejętność podejmowania decyzji, rozróżnienie dobra od zła i możliwość wyboru jest przywilejem typowo ludzkim. Bez tego nie ma w ogóle mowy o człowieczeństwie. Noe porzuca ostatecznie swoje zaślepione, antynatalistyczne zapędy, rezygnuje z uległości wobec Absolutu, gryzie zakazany owoc i dostrzega to, że ma wybór. Podejmuje decyzję wbrew temu, czego w jego mniemaniu oczekuje od niego Stwórca. Czym go to czyni w oczach milczącego, wiecznie nieobecnego Stwórcy? Może dopiero ta świadoma decyzja, to symboliczne „wyjście z raju”, gdzie przebywał całe życie, czyni go w pełni człowiekiem? Może to ludzie są swoimi własnymi „Stwórcami”? To nieustępliwe milczenie Absolutu, brak odpowiedzi na ciągle powtarzające się w filmie wołanie „Dlaczego nie odpowiadasz?”, prowadzić może w końcu do kreacji własnych odpowiedzi. Nawet błędnych. A chyba nawet przede wszystkim – do prawd ostatecznych człowiek dotrzeć nie jest w stanie. Tu też musiałby zrezygnować z człowieczeństwa.
Po drodze był komiks – Aronofsky napisał scenariusz a Niko Henrichon zajął się rysunkami. Efektem były praktycznie gotowe storyboardy do filmu – „Noé: Pour la cruauté des hommes” wychodzi nakładem „Dargauda” w 2011 roku. Filmowa wersja komiksu pokazuje świat, w którym żyją potomkowie synów Adama i Ewy – Kaina i Seta (Abel potomków mieć nie mógł). Ci pierwsi, w poszukiwaniu drogocennego minerału („tzoharu”) zamienili Ziemię w jedno wielkie, koszmarne pustkowie – jakby wyjęte prosto z ostatniego „Mad Maxa” lub z „Drogi” Cormaca McCarthy’ego (choć nie tak mroźne i bez pokładów żużlu). Wszędzie panuje przemoc, kanibalizm i prawo silniejszego, a wartość życia (nie tylko ludzkiego) jest zerowa. Na pustkowiach ukrywa się jeden z potomków Seta – Noe wraz z rodziną. Mężczyzna ma pewnej nocy proroczy sen – Stwórca zatopi cały świat, aby oczyścić go ze zła i nieprawości. Noe otrzymuje zadanie – ma wybudować wielką Arkę, aby ocalić swoją rodzinę i wszystkie zwierzęta świata. Tylko one zasługują bowiem na ocalenie, tylko one są niewinne.
Darren Aronofsky podkreślał bardzo mocno, że nie chciał robić ani filmu „biblijnego”, ani tym bardziej „religijnego”. Jeśli już trzeba go jakoś etykietować – niech nazywany będzie „mitycznym”, co szczególnie zaakcentuje uniwersalność jego przesłania. Sama fabuła i scenografie lokują go niemal w gatunku fantasy – upadłe anioły, istoty pierwotnie utkane ze światła a ostatecznie uwięzione przez Stwórcę w materii, przypominają Enty Petera Jacksona, albo wręcz Transformersy Michaela Baya. Mamy też epicką bitwę o Arkę, której nie powstydziliby się dwaj wspomniani reżyserzy. Niepisane zasady tworzenia blockbustera, nie wysterylizowały na szczęście pewnej autorskiej Myśli. „Noe. Wybrany przez Boga” porusza bowiem kilka ciekawych (choć absolutnie nie nowych) tematów, z których na pierwszy plan wysuwa się człowieczeństwo i jego stosunek do Absolutu.
Noe pyta rodzinę, czy wiedzą, dlaczego uratowane będą zwierzęta a nie ludzie. Pada odpowiedź: „one żyją tak, jakby były cały czas w Ogrodzie” – nieświadome, nieznające smaku owocu Drzewa Poznania Dobra i Zła, niezdolne do wyrządzania zła i krzywd. A ludzie, stworzeni przecież na podobieństwo Stwórcy (w filmie nie pada ani razu słowo „Bóg”), wyrzuceni zostali z Ogrodu właśnie dlatego, że odważyli się kwestionować ład, jaki zaprowadził ich Kreator – sprowadzony w filmie do figury gnostyckiego Demiurga. Świadomość własnej odrębności, własnego „ja” staje się w rozumieniu Noego, jedyną przyczyną zła i to ona przyczyniła się do zagłady świata. Ludzkość nie zasługuje na przetrwanie.
Ale Noe, ten zaślepiony ortodoks, podchodzi do tematu dokładnie tak samo jak reedukatorzy Alexa z „Mechanicznej pomarańczy” Anthony’ego Burgessa. Alex przeszedł pranie mózgu, które uniemożliwiało czynienie niegodziwości. Tylko, że ludzie „dobrzy”, bo zwyczajnie niezdolni do popełniania zła i żyjący tak, jakby nigdy nie skosztowali zakazanego owocu, to przecież parodia stworzenia a nie jego korona. Czy na pewno takich ludzi, „uczynionych na swoje podobieństwo” chciał widzieć „Stwórca”? Jak to o nim świadczy?
Z odpowiedziami spieszy Naameh, żona Noego oraz cała jego rodzina. Naameh uświadamia mężowi, że są ludzie dobrzy – tacy, którzy mimo skażenia grzechem pierworodnym, potrafią świadomie wyrzec się zła. Wiemy już ze „Źródła”, że człowieka od Absolutu odróżnia śmiertelność – Drzewo Życia jest granicą. W „Noem” jest mowa o tym, że drugie rajskie drzewo, to na którym siedział wąż-kusiciel, odróżnia człowieka od zwierzęcia. Świadomość i umiejętność podejmowania decyzji, rozróżnienie dobra od zła i możliwość wyboru jest przywilejem typowo ludzkim. Bez tego nie ma w ogóle mowy o człowieczeństwie. Noe porzuca ostatecznie swoje zaślepione, antynatalistyczne zapędy, rezygnuje z uległości wobec Absolutu, gryzie zakazany owoc i dostrzega to, że ma wybór. Podejmuje decyzję wbrew temu, czego w jego mniemaniu oczekuje od niego Stwórca. Czym go to czyni w oczach milczącego, wiecznie nieobecnego Stwórcy? Może dopiero ta świadoma decyzja, to symboliczne „wyjście z raju”, gdzie przebywał całe życie, czyni go w pełni człowiekiem? Może to ludzie są swoimi własnymi „Stwórcami”? To nieustępliwe milczenie Absolutu, brak odpowiedzi na ciągle powtarzające się w filmie wołanie „Dlaczego nie odpowiadasz?”, prowadzić może w końcu do kreacji własnych odpowiedzi. Nawet błędnych. A chyba nawet przede wszystkim – do prawd ostatecznych człowiek dotrzeć nie jest w stanie. Tu też musiałby zrezygnować z człowieczeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz