czwartek, 17 października 2019

Sny umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019

Weird w dwudziestu ośmiu prostych krokach

Dwudziestego trzeciego września miała miejsce premiera drugiego tomu najgłośniejszego, polskiego projektu literackiej grozy ostatnich lat. Miałem możliwość przeczytania tego zbioru wcześniej – oto dwadzieścia osiem opowiadań autorów polskich plus trzy teksty zagranicznych gości. W porównaniu do pierwszej edycji, „Sny umarłych. Rocznik weird fiction 2019” jest zbiorem mniej hermetycznym, mniej ukierunkowanym na to, co powszechnie rozumiemy jako weird fiction. Musimy pójść tu oczywiście na pewne pojęciowe skróty – wiemy przecież, że sama definicja tego rodzaju literatury (nie używam pojęcia „gatunku literackiego”, mając na uwadze przedmowę Krzysztofa Grudnika z roku 2018) nie jest ścisła i jednoznaczna. Wydanie tegoroczne poszerza spektrum stylów, estetyki i tematyki – różnorodność jaką znajdziemy w „Snach umarłych 2019” jest zdecydowanie większa niż rok temu. Drugi tom ma przez to szansę trafić do większego grona odbiorców – w ogólnym rozrachunku jest bardziej przystępny, mniej „gęsty” narracyjnie i filozoficznie. Czy mniej „weirdowy” (cokolwiek to właściwie znaczy)? Pewnie tak. Czy gorszy? Zdecydowanie nie. 


Zadowolony powinien być każdy – począwszy od fanów Lovecrafta, Ligottiego, Kafki, klasyki grozy z końca dziewiętnastego wieku; poprzez miłośników fantastyki, horroru cielesnego, gore; pasjonatów poetyckiego, wizjonerskiego, „uciekającego od fabuły weird fiction bez bohaterów”; na poszukiwaczach filozofii w literaturze skończywszy. Ta rozmaitość może polaryzować czytelników – nie wszystkie opowiadania w jednakowym stopniu trafią do każdego odbiorcy. Ja też takie znalazłem (w przeciwieństwie do „Snów…” zeszłorocznych) – ale prawdopodobnie tylko z powodu swojego gustu i oczekiwań czytelniczych. Kilka tekstów mnie nie obeszło zupełnie i raczej do nich nie wrócę. Ale nie są to rzeczy słabe – ja po prostu szukam czegoś innego. Inne z kolei czytałem dwukrotnie i już szykuję się na trzeci raz. Z różnych powodów – bo oszołomiły, zrobiły bałagan w głowie, albo mam wrażenie, że nie zrozumiałem należycie. Albo są po prostu znakomite.


O czym piszą autorzy „Snów umarłych 2019”? Do jakich światów zapraszają? Kilka motywów, znanych dość dobrze miłośnikom weird fiction, przewija się regularnie. Już na samym początku słychać „trzask pękającego świata” lub „błony rzeczywistości”, czyli wydawać by się mogło odgłos charakterystycznej kliszy – na którą zwracał swego czasu uwagę redaktor, Wojciech Gunia, a jej obecność żartobliwie zauważono ostatnio na Carpe Noctem. Tylko, że „To nie ja stwarzam światy” Marty Kładź-Kocot jest jednym z najlepszych opowiadań zbioru (jeszcze do niego na chwilę wrócę). Motyw ukrytych światów (czy rzeczywistości), istniejących obok naszego (lub będących jego „prawdziwym” obliczem) pojawia się w zbiorze bardzo często. Czy są to światy obiektywnie istniejące? Czy może „produkowane” przez samych bohaterów (przez literaturę, sztukę, choroby psychiczne czy traumy)? Każdy odpowie sobie na te pytania samodzielnie, choć trzeba przyznać, że siła najlepszych tekstów z tego „obszaru” tkwi właśnie w niedopowiedzeniach, w braku odpowiedzi. Takie teksty jak „To nie ja stwarzam światy”, „Akustemologia”, „Cela numer siedem”, „Kraina”, „Anozognozja”, „Cienie absolutu”, „Larwy”, „Mały koniec świata”, „Bezprawie na pograniczu światów” w różny sposób przyglądają się temu tematowi.

Zaraz za ontologią idzie epistemologia – szukanie sposobu na poznanie świata, o którym już wiemy, że prawdopodobnie nie jest taki, jak nam się wydaje. Szukamy odpowiedzi ostatecznych a znajdujemy ich protezy – wbrew pozorom nieźle spełniające swoją rolę. Próbujemy kiełznać rzeczywistość katalogując jej elementy, przykrawamy odbierane bodźce do naszego niedoskonałego sensorium poznawczego – nie chcemy przecież oszaleć. „Zapomniane odkrycie Ivana Schwindlera”, „Anozognozja”, „Zobacz”, „Skierowanie”, „Wina nowego świata”, „Cienie absolutu”, „Larwy”, „Szkółka” – tu wszędzie mamy do czynienia z tym motywem.


Jakie prawdy w końcu odkrywamy? Nic nie znaczymy, nasza świadomość to balast i zgryzota, nasza tożsamość to złudzenie, jesteśmy trybikami, marionetkami, wszędzie tylko próżnia i materia – tsalal, czarna wata, cień i ciemność. Prawdy te niosą oczywiście totalną grozę – oprócz wymienionych już tytułów trzeba tu wspomnieć o takich tekstach jak „Ziemia mówi”, „Król karaluchów”, „Dom Lota” – ale i wiodą na pokuszenie, wywołują biesa przewrotności – „Wyrodna”, „Cela numer siedem”, „Terra Incognita”. Bohaterowie chcą wyzwolić się z łańcuchów swej dotychczasowej egzystencji – mroczne tajemnice wabią przecież najmocniej.

Tegoroczna edycja zawiera też te uwielbiane przeze mnie „weird fiction bez fabuły i bohatera” – teksty będące wewnętrznymi monologami, psychodramami lub wręcz strumieniami świadomości. „Sen dziecka o morzu”, „Zobacz”, „Dom Lota”, „Skierowanie” – każde z nich jest inne, każde z nich godne uwagi. Każde z nich czytałem dwa razy – i wrócę jeszcze.

Co jeszcze znajdziemy w „Snach Umarłych 2019”? Są tu opowiadania bezpośrednio nawiązujące do twórczości Howarda Philipsa Lovecrafta – wykorzystujące raczej charakterystyczną estetykę jego grozy a nie filozofię („Muzyka Adriana Gawlikowskiego”, „Dom pani Romilov”). Inne teksty przywołują klasyczną grozę sprzed ponad stu lat, pisaną przez reprezentantów pokolenia starszego od autora „Zewu Cthulhu” („Wyrodna”, „Znalezisko z Blackwood”). Niektóre historie poruszają tematykę religijną – „Jurodiwy”, „Dom Lota” czy „Kraina” (choć to ostatnie nie tak bezpośrednio) lub koncentrują się na gore i makabrze („Rzeźnia numer D”, „Król”). I na koniec – najbardziej chyba standardowym, takim trochę „młodzieżowo-orbitowskim”, opowiadaniem zbioru jest „Światło przyszłe”.


Nie będę pisał o każdym opowiadaniu z osobna. Kilka jednak chciałbym wyróżnić. Oczywiście mocno subiektywnie – według własnych potrzeb, gustu i oczekiwań względem literatury. 

Marta Kładź–Kocot – „To nie ja stwarzam światy”.
Świetne, oryginalne wykorzystanie, ogranego zdawać by się mogło, motywu tworzenia światów – procesu, u podstaw którego jest tu Słowo, Logos, Mit. Autorka sięga po bezpośrednio po George’a Orwella (te szczury!) a pośrednio (czego nie sposób nie zauważyć) po Raya Bradbury’ego.

Anna Maria Wybraniec – „Akustemologia”. 
Nie poznałem się na jej „Dioramie” z zeszłorocznej edycji – biję się w pierś. A tekst z tego roku to jeden ze zdecydowanych faworytów, bardzo symboliczne i nieco surrealistyczne opowiadanie, kojarzące się nieco z twórczością Chiny Mieville’a ze zbioru „W poszukiwaniu Jake’a”

Maciej Kaźmierczak – „Zobacz”. 
Króciutki, poetycki tekst, jakże inny w formie i stylu od niedocenionego „Molocha” z zeszłego roku. Kaźmierczak stoi po prostu na balkonie z fajką, kawą i patrzy na świat. Niby nic takiego – a oderwać się nie można. Zero kontrowersji, zero konieczności brania prysznica po czytaniu – jak chcecie się wykąpać to polecam świetny tekst poniżej.

Jakub Tyszkowski – „Dom Lota”. 
Polski fandom fantastyki będzie płacił kolosalne rachunki za wodę po przeczytaniu tego opowiadania. A niektórzy oskarżą autora o profanację. Albo o efekciarstwo. Brudne, zatęchłe, śmierdzące opowiadanie – jedno z lepszych w zbiorze.

Piotr Barej – „Skierowanie”. 
Inspiracje biją po oczach – horror korporacyjny Ligottiego, „Zamek” Franza Kafki a nawet Lemowy „Pamiętnik znaleziony w wannie”. Bardzo charakterystycznie napisana, smutna konstatacja faktu, że nie jesteśmy panami własnego losu, że wijemy się tylko na zapisanej wcześniej linii życia niczym kukiełki na sznurkach prowadzone od narodzin aż do śmierci poprzez konkretne wydarzenia. A żyjemy tylko po to, aby gonić za sensem tegoż życia.

Jakub Bielawski – „Ziemia mówi”. 
Tego gościa ciężko nie wyróżnić. Jego opowiadanie pod względem fabularnym to przecież banał, nic nowego. Ale językowo to jest mistrzostwo. Może się nie znam (pewnie tak jest), ale jeśli chodzi o operowanie słowem to jest to numer jeden zbioru. No i jest czarna wata! Zawiódłbym się, gdyby nie było. I jeśli takim językiem napisany będzie „Dunkel”, zapowiadana powieść Jakuba w duchu realizmu magicznego, to ja jestem pierwszy w kolejce. 

Łukasz Borowiecki – „Anozognozja”. 
Bardzo dobra analogia – jesteśmy jak chorzy na anozognozję, zaprzeczamy swojej ślepocie i myślimy, że wiemy wszystko o otaczającym nas świecie. Borowiecki pisze o niedoskonałości empirii, niemożności poznania rzeczy samej w sobie. Trochę filozofii, sporo grozy, szczypta gore.

Daniel Gapiński – „Zapomniane odkrycie Ivana Schwindlera”. 
Gapińskiego wyróżniłem już rok temu za „Tamtą dzielnicę”. W tym roku opowiadanie zupełnie inne – poszukiwania wyjaśnień globalnego fenomenu psychiatrycznego, kieruje bohatera ku takim rewelacjom, których w ogóle nie szukał, a na pewno się nie spodziewał. Siłą tekstu jest pewna filozoficzna konstatacja, której różne wariacje spotykałem już wcześniej (jak chociażby u Snerga, czy w „Matrixie: Rewolucjach” Wachowskich). Tutaj wyłożona wprost w zakończeniu urzeka prostotą, klarownością i oczywistością.  

Bartłomiej Fitas – „Cela numer siedem”. 
Mistyczna podróż głównego bohatera specyficzną „drogą zjednoczenia”, przywodząca trochę na myśl wczesne opowiadania Wojciecha Guni, scenografie „Diuny” i kubrickowski odlot Dave’a Bowmana. Czy tytułowa cela jest więzieniem? Czy może wręcz przeciwnie?

Robert Zawadzki – „Sen dziecka o morzu”. 
To opowiadanie będzie dyskutowane, zaręczam wam. Krótkie, poetyckie, niejednoznaczne, czytane przeze mnie trzy razy. Może być niezrozumiałe lub może być niezrozumiane. Czekam na interpretacje – ja się wstrzymam ze swoją.

Łukasz Krukowski – „Szkółka”. 
Weird-Ferdydurke! Jedno z oryginalniejszych opowiadań zbioru. Jest koszmarna szkoła, demoniczny dyrektor, świetna metafora świata pełnego chaosu i przytłaczającego swym ogromem i bezsensem. Nad wydarzeniami opisanymi w tekście krąży duch Petera Wessela Zapffego, wykładający ustami dyrektora prawdy o cywilizacji, człowieczeństwie i kulturze, które znamy również z wspaniałego eseju Stanisława Lema „Kultura jako błąd”.

Magdalena Świerczek–Gryboś - „Larwy (Modlitwa do Klary)”. 
The last but not least – w mojej ocenie opowiadanie to należy do ścisłej czołówki „Snów umarłych 2019”. Świetnie napisane, pełne emocji, grozy, mądrych metafor i gier z konwencją weird fiction. Ruszamy na poszukiwania prawdziwego, nadbudowanego przez ludzką świadomość świata, o którym rzekomo zapomnieliśmy i z którego istnienia przestaliśmy sobie zdawać sprawę. Taka trochę dickowa anamneza – jednak o wiele bardziej przerażająca. Szczere gratulacje dla autorki.


Tyle wyróżnień wystarczy, może kolejni recenzenci dostrzegą innych faworytów. Na koniec trzeba wspomnieć oczywiście o opowiadaniach gości. Kathe Koja pisze w „Opuszczonym ogrodzie” o trudnym rozstaniu, a John Langan o tytułowej „Mieliźnie”. O ile obok tekstu Koji przeszedłem raczej obojętnie, tak u Langana zatrzymywałem się mocno zaintrygowany. Polecam tę dziwną (naprawdę dziwną) historię przeczytać w spokoju i z uwagą, najlepiej dwukrotnie. I koniecznie z kluczem, który pasował do „Lodu” Anny Kavan – jeśli kto czytał. No i w końcu opowiadanie, które poskładało (uwaga – „poskładało” to ważne słowo w kontekście tego tekstu) mnie doszczętnie. Cytując Carpe Noctem – „Brzuchomówstwo w dwudziestu prostych krokach” Jona Padgetta to jest absolutny sztos. Nie napiszę nic więcej – musicie to sprawdzić sami, to jest weird w stanie czystym.

„Sny umarłych 2019” nie zawodzą, dorównują zeszłorocznej edycji. Ciekaw jestem waszych opinii i waszych faworytów. Czy zawartość grozy jest ok? Ja w sumie nie wiem, bo jej nie szukałem – nie zależy mi na niej aż tak bardzo. Jak tam te „bezfabularne” weird – podeszły, czy nie? Kogo chcielibyście przeczytać w 2020 roku? 




Tytuł: Sny umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019.
Autor: Antologia
Wydawca: Phantom Books Horror
Data wydania: wrzesień 2019
Liczba stron: 540
ISBN: 9788366135154

3 komentarze:

  1. Kurde, mam teraz straszny dylemat czy w te "Sny" wchodzić. Zeszłoroczna edycja była niezła, ale zachwyciły mnie tak naprawdę tylko opowiadania Ligottiego i Guni. I do nich też wracałem, a reszta (mimo przyzwoitego poziomu) nie zachwyciła, nie gryzła, nie została w pamięci.
    Z Twojego omówienia nowe "Sny" brzmią interesująco, ale zeszłoroczną edycją też byłem zaintrygowany.
    Także muszę zadać jedno pytanie - czy są w tej antologii opowiadania na podobnym poziomie "jakościowym" co wyczyny Ligottiego albo Guni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to co pisze Ligotti i Gunia to jest jednak poziom wyżej. Tak jak pisałem, w tym roku mamy mniej hermetyczny zbiór, ale te 10 moich typów (plus trzy zagraniczne) są naprawdę świetne. Z polskich - "Larwy" i "Akustemologia" (za nimi "To nie ja stwarzam światy") - to moje podium.
      Poziom całości porównywalny z 2018 - ani lepiej ani gorzej. Tu już musisz sam zdecydować :)

      Usuń
    2. Dzięki. To muszę się namyślić nad zakupem.

      Usuń