wtorek, 9 stycznia 2018

Zamek

Jak należy gonić króliczka?

„Był późny wieczór, kiedy K. przybył. Wieś leżała pod głębokim śniegiem. Góry zamkowej nie było wcale widać, otoczyły ją mgły i mrok, nawet najsłabsze światełko nie zdradzało obecności wielkiego zamku. K. stał długo na drewnianym moście, wiodącym z gościńca do wsi i wpatrywał się w pozorną pustkę na górze.”

Tak się to zaczyna. A jak się kończy? Otóż wcale. Franz Kafka nie dokończył nigdy tej powieści. Schował ją do głębokiej szuflady i nakazał swojemu przyjacielowi, Maxowi Brodowi, zniszczenie wszystkiego po swojej śmierci. Brod tego nie uczynił. I otworzył interpretacyjną puszkę Pandory. Bo „Zamek” jest powieścią, której każdy akapit wprost woła o interpretację. Jak to działa?

Celem K. jest Zamek. Po to przecież odbył długą i wyczerpującą podróż, po to został sprowadzony. Zamek chce mieć geometrę na etacie. Ale na miejscu wszystko zdaje się temu przeczyć. Ciągle coś przeszkadza K. w zdobyciu zamkowej góry. Wójt twierdzi na przykład, że dla geometry nie ma tu zajęcia a powołanie z zamku to urzędnicza pomyłka. Kuriozalne zachowanie mieszkańców wioski, dziwnie upływający czas, zaspy śniegu – wszystko to jest barierą. A K. cały czas idzie po swoje. Niby prosta fabuła. Jednak czytanie „Zamku” w sposób dosłowny jest błędem. Bo o sile tej powieści nie świadczy to czym ta powieść jest, lecz wręcz odwrotnie – to, czym nie jest.

„Zamek” nie jest powieścią z logicznie następującymi po sobie zdarzeniami. Nie ma tu wiarygodnych psychologicznie bohaterów. Nie ma wartkiej akcji, skomplikowanej historii, wielowątkowej opowieści. Nie ma wyrafinowanych i złożonych opisów. Tu nic się nie dzieje, w kółko przetwarzany jest jeden i ten sam motyw – K. i jego podróż na Zamek. Powieść ta ostatecznie nie jest ani łatwa, ani lekka, ani przyjemna. Więc jaka jest? Genialna. Poprzez wszystkie te „braki”, które wymieniłem, powieść charakteryzuje się jedną z najbardziej niesamowitych i odrealnionych scenografii jakie spotkałem w literaturze. Sen jest pierwszym, naturalnie przychodzącym do głowy skojarzeniem.


Gdy śnimy, wszystkie nawet najbardziej groteskowe i nierealne zdarzenia przyjmujemy tak, jakby były najzupełniej normalne. Dodatkowo to my, zawsze my, jesteśmy w centrum wydarzeń, cały świat snu jest wykreowany tylko i wyłącznie ze względu na nas. Nic dziwnego, w końcu to produkt naszego i tylko naszego umysłu. Wszędzie, gdzie byśmy nie spojrzeli – widzimy siebie. I dokładnie to dzieje się w „Zamku”. K. próbuje dotrzeć na zamkową górę. Tymczasem, zamiast po prostu tam pójść, krąży od lokacji do lokacji, od jednego mieszkańca do drugiego. Okazuje się, że droga „do zamku” wcale do niego nie prowadzi, cel podróży albo rozpływa się w nagle pojawiającej się mgle albo przestaje przypominać zamek i przybiera postać zbiorowiska małych chałup. Każde pojawienie się K. w nowej lokacji to podniesienie kurtyny i kolejny akt teatru absurdu. Otoczenie, w którym pojawia się K. zaczyna się w dziwny sposób krystalizować dopiero gdy postanawia on wejść z nim w interakcję. Mgliste i niewyraźne kontury nabierają ostrości, kiedy K. zaczyna podejmować jakieś działania. Wszyscy mieszkańcy wioski to manekiny, kawałki teatralnej dekoracji, służące do tego, aby wygłaszać swoje kwestie. To tylko okoliczności, które spotykają bohatera – istnieją dlatego, że istnieje K. i jego odyseja. Wszystkimi tymi kukłami rządzi irracjonalny strach przed Zamkiem i złamaniem zasad narzuconych przez urzędniczy aparat. Zachowania, dialogi, wszystkie akcje jakie podejmują napotkani ludzie są groteskowe. Dla nas. Nigdy dla nich, nigdy dla K. 

Celem K. jest jasne i niepodważalne sprecyzowanie swojej roli i stosunków z Zamkiem. Chce też wypełnić zadanie do jakiego został powołany. Pragnie dostać to, co mu się należy. Ale wszystkie działania jakie podejmuje wydają się tylko i wyłącznie udawanymi próbami. K. niby chce, ale robi wszystko tak jakby podświadomie nie chciał. Jakby gonienie za króliczkiem było ważniejsze od złapania go. Wiele jest interpretacji „Zamku” – kabalistyczna, religijna, teologiczna, egzystencjalna. W „Procesie” instytucja sądu jawiła się jako jednoznacznie zagrażająca istnieniu głównego bohatera. Był on tłamszony i niszczony przez bliżej nieokreśloną, absolutną siłę. W „Zamku” jest trochę inaczej.

K. jest człowiekiem. Jego podróż na Zamek to cel życia. Jak każdy człowiek, musi on uzasadniać swą egzystencję, musi widzieć jakiś cel swojego istnienia. Wszyscy chcemy poznać i zdefiniować rzeczywistość, w której przebywamy, oznaczyć ją etykietkami, sklasyfikować. Tymczasem jest ona nieprzenikniona, niezbadana, wymykająca się poznaniu. Uciekamy od przerażającej konstatacji, że o naszym istnieniu zdecydował totalny chaos, w którym my chcemy widzieć zorganizowany ład. Zamek jest miejscem ufundowanym na białym szumie udającym porządek. Jest też nieosiągalnym, wyimaginowanym wzorcem i nadzieją, że istniejemy celowo. Wszędzie szukamy regularności, potwierdzenia sensu swoich działań oraz tego, że odbierane bodźce i doświadczane zdarzenia znaczą dokładnie to, co chcemy, żeby znaczyły. Układamy sens życia dosłownie z niczego, zupełnie jak w „Pamiętniku znalezionym w wannie” Stanisława Lema.


K. jest everymanem uporczywie szukającym własnej tożsamości i sensu istnienia. Głośno mówi o tym, że sensem tym jest Zamek, lecz podświadomie wie, że tak wcale nie jest. Owym sensem jest bowiem droga do zamku, ciągłe dążenie do nieosiągalnego celu. To dlatego zamiast iść prosto do zamku, K. chodzi od jednej oberży do drugiej, od jednego domu do drugiego. O jego egzystencji, tak samo zresztą jak o egzystencji każdego z nas, zdecydował chaos. Możemy tę prawdę odrzucać, ona i tak pozostanie prawdą. K. tworzy teleologiczną ułudę, bałamuci cały czas sam siebie, chce widzieć to, czego nie ma. Tak jak każdy z nas. Czy dostanie się kiedyś na zamek? „Nigdy!” – jak to usłyszał podnosząc słuchawkę. Niedostępność zamku jest zbawienna, bo napędza do działania, uzasadnia życie K. Życie każdego z nas. Wędrujemy do zamku, wędrując cały czas wgłąb siebie. Czy może dlatego Kafka nie zakończył powieści? Aby ten cel (złudzenie celu, kłamstwo usprawiedliwiające nasz byt) był cały czas gdzieś na horyzoncie, nigdy nie przybliżał się do nas nawet na trochę?

Wszystko to, co napisałem powyżej to tylko moje osobiste zdanie. Moja interpretacja powieści, w której nie widzę po prostu tylko historii zmagań faceta z biurokratyczną maszyną. Niezbyt odkrywcza analiza, ale tak po prostu odbieram tę powieść. Tak ją czuję. Uważam, że każdy kto uważa się za wymagającego czytelnika powinien spróbować przeczytać Kafkę. Nie dla komfortu, nie dla przyjemności. A już na pewno nie z powodu snobizmu. Czym jest ostatecznie „Zamek”? To lektura, która gryzie i kąsa. Franz Kafka w „Listach do rodziny, przyjaciół, wydawców” napisał: 

„Jeśli książka, którą czytamy, nie przebudzi nas niczym pięść, która uderza nas w głowę, po co zatem ją czytamy? Dobry Boże, bylibyśmy szczęśliwi również wtedy, kiedy nie mielibyśmy książek, a te książki, które czyniłyby nas szczęśliwymi, moglibyśmy pisać sami. Lecz tym, czego potrzebujemy, są te książki, które spadają na nas jak nieszczęście, które głęboko nami wstrząsają, jak śmierć kogoś, kogo kochamy bardziej niż siebie samych, jak samobójstwo. Książka musi być oskardem, aby przełamać morze lodu, które jest wewnątrz nas.”

Jest to literatura, która nigdy nie odpowiada na żadne pytania. Ona zadaje kolejne szybciej niż jesteśmy wstanie zastanowić się nad odpowiedziami.


Tytuł: Zamek
Tytuł oryginalny: Das Schloss
Autor: Franz Kafka
Tłumaczenie: Krzysztof Radziwiłł, Kazimierz Truchanowski
Wydawca: Czytelnik
Data wydania: 1983
Rok wydania oryginału: 1926
Liczba stron: 432
ISBN: 8307004012

7 komentarzy:

  1. Świetna interpretacja, "gonienie króliczka" - sam to odczuwałem ale nie przyszło mi na myśl aby tak zwięźle ubrać w słowa.. Czekam od dłuższego czasu na nowe polskie wydanie i dziwie się, że tak długo nie ma. "Procesu" to co chwila mamy wznowienia, a "Zamek" również jest z najwyższej półki literaturą - nie przez wielowątkowość czy inne standardowe aspekty literackie jak napisałeś, ale właśnie przez swoją niejednoznaczność, oryginalność, tajemniczość, wyjątkowość, a może przede wszystkim przez jak sam przytoczony Kafka zasugerował walenie po głowie i zmuszanie do przemyśleń czytelnika.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciał kupić wydanie "Zamku" dokładnie w takiej formie jak ostatnio zrobiło to Wydawnictwo MG z "Procesem" i dwoma zbiorami Schulza. W "Procesie" są nawet grafiki Schulza właśnie.
      Kto wie, może kiedyś wznowią.

      Usuń
  2. Tylko pytanie czy Schulz do "Zamku" też szkice stworzył? Rzeczywiście to wydanie "Procesu" jest świetne, jedynie jakiegoś posłowia bardziej obszernego niż to z okładki brakuje.

    A tak na marginesie zauważyłem że ostatnio MG trochę lichsze pod względem techniki książki wydaje - gorszy, bardziej cienki papier :( Dla czytelników, którzy "na jeden raz" kupują książkę do przeczytania to w sumie bez większej różnicy, ale jak się na lata kupuje, powraca do niej co jakiś czas to już ma większe znaczenie.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Zamku chyba nie tworzył. Ale to nie powinno powstrzymywać wydawnictwa :)
      Teraz muszę jeszcze "Amerykę" gdzieś znaleźć, bo tej powieści akurat nigdy nie czytałem.

      Usuń
    2. Jakby co to można ją dostać pod tytułem https://tylkodobreksiazki.pl/pl/p/Zaginiony.-FRANZ-KAFKA/655 , to wydawnictwo wydało też Zamek.

      Cabal

      Usuń
  3. Może się wydać ciekawsza, jeśli chodzi o tok akcji niż "Proces" i "Zamek" choć nie jest tak genialna jak te dwie. Niedawno wydawnictwo Lokator wydało ją pod zmienionym tytułem "Zaginiony", powinieneś w księgarni znaleźć, choć ja akurat tej nowej wersji nie czytałem.

    Grot

    OdpowiedzUsuń