niedziela, 23 września 2018

Miracleman: Złota Era

Piekło to obecność Boga

Artykuł powstał przy współpracy z portalem Esensja i został tam pierwotnie zamieszczony.

Wizja świata wypełnionego szczęściem, dobrobytem, równością i pokojem to, wydawać by się mogło, ideał, do którego powinno się dążyć. Nigdy się jeszcze nie ziścił i prawdopodobnie nigdy to nie nastąpi – przede wszystkim z powodu zbyt wielkiej różnorodności opinii na temat tego, co jest owym szczęściem i dobrobytem. Opinii jest już ponad siedem miliardów i ich liczba cały czas rośnie. A gdyby nagle pojawił się ktoś, kto mógłby rozwiązać te dylematy?

Alan Moore, w swoim genialnym, rewizjonistycznym „Miraclemanie”, pokazał jak funkcjonowałby w naszym świecie superbohater obdarzony praktycznie nieograniczonymi mocami. Autor powołał do życia nietzscheańskiego nadczłowieka i pozwolił mu zaprowadzić na świecie boską utopię. Na zgliszczach Londynu, zrównanego z ziemią przez Kida Miraclemana, gdzie cegły ze zniszczonych budowli mieszają się z ludzką krwią i kośćmi, Miracleman stawia gigantyczną, wysoką na ponad osiem kilometrów budowlę, którą nazywa Olimpem. Niczym Bóg zasiada na tronie i narzuca ludzkości jedyne słuszne prawa i zasady funkcjonowania swojego świata. Tak właśnie wygląda superbohater w wydaniu Moore’a – to nadczłowiek nie tylko reagujący na zło i je zwalczający, lecz aktywnie zmieniający rzeczywistość, aby do żadnego zła już nigdy nie doszło. Szesnasty album „Miraclemana”, ostatni autorstwa Alana Moore’a, kończy się obrazkiem ucieleśnionego Boga, który wyzbyty już wszystkich ludzkich cech i sposobu myślenia, siedzi na Olimpie i zastanawia się czy jest w ogóle możliwe, aby jakikolwiek człowiek mógł kwestionować jego nowy ład.


Następcą Alana Moore’a na stanowisku scenarzysty „Miraclemana” został Neil Gaiman. Zaczął od krótkiej historii zatytułowanej „Wrzask”, która w styczniu 1989 roku zamieszczona została w miniserii komiksowej „Total Eclipse”. W czerwcu 1990 roku, jednocześnie z szesnastym albumem „Sandmana”, finalizującym opowieść „Dom lalki”, na rynku pojawia się w końcu oficjalnie siedemnasty odcinek „Miraclemana” zatytułowany „Modlitwa i nadzieja”. Neil Gaiman, o którym było już coraz głośniej w komiksowym świecie, pracuje od tej pory nad „Miraclemanem” i „Sandmanem” jednocześnie. Kontynuacja dzieła Moore’a została zaplanowana na trzy serie po sześć odcinków. Miały one nosić tytuły nawiązujące do er komiksu amerykańskiego – Era Złota, Srebrna i Mroczna. Neil Gaiman i Mark Buckingham (jedyny rysownik gaimanowskiej epoki „Miraclemana”) do sierpnia 1993 roku napisali całą Złotą Erę oraz dwa odcinki Srebrnej. No i przyszedł rok 1994, kiedy to wydawnictwo Eclipse zbankrutowało – trzecia część Srebrnej Ery była już gotowa, ale nigdy nie ujrzała światła dziennego. Zaczął się okres prawnych batalii o prawa do postaci „Miraclemana” – Neil Gaiman procesował się z Toddem McFarlane’em, który wykupił Eclipse za przysłowiowe grosze. Ostatecznie okazało się, że pełnię praw ma Mick Anglo, brytyjski scenarzysta komiksowy, który w 1954 roku wykreował postać Marvelmana, wzorowanego na amerykańskim Kapitanie Marvelu. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta – w 2009 roku komiksowy gigant, wydawnictwo Marvel, dochodzi do porozumienia z Anglo i od tej pory „Miracleman” jest częścią wielkiej komiksowej machiny. W 2016 roku Marvel wydaje „Złotą Erę” w albumie zbiorczym, dołączając do niej wspomniany wcześniej epizod „Wrzask”. Ten właśnie album pojawił się w Polsce dokładnie rok temu, nakładem wydawnictwa Mucha Comics.


Neil Gaiman i Mark Buckingham rozpoczynają dokładnie tam, gdzie Alan Moore skończył. Boska utopia, jaką zgotował wszystkim Miracleman, to świat, gdzie wolna wola jest przymiotem przynależnym tylko Bogu, gdyż została praktycznie odebrana śmiertelnikom dla ich własnego dobra. Rodzic nie pozwoli przecież dziecku na włożenie widelca do kontaktu, odbierze mu też trutkę na szczury zanim dziecko ją poliże. Tak samo tłumaczą swoje działania Miracleman i Miraclewoman, nowi bogowie, patrzący z góry na urzeczywistniony przez siebie idealny świat – ziemię wolną od pieniędzy, wojen, zanieczyszczeń, głodu, przestępstw, moralnych dylematów i niebezpiecznych wyborów. Nowi Bogowie za pomocą pozaziemskiej technologii ożywiają zmarłych, na podstawie pozostawionej przez nich „aury”. Ich przywrócone do życia osobowości funkcjonują potem w sztucznych ciałach. Miracleman rozdaje swą boską spermę kobietom, które rodzą zupełnie nowe pokolenie boskich istot – podobnych do córki Boga o imieniu Winter, którą pamiętamy z komiksu Alana Moore’a. Mieszkańcy Olimpu oferują też śmiertelnikom specjalnie wyhodowane, superludzkie ciała, dzięki którym mogą oni dołączyć do bóstw. Wszystko w imię tezy, że cel uświęca środki i że Miracleman jako Bóg może po prostu kreować świat oraz całą rzeczywistość według własnego planu, nieprzeniknionego dla mieszkańców Ziemi. „Ideał się w końcu ziścił, a wszystkiego pilnował Nowy Bóg – i ten porządek był dobry…”


Jak żyć w takim świecie? Właśnie na to pytanie chciał odpowiedzieć Neil Gaiman. „Miracleman: Złota Era” to komiks opowiadany wielogłosem mieszkańców naszej planety, autokratycznie zarządzanej przez ucieleśnionego Boga. Śledzimy reakcje zwykłych ludzi na zetknięcie się z Absolutem. W „Modlitwie i nadziei” wspinamy się z grupą pątników na Olimp, aby poprosić o spełnienie marzeń lub o ratunek dla bliskich. „Wrzask” jest spowiedzią chłopaka, którego rodzina zginęła w Londynie, rozerwana na strzępy przez Kida Miraclemana. Czy jest możliwe, aby Nowy Bóg czuwał wtedy nad nim i ocalił go od śmierci? W „Powierzchownie” obserwujemy samotnego człowieka, który całe życie szukał kobiecego ideału i dostrzegł go dopiero w postaci nawiedzającej go co noc Miraclewoman. „Trendy” to scenki z życia nastolatków, upatrujących swego idola i nowego Chrystusa w krwiożerczym anty-Bogu, którego powstrzymał Miracleman. W „Notatkach z podziemia” śledzimy relację szóstej kopii Andy’ego Warhola, jednego z wielu zmarłych przywróconych do życia przez obcą technologię. Pojawia się też „ojciec” Miraclemana, doktor Emil Gargunza, a sam Gaiman stawia w tym odcinku chyba najpoważniejsze pytania na temat istniejącej utopii. W kolejnych odcinkach widzimy zmagania pewnej kobiety z nie tylko międzypokoleniowymi lecz już międzygatunkowymi różnicami pomiędzy nią a jej córką, posiadającą geny Boga („Opowieść o Winter”) oraz zwiedzamy miejsce izolacji dla ludzi, którzy ze względu na swoje zamiłowanie do kłamstw i intryg nie potrafią żyć w świecie prostym, jasnym i przejrzystym („Historia o szpiegach”).

Co czują ludzie w kontakcie z Absolutem? Takim, urzeczywistnionym, namacalnym, nie wymagającym aktu wiary? Trochę takim jak z opowiadania „Piekło to nieobecność Boga” Teda Chianga? Respekt, bojaźń, uwielbienie, fascynację? Czy może przerażenie, wstręt i nienawiść? Miracleman nie schodzi ze swojego Olimpu, jest niedostępny, nieprzenikniony, jego motywacje niezrozumiałe i nieludzkie. „Istotny jest punkt widzenia” – jak to powtarza pielgrzymom w pierwszym epizodzie. To dlatego ludzie nigdy nie będą w stanie poznać i zrozumieć motywacji Boga. Bóstwo może za to po prostu fascynować: nastolatki z „Trendów” czczą Boga-Potwora, który zabił miliony; natomiast samotny mężczyzna z „Powierzchownie” nie zdaje sobie sprawy, że nigdy nie spotka ideału kobiety uosabianego przez Miraclewoman. Największym jednak problemem cywilizacji pod rządami Nadczłowieka jest to, że zniknęły wszelkie mierniki wartości ludzkiego życia, a co za tym idzie zniknęła motywacja do szukania sensu istnienia. Ludzie nie potrzebują jałowej egzystencji w świecie idealnym, nie potrzebują spełnienia marzeń. Króliczek musi cały czas uciekać, ważna jest pogoń za nim, a nie jego złapanie – w innym przypadku życie nie ma sensu i celu. To jest najważniejsza rzecz, jaka umyka rezydentowi Olimpu. W przypadku „Miraclemana” musimy niestety sparafrazować tytuł wspomnianego opowiadania Chianga i dojść do bardzo smutnej konkluzji.

Formalnie komiks ten przypomina nieco gaimanowskie „Noce nieskończone”, czyli antologię opowiadań o rodzinie Sandmana. Tutaj jednak za rysunki do wszystkich epizodów odpowiada tylko jeden grafik, Mark Buckingam. I robi to naprawdę w wyjątkowy sposób – począwszy od standardowego prostego rysunku ołówkiem i tuszem, poprzez kredki, farby, węgle aż do pop-artowych kolaży, artystycznego ekspresjonizmu i zupełnie odjechanej, onirycznej stylizacji. Jego prace są tak zróżnicowane, że trudno uwierzyć w to, że wykonał je tylko jeden człowiek. Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy po przeczytaniu komiksu, jest taka, że treść minimalnie ustępuje formie. Gaiman porusza pewne ważkie tematy, komentuje Moore’a, odzierając czasem go z pewnej dwuznaczności. Pomimo ciągłej fabularnej wspinaczki na Olimp, cały czas mamy jednak wrażenie, że stoimy w miejscu. Z drugiej strony nie powinno nas to dziwić – przecież „Miracleman – Złota Era” to dopiero jedna trzecia całości. W tej chwili pozostaje nam tylko trzymać kciuki za pojawienie się kolejnych części tej historii.

Tytuł: Miracleman. Złota Era
Scenariusz: Neil Gaiman
Rysunki: Mark Buckingham
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Miracleman: The Golden Age
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: wrzesień 2017
Rok wydania oryginału: 2016
Liczba stron: 192
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788361319931

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz