Człowiek dwóch światów
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Tom King od kilku lat jest jedną z największych gwiazd DC Comics. Dorobił się wielkiego grona fanów, ale też sporej grupy krytyków. Nigdy nie ukrywałem, że zaliczam się do tych pierwszych – najnowszy komiks Kinga w Polsce zaliczam do jego najważniejszych dokonań. Egmont wydał w październiku „Strange Adventures” sygnowane logo DC Black Label. Nowy imprint nie zawsze spełniał pokładane w nim nadzieje, ale tym razem nie zawiódł pod żadnym względem.
Dwunastoczęściowa seria „Strange Adventures” z lat 2020-2021 jest już piątą noszącą ten tytuł. Pierwszą była antologia science fiction, która wystartowała we wrześniu 1950 roku, w czasach zmierzchu Złotej Ery i upadku pierwszej fali superbohaterów. Była antologią jakich wiele, choć pod jednym względem świetnie wpasowywała się w dominujące wówczas nurty popkulturowe – złote czasy prostego, pulpowego science fiction trwały wtedy w najlepsze. Omawiany dziś komiks nawiązuje do swej starszej o siedem dekad poprzedniczki nie tylko konwencją, ale i tytułem, który w tym przypadku dotyczy postaci głównego bohatera – Adama Strange’a.
Adam Strange jest herosem Srebrnej Ery – zadebiutował w siedemnastym zeszycie „Showcase” z 1958 roku. Wymyślił go redaktor Julius Schwartz, zainspirowany postaciami Johna Cartera i Flasha Gordona. Pewien ziemski archeolog zostaje przypadkowo trafiony dziwnym „promieniem Zeta”, przemierzającym galaktykę, i teleportowany na planetę Rann w układzie Alfa Centauri. Poznaje tam tubylców, którym pomaga w walce z najróżniejszymi niebezpieczeństwami; zakochuje się w Alannie, miłości swego życia i zadomawia się na obcej planecie. Ubrany w obowiązkowy jetpack, ultranowoczesny hełm, czerwony kostium i uzbrojony w laserowy pistolet (pew! pew!) staje się bohaterem Rann. Od czasu do czasu, gdy moc promienia Zeta się wyczerpywała, był przymusowo teleportowany z powrotem na Ziemię, ale dobrze wiedział, gdzie i kiedy promień uderzy ponownie. Wystarczyło być we właściwym miejscu i we właściwym czasie, aby wrócić na Rann. To była Srebrna Era w pełnej krasie, radosna pulpa, momentami głupawa i naiwna, mająca w głębokim poważaniu prawa fizyki i zdrowy rozsądek, prosta i nieudająca niczego innego. Adam Strange trafił na chwilę do komiksu „Mystery in Space”, należał do Ligi Sprawiedliwości, aż w końcu trafił do wspomnianego „Strange Adventures”. Pojawiał się tu i ówdzie w komiksach DC Comics, przetrwał „Kryzys na nieskończonych Ziemiach” i pod koniec lat dziewięćdziesiątych pojawił się nawet w „JLA” Granta Morrisona. Oto „człowiek dwóch światów” – Ziemi i Rann, znany, lubiany i szanowany w swych obydwu ojczyznach.
I wtedy, w roku 2019, przyszedł Tom King i postanowił odbrązowić legendę. King miał wówczas prawdziwą wenę. Gdy pandemia odizolowała go od reszty świata, napisał znakomitego „Rorschacha”, komiks poruszający trudne tematy polityczne, a także kwestię prawdy i fałszu w życiu społeczeństw. W bardzo podobne tony uderza również dwunastoczęściowa seria „Strange Adventures” wydana między majem 2020 a grudniem 2021 roku. Adam Strange i siły Rann powstrzymali jakiś czas temu straszliwą inwazję Pykktów. Nasz bohater postanowił nie korzystać już z promienia Zeta i wraz z żoną Alanną przenieść się na stałe na Ziemię. Jest tu prawdziwym celebrytą, napisał nawet książkę o wojnie z Pykktami, którą ochoczo podpisuje na najróżniejszych popkulturowych imprezach. Na jednej z nich pewien z czytelników rzuca mu w twarz przerażające oskarżenia wskazujące na to, że Adam nie jest wcale taki kryształowy, jak się wydaje. Gdy kilka dni później oskarżyciel zostaje zamordowany, superbohaterska społeczność zaczyna się zastanawiać, czy ktoś przypadkiem nie chciał go uciszyć. Liga Sprawiedliwości rozpoczyna własne śledztwo, którego poprowadzi Michael Holt, znany wszem i wobec jako Mister Terrific (to ten uwielbiający gadżety gość z latającymi wokół niego bez przerwy minidronami, którego widzowie mogą kojarzyć z najnowszego, kinowego „Supermana” Jamesa Gunna).
Fabuła „Strange Adventures” ma dwa wątki. Historia śledztwa w sprawie zabójstwa prowadzi Mr. Terrifica głęboko w przeszłość małżeństwa Strange’ów twardo trzymających się wersji o swej niewinności i heroicznej postawie podczas wojny z Pykktami. Narracja „współczesna” przeplatana jest retrospekcjami z Rann uginającej się coraz bardziej pod naporem najeźdźców – obydwa wątki świetnie się uzupełniają i co chwila rzucają na siebie nowe światło. Akcję na Ziemi ilustruje Mitch Gerads, znany w Polsce już z dwóch kooperacji z Tomem Kingiem – genialnego „Mister Miracle” i bardzo dobrego „Szeryfa Babilonu” (zwróćcie uwagę, co trzyma w rękach jeden z fanów Strange’a na piątej stronie komiksu). Gerads rysuje jak zwykle – nieco chropowato, bez przesadnego skupienia się na detalach, trochę onirycznie i symbolicznie. Wspomnienia z Rann za to rysuje Evan „Doc” Shaner, grafik w Polsce raczej nieznany. Jego styl jest zupełnie inny, ale w tym kontraście tkwi właśnie graficzna siła komiksu. Fragmenty Shanera to pulpa co się zowie, taki właśnie „Flash Gordon” sprzed niemal stulecia albo „John Carter” Edgara Rice’a Burroughsa. Lasery, plecaki odrzutowe, jaszczuroludzie, latanie w przestworzach, pojedynki z obcymi rasami – wszystko to w bardzo kreskówkowym, prostym i wyrazistym stylu.
Mimo wszystko jednak to narracja z Rann budzi jakiś nieokreślony niepokój. Nie do końca wiadomo, czy jest to obiektywna relacja trzecioosobowego narratora, czy może zniekształcona, subiektywna wizja Strange’a. Chyba nie można było wybrać lepszego śledczego niż Mister Terrific, chodząca, samodoskonaląca się encyklopedia nieustannie zbierająca nowe dane. To jest detektyw idealny, nie wie tylko tego, czego sam postanowił nie wiedzieć. King wykreował jego postać znakomicie, podobnie zresztą jak Adama i Alannę – wszyscy są tu niejednoznaczni, wzbudzający ambiwalentne uczucia i bardzo w tym wszystkim ludzcy. Sposób, w jaki King prowadzi czytelnika przez kryminalną bądź co bądź zagadkę, jest pierwszorzędny, taki sam jak w innym jego znakomitym komiksie – „Człowieku celu”.
Przewodnim tematem komiksu jest Prawda, taka pisana wielką literą. Czy zawsze powinna wyjść na jaw? Czy w imię wyższego celu powinniśmy dopuszczać istnienie Kłamstwa? Kto mógłby takie cele definiować i w jaki sposób? Tom King w latach 2003-2004 pracował dla C.I.A. podczas wojny w Iraku, co zaowocowało potem wspomnianym „Szeryfem Babilonu”. Problematyka wojny, jej usprawiedliwień i kosztów, jakie trzeba ponieść w jej imię, jest Kingowi bardzo dobrze znana. „Strange Adventures” wpisuje się zatem w ten sam nurt rozpraw Kinga na temat sposobów prowadzenia wojen, podobnie jak „Omega Men”, a także dyskusji o tym, czy superbohaterowie-harcerze pełni samych pozytywnych cech nie są przypadkiem największym Kłamstwem („Kryzys bohaterów”). Wielka Prawda ukryta jest gdzieś między kadrami.
Tytuł: Strange Adventures
Scenariusz: Tom King
Rysunki: Mitch Gerads, Evan Shaner
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Tytuł oryginału: Strange Adventures
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: październik 2025
Liczba stron: 448
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328173170






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz