czwartek, 11 grudnia 2025

49 idzie pod młotek

Rzeczywistość Ultra HD


Rozgrzewki do „Tęczy grawitacji” ciąg dalszy. Mamy lata sześćdziesiąte, Thomas Pynchon ukrywa się przed światem i ciągle pisze. W 1966 roku, trzy lata po „V.”, wydana zostaje skromna objętościowo powieść „The Crying of Lot 49”, czyli po naszemu „49 idzie pod młotek”. Rzecz przystępniejsza niż rzeczone „V.”, co jednak nie oznacza łatwej lektury. To Pynchon.

„49 idzie pod młotek” to w zasadzie kryminał, choć dość oryginalny. Mniej więcej trzydziestoletnia gospodyni domowa, Edypa Maas, żona popularnego spikera radiowego, dostaje pewnego dnia tajemniczy list. Jej dopiero co zmarły, dawny kochanek, magnat nieruchomości Pierce Inverarity, ustanowił ją wykonawczynią swego testamentu. Świat Edypy zaczyna trząść się w posadach. Wszak do tej pory, zamknięta w bezpiecznym i przewidywalnym stereotypie, funkcjonowała w świecie doznawanym i rejestrowanym w bardzo niskiej rozdzielczości. Do chwili pojawienia się listu „wiecznie miała wrażenie wyobcowania i izolacji, wyraźnie odczuwała brak intensywności świata, niczym przy oglądaniu filmu, kiedy obraz jest leciutko zamazany, a operator nie chce go wyostrzyć”.


Edypa rusza do Kalifornii. W trakcie inwentaryzacji majątku Pierce’a poznaje mnóstwo dziwacznych indywiduów, odwiedza podejrzane lokacje i zdobywa niezwykłe informacje. Wpada na trop „Trystero”, tajemniczej organizacji działającej w ukryciu od setek lat. W zasadzie nie do końca wiadomo, czym było (a może nadal jest) Trystero – możliwe, że nie istniało wcale. Edypa jednak znajduje o nim wzmianki wszędzie, gdzie się pojawi – w starych dokumentach, w teatralnej „sztuce jakobińskiej”, bełkocie chorego człowieka, a nawet na ścianie przypadkowo odwiedzonej ubikacji (uproszczony rysunek zatkanej trąbki pocztowej jednoznacznie kojarzący się z powieścią). Bohaterka wpada w obsesję, zaczyna oglądać świat w bardzo wysokiej rozdzielczości, dostrzegać więcej niż do tej pory – w rewelacyjnej scenie patrzy ze wzgórza na miasteczko i w układzie ulic widzi wnętrze radia tranzystorowego. Myśli wówczas, że to sam świat chce jej przekazać ukryte wiadomości.


Problem w tym, że Edypa przestaje odróżniać prawdę od fikcji. W śledztwie na temat rzeczywistości schowanej wewnątrz tej oficjalnie obowiązującej (bo do tego sprowadza się w pewnym momencie jej przygoda) Edypa zapuszcza się nie tylko w głąb tejże, ale przede wszystkim do wnętrza własnego umysłu. Jej zbyt aktywny umysł zostaje całkowicie zasypany bodźcami pozbawionymi gradacji ważności – równoważne jest wszystko, czego doświadcza. Edypa doszukuje się znaczeń we wszystkim i tworzy szalone spekulacje. Nie potrafi już funkcjonować inaczej niż jako detektyw, próbujący rozwikłać „tajemnicę Trystero”. Jednak jej „śledztwo” jest całkowitym zaprzeczeniem wszelkich detektywistycznych zagadek znanych z literackiej konwencji kryminału. Standardowy kryminał w trakcie lektury zawęża zbiór potencjalnych odpowiedzi na pytanie „kto zabił” – na końcu czeka na nas Rozwiązanie Zagadki. „49 idzie pod młotek” robi odwrotnie – poszerza świat nieznanego w trakcie odkrywania kolejnych warstw tajemnicy. Spisek wokół Trystero zdaje się mieć nieskończoną liczbę owych warstw – zdjęcie kolejnej odkrywa jeszcze większe pokłady danych, bodźców i pytań. Każda nowa informacja zwiększa chaos, z każdą nowo pozyskaną wiedzą, zwiększa się obszar towarzyszącej jej niewiedzy – jak poradzić sobie z tym faktem?


Bohaterowie „V.” i „49 idzie pod młotek” ruszają na poszukiwania sensu rzeczywistości. Sens, którego nie znajdują, lecz kreują, jest fałszem, ale pozwala funkcjonować, bo nadaje istnieniu jakąś wartość. Pynchon mówi jednak, że rzeczywistość to nieustanny rozpad, chaos i palenisko entropii. Jakiekolwiek próby jej porządkowania i ubierania w systemy pełne zasad są z góry skazane na porażkę. Edypa, jak wielu innych ludzi, radzi sobie z poznawczym chaosem kreując teorie spiskowe. Wiele osób przyjmuje te teorie tak łatwo tylko dlatego, że o wiele trudniejsze do zaakceptowania jest założenie, że one nie istnieją, a świat jest niekończącym się chaosem.

A z nieskończonością człowiek mierzyć się nie może. Może tylko iść w nią prosto, w szaleństwo. Edypa w trakcie swych poszukiwań schodzi co raz głębiej – królicza nora zdaje się nie mieć dna. Jedynym ratunkiem jest ucieczka od poznania, ponowna alienacja i założenie okularów przez które nie dociera większość wizualnych bodźców. Na końcu powieści nasza bohaterka znów patrzy na świat w bardzo niskiej rozdzielczości, zrezygnowana i przegrana. Jednak dopiero teraz może znowu swobodnie oddychać.

Czytelnik Pynchona jest trochę jak Edypa. Analizując jego prozę chwytamy się wskazówek, często fałszywych i umyślnie nam podsuniętych, ekstrahujemy z nich „znaczenie” i budujemy jakiś szerszy interpretacyjny kontekst. Pynchon-postmodernista mówi jednak, że tego rodzaju interpretacje nie mogą być trwałe – są tymczasowe i doraźne, bo nie istnieje jedna niepodważalna prawda (ani o świecie, ani o literaturze). W światach Pynchona nie istnieje rozróżnienie między informacją a szumem – język przestaje być środkiem komunikacji, a staje się pułapką.

„49 idzie pod młotek” jest bardziej metafizyczna powieścią niż „V.”, komentarz do współczesności jest, ale po prostu mniej widoczny. A co dalej? Zimą odepniemy w końcu wrotki i rzucimy się prosto w „Tęczę grawitacji”. Nie wiem co będzie.


Tytuł: 49 idzie pod młotek
Autor: Thomas Pynchon
Tłumaczenie: Piotr Siemion
Tytuł oryginału: Crying of Lot 49
Wydawnictwo: Art.-Rage
Wydawca oryginału: J.B. Lippincott & Co.
Rok wydania: 2024
Rok wydania oryginału: 1966
Liczba stron: 200
Wydanie: I
ISBN: 9788367515955

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz