Kwa, kwa, kwa!
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Tytułowe dźwięki wydaje oczywiście kaczka. Fani DC Comics wiedzą jednak, że są one także znakiem rozpoznawczym Pingwina, jednego z najpopularniejszych wrogów Batmana. Znakomity serial „Pingwin” platformy HBO Max dał Oswaldowi Cobblepotowi ostatnimi czasy drugie popkulturowe życie – może dlatego zaczynamy od niego.
Dlaczego „zaczynamy”? Otóż w latach 2017-2019 DC Comics wydawało albumy z serii „Batman. Arkham” zbierające wybrane odcinki komiksów z Batmanem, w których pojawili się jego najsłynniejsi wrogowie. Wyszły zbiory dotyczące Ra’s Al Ghula, Mr. Freeze’a, Clayface’a, Hugo Strange’a czy nawet „Córki Jokera”. No i oczywiście Pingwina – przed nami osiem wybranych opowieści o tym, bądź co bądź, tragicznym złoczyńcy. Zaczniemy w roku 1941, a skończymy w 2008 – czyli pełne spektrum przemian tej postaci.
Pierwsze dwa odcinki z perspektywy dzisiejszego czytelnika wydają się głupiutkie i bardzo mocno nadgryzione zębem czasu. Rozpoczynamy od pierwszego zeszytu, w którym w ogóle pojawił się Pingwin – „Detective Comics” numer 58 z 1941 roku. Był to Pingwin Złotej Ery, świata ochrzczonego potem Ziemią Dwa, w odróżnieniu od następującego po nim świata Ery Srebrnej, czyli Ziemi Jeden. Dlaczego nie odwrotnie, jak podpowiadałaby logika i zdrowy rozsądek? Nie jest to w zasadzie ważne, to były dziwne i chaotyczne czasy – ciekawskich odsyłam do artykułu o „Kryzysie na nieskończonych ziemiach”, gdzie staram się to w miarę logicznie poukładać. Pingwin Złotej Ery był podrzędnym złodziejaszkiem, pragnącym za wszelką cenę ukraść błyskotki z muzeum lub z salonu jubilera i nie dać się złapać Batmanowi.
Czy pojawiający się w drugim odcinku Pingwin Srebrnej Ery, starszy od poprzedniego o dwie dekady („Batman” numer 155 z 1963 roku), był inny? W zasadzie nie, choć świat, w którym żył, wysterylizowany z magii, erotyki, przemocy i przestępstw przez niesławny Kodeks Komiksowy z 1954 roku, był jeszcze bardziej kampowy, absurdalny i groteskowy. Batman i Robin latają na jakichś komicznych „śmigłoperzach”, a znikąd pojawiają się orły broniące gniazd, potem jakieś inne wielkie nakręcane ptaki czy nadmuchiwany sterowiec o wyglądzie pingwina. Oswald Cobblepot zyskał w tej epoce swój origin, opowieść założycielską i wyjaśnienie swej obsesji na punkcie ptaków i parasoli. Odcinek trzeci z 1984 roku (nadal Ziemia Jeden, choć już Ery Brązowej) pokazuje, jak bardzo te kolejne dwie dekady zmieniły superbohaterski komiks amerykański. To już nie jest głupiutkie nie wiadomo co z Batmanem-klaunem, tylko produkt końca dojrzałej, choć skazanej na zapomnienie epoki przedkryzysowej.
Zapomnienie? No tak. Gdy w 1985 roku nastąpił wspomniany „Kryzys na nieskończonych ziemiach”, a uniwersum DC odrzuciło niepotrzebne i niechciane światy, łącząc resztę w całość, kolejni wrogowie Batmana powracali jeden za drugim. Odrodził się również i Pingwin – i to w swej trzeciej wersji, obowiązującej do 2011 roku. W omawianym dziś komiksie ostatnie pięć opowieści dotyczy już niego – za rok 2008 nie wybiegamy. Starzy czytelnicy TM-Semic pamiętają „Śnieg i lód” z „Batmana” 2/1991 autorstwa Alana Granta i Norma Breyfogle’a, duetu, który – co tu dużo pisać – ukształtował nasze postrzeganie Mrocznego Rycerza u progu lat dziewięćdziesiątych. Pingwin powraca potem regularnie i daje się we znaki Batmanowi na różne sposoby – a to kombinuje na giełdzie w bardzo nielegalny sposób, prowadzi jakieś szemrane kasyno albo rzuca wyzwanie gangowi Czarnej Maski.
To właśnie ta dwuodcinkowa opowieść, nosząca tytuł „Płonące maski”, w której Cobblepot próbuje realizować swe najbardziej skomplikowane plany, jest szczególnie godna uwagi (obok „Śniegu i lodu” oczywiście). Scenariusz napisał Doug Moench, a narysował to wszystko sam Kelley Jones. Mamy rok 1997, jest już po „Epidemii” i za chwilę nastąpi „Kataklizm” otwierający „Ziemię niczyją”. Ależ to był specyficzny okres – groteskowy, mroczny jak dno piekieł, pełen absurdalnie długich uszu i kilometrowej długości peleryny Batmana. Pełna umowność, wymóg przyjęcia oryginalnej konwencji – czyli Kelley Jones, jakiego wszyscy kochali lub przeklinali. No i tak docieramy do ostatniego odcinka zbioru – specjalnego albumu „Joker’s Asylum: Penguin”.
Ten epizod rozwija i podkreśla to, co było ważnym elementem wspomnianego już na początku recenzji serialu. Opowiada o przyczynach zmiany małego Oswalda w groźnego, nieobliczalnego (choć zdrowego na umyśle, co u wrogów Batmana jest rzadkością!) i wyrachowanego przestępcę. Autor tego zeszytu, czyli znany nam dobrze Jason Aaron, Ameryki nie odkrywa – genezę Pingwina już znamy (najlepiej pokazał to chyba Alan Grant w jednym z odcinków zbioru „Uniwersum DC według Neila Gaimana”). To koszmarne dzieciństwo ukształtowało Pingwina – niezrozumienie, odtrącenie, nieustanne szykany. W żaden sposób nie usprawiedliwia to jego dorosłych czynów, lecz tłumaczy tylko, dlaczego w żadnym momencie życia Oswald Cobblepot nie mógł dopasować się do realiów otaczającego go świata. „Czy w ogóle ma swoje miejsce poza swym genialnym, pokręconym umysłem?” – zastanawia się Batman i to chyba najlepiej podsumowuje tę postać.
Chętnie poczytałbym inne zbiory z cyklu „Batman. Arkham”. Egmont, zróbcie coś z tym – kwa, kwa, kwa!
Tytuł: Batman Arkham. pingwin
Scenariusz: Bill Finger, Doug Moench, Alan Grant, John Ostrander, Paul Dini, Jason Aaron
Rysunki: Bob Kane, Sheldon Moldoff, Don Newton, Norm Breyfogle, Joe Stanton, Kelley Jones, Don Kramer, Jason Pearson
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Batman Arkham. Penguin
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: wrzesień 2025
Liczba stron: A
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328173071






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz